Stefan Rieger
Tekst z 14/04/2009 Ostatnia aktualizacja 16/04/2009 16:48 TU
Dzisiaj o wiosennych porządkach we Francji, czyli o wymiataniu prezesa Radio France i o tym, jak prezydent Sarkozy dwa razy nastąpił na grabie (jakaś sprawiedliwość jednak jest...).
Nicolas Sarkozy, który w nowej ustawie przyznał sobie prawo do mianowania i odwoływania prezesów publicznych mediów, skorzystał z pierwszej nadarzającej się okazji, by złapać za miotłę. Wymieciony zostanie szef Radio France, Jean-Paul Cluzel, którego kadencja wygasa w maju. Cluzel, za którego rządów publiczne radio zyskało sobie dużą estymę i wielu nowych słuchaczy, pragnął pozostać w fotelu przez dalszych pięć lat.
Prezydent zadecydował inaczej. Prawica i jej przywódca od dłuższego czasu już nie ukrywali, że pierwsza publiczna stacja, France Inter, gra im szczerze na nerwach. Podpadło im w szczególności paru dziennikarzy i satyryków, ujeżdżających sobie radośnie po władzy, na czele z jadowitym humorystą Stephanem Guillon.
Miotła
Jak przewidywałem, Sarkozy zagrał rzecz jasna jak Sarasate, mianując na miejsce Cluzela człowieka, którego wybór ma szanse stłumić ewentualny bunt w łonie niesfornej redakcji. Nowym prezesem Radio France – jeśli parlament nie odrzuci tej kandydatury, co nieprawdopodobne, gdyż musiałby to uczynić 3/5 głosów – zostanie w maju 57-letni Jean-Luc Hess, renomowany dziennikarz, były korespondent France Inter w Ameryce, a potem nawet szef tej rozgłośni.
Jeszcze chytrzejszym jednak posunięciem, o ile plotka się potwierdzi, będzie umieszczenie na czele France Inter Philippe’a Vala, naczelnego satyrycznego tygodnika Charlie Hebdo, który wsławił się tyleż nieprzejednaną postawą w aferze karykatur Mahometa, co bezpardonowym wywaleniem za drzwi słynnego rysownika-warchoła, Siné’go, za rzekomo antysemicki dowcip na temat syna Sarkozy’ego, Jeana. Siné od razu się zemścił, zakładając konkurencyjny a krwiożerczy tygodnik Siné Hebdo. W każdym razie Val, jako Hercules humoru i wirtuoz miotły będzie zapewne właściwym człowiekiem, z punktu widzenia władzy, by oczyścić publiczną Stajnię Augiasza i wymieść paru impertynentów, od Guillona poczynając. Pażiwiom, uwidim...
Grabie
Sarkoleon Bonaparte, jak zwą go niektórzy z impertynentów, doświadczył niemniej w tych dniach granic swej omniprezydencji, po dwakroć - zgodnie z francuską metaforą ogrodniczą - następując na grabie (co znamy też z porzekadła i filmu Méliès’a pod postacią metafory o „polanym polewaczu” czyli arroseur arrosé).W pierwszym przypadku Sarkozy zawdzięcza ów cios styliskiem w nos swej własnej większości parlamentarnej, która popisała się nadzwyczajną przytomnością umysłu w momencie głosowania nad drogą sercu prezydenta (i jego przyjaciół biznesmenów, rządzących wielkim przemysłem rozrywki) ustawą o ochronie praw autorskich w Internecie, zwaną ustawą Hadopi. Stwierdziwszy, że w amfiteatrze Pałacu Bourbonów jest zaledwie 15 deputowanych prawicy (która ma blisko 2/3 większości w liczącym 577 miejsc Zgromadzeniu Narodowym), grupa socjalistów schowała się za kotarą, by wyskoczyć nagle w chwili głosowania i obalić, stosunkiem głosów 21 do 15, rzeczony projekt ustawy.
Cep
Nic, tylko pogratulować, gdyż jej przyjęcie uczyniło by z Francji jeden z krajów najbardziej represyjnych w świecie, pod względem inwigilacji i tępienia w Internecie rzekomego piractwa, z prawem do odcięcia internautów od sieci, po dwóch ostrzeżeniach, i zmuszenia ich, co więcej, do płacenia nadal abonamentu za usługi, których ich pozbawiono. Lewica wybawiła poniekąd władzę z opresji, gdyż szereg przepisów z tej ustawy ma szalenie kruche podstawy prawne i zakwestionować by je mogły różne instancje: Rada Konstytucyjna, do której stowarzyszenia konsumenckie nie omieszkałyby zaskarżyć artykułu o „płaceniu za usługi, których nie ma”, lub Rada Europy oraz Komisja i Parlament Europejski, który dopiero co przegłosował rezolucję, potępiającą wszelkie pokusy pozbawiania obywateli dostępu do Sieci.
Głęboko zraniona w swej miłości własnej prawica – a zwłaszcza jej dowódca, gdyż armia jako taka wydana jest na pastwę wątpliwości, stąd brak entuzjazmu w głosowaniu – nie omieszkała od razu zapowiedzieć, iż pomści hańbę, czyli powróci na forum parlamentu z niezmienionym projektem ustawy już pod koniec kwietnia. Szkopuł w tym, że całą debatę podjąć trzeba będzie od nowa i nie ma mocnego, który umiałby przewidzieć jej rezultat.
Łopata
Drugiego prztyczka w nos dostał nasz Wszechprezydent od Rady Konstytucyjnej, która nakazała Radzie d/s mediów CSA, by wliczała odtąd czas prezydenckich wystąpień w radiu i telewizji do puli czasu antenowego, jakim dysponuje prezydencka większość. CSA trzymało się dotąd reguły trzech: jedna trzecia dla rządu, druga dla parlamentarnej większości (co wychodzi na jedno) i trzecia dla opozycji.
W diagramie nie ma w ogóle prezydenta, który w V Republice ma być teoretycznie ponadpartyjnym przywódcą narodu, lecz w praktyce – którą Sarkozy doprowadził do paroksyzmu – jest głównie szefem własnej kasty. Rada Konstytucyjna zleca zatem Radzie d/s mediów wypracowanie nowych reguł gry, sugerując, by zaliczała słowo omniprezydenta - obecnego w eterze nieustannie, aplikującego nam swe łopatologiczne recepty trzy razy dziennie, przed i po jedzeniu - do puli przyznanej rządzącej większości, i oddanie tej z grubsza jednej trzeciej czasu zepchniętej całkiem na margines opozycji.
Sito
Rada d/s mediów CSA, złożona głównie z przyjaciół prezydenta, niełatwe ma zadanie: wynaleźć musi sitko, pozwalające odcedzić słowo Sarkozy’ego, szefa własnej partii i obrońcy interesów swojej klasy, od słowa Sarkozy’ego-prezydenta, ponadpartyjnego Wodza Narodu. Życzymy jej wszystkiego najlepszego!
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU