Marek Brzeziński
Tekst z 27/04/2009 Ostatnia aktualizacja 27/04/2009 15:52 TU
Zagotowało się w świadku piłkarskim i pływackim. W tym pierwszym za sprawą wypowiedzi Laurenta Blanca, trenera zespołu Bordeaux, w tym drugim – dzięki, za przeproszeniem, gaciom.
Laurent Blanc to mistrz świata z 1998 roku, członek „złotej” ekipy Niebieskich, którzy pod batutą trenera Jacqueta osiągnęli wyżyny światowego futbolu. Blanc grał na obronie. Jego dalsza kariera, już w roli trenera, wywołała stupor francuskiego światka piłkarskiego. W ubiegłym sezonie zadebiutował w roli trenera zespołu Bordeaux. Wszyscy się spodziewali, że będzie musiał zapłacić frycowe, że trzeba czasu, aby nabrał doświadczenia. Nikt nie wierzył w jego talent i nie oczekiwano po Blancu żadnych rewelacji. Tymczasem oczy komentatorów, kibiców, a co najważniejsze duszącej się we własnym sosiku trenerskiej braci robiły się coraz bardziej okrągłe ze zdumienia. Blanc radził sobie nadzwyczajnie. Walczył o mistrzostwo. Przegrał je na finiszu, ale Olympique Lyon, sięgający po raz siódmy z rzędu o zaszczytny tytuł najlepszej ekipy Francji, był w schyłkowym okresie swej świetności, jeśli tak to można ująć, i nie dał szans rywalom. O tym, że był to schyłek, można się przekonać w tym sezonie. W każdym razie Blanca uznano za trenera roku.
W tym sezonie trener Bordeaux potwierdził swoje umiejętności. Jego przykład jest świadectwem tego, co inteligencja może zrobić z umiejętnościami popartymi rzetelną wiedzą.
Co więcej, sposób gry, jaki narzucił Bordeaux zadaje kłam twierdzeniu, że trener przyjmuje taką taktykę, jaką pozycję zajmował na boisku. Zatem napastnik nastawia swoich piłkarzy ofensywnie, czego najlepszym dowodem był Kazimierz Górski, hołdujący zasadzie, że jego drużyna musi być lepsza o jedną bramkę od przeciwnika i w tym tkwi tajemnica sukcesów. Z kolei były obrońca zajmując miejsce na ławce trenerskiej każe przede wszystkim murować bramkę i pilnować się, aby nie stracić gola. A zatem mieć o jedną bramkę strat mniej niż przeciwnik. Jak widać na tej samej murawie grać w piłkę można według dwóch różnych podejść filozoficznych, z których jedno patrząc na butelkę wypełnioną do połowy wodą każe twierdzić, że butelka w połowie jest pusta, drugie, że w połowie pełna. Laurent Blanc łączy inteligencję, z optymizmem, radością ze strzelonych bramek przewyższającą satysfakcję z jak najmniejszej liczby straconych goli i jasno wytyczonej wizji, której realizacja prowadzi do sukcesów. To sprawia, że w tej chwili Bordeaux jest na drugim miejscu w tabeli Ligue 1, a w szeregach zespołu znad Żyrondy pojawił się największy talent francuskiej piłki ostatnich lat, odrzucony przez AC Milan nieoszlifowany diament, Gourcuff.
Laurent Blanc, który diament oszlifował i stworzył piłkarski brylant, słynie z mówienia tego, co myśli, czym nie zaskarbia sobie sympatii w światku francuskiej piłki.
Swoim opiniom dał wyraz w wywiadzie dla dziennika l’ Equipe, któremu powiedział bez ogródek, że francuska piłka nie ma szans na walkę o pierwsze skrzypce w Europie. Blanc zastrzega się, że nie jest pesymistą. To realizm i pragmatyzm każą mu widzieć sprawy w takim świetle. Trener Bordeaux położył futbol we Francji na kozetce i zafundował mu psychoanalizę. Powstrzymamy się przed ocenę tego trendu psychologii w ujęciu freudowskim czy neopsychoanalitycznym, bo rozsadziłoby to ramy felietonu sportowego. Poprzestaniemy na analizie zaproponowanej przez Blanca. Według niego traktowanie piłkarzy jako „neuneus”, czyli debili, jest całkowicie nietrafną i co gorsza powierzchowną opinią wynikającą z prostego rachunku – jak ktoś nie ma wykształcenia, to jest półgłupkiem zdolnym tylko do kopania piłki. Tymczasem inteligencja nijak się nie ma do intelektu i do wiedzy. Tym bardziej, dodajmy, że jest kilka rodzajów inteligencji. Ale takie stawianie sprawy ogranicza trenerów i zawodników sprowadzonych do roli gladiatorów ukształtowanych przez społeczeństwo narzucające kult sukcesu i wymagające zero refleksji.
We Francji bowiem pokutuje wizerunek piłki nożnej jako zajęcia równie wybitnego jak gra na Play Station.
Różnice w podejściu w kulturze francuskiej i zagranicznej widać, gdy popatrzy się na zachowanie piłkarzy rodzimego chowu i cudzoziemców. Jak to zmienić? Otóż ci, którzy twierdzą, że futbol francuski cierpi na brak pieniędzy, mecenasów i nowoczesnych struktur mają rację. Ale to nie wszystko. To tylko jedna strona medalu i to nie ta najważniejsza, bo główne źródło bolączek francuskiej piłki nożnej tkwi w kulturze francuskiej, w narzuconej przez nią hierarchii wartości. We Włoszech futbol jest drugą religią, w Anglii ważnym elementem życia społecznego, uznanym przez intelektualistów i artystów, dla kibiców Barcelony, jest on istotnym elementem budowy tożsamości narodowej Katalończyków, we Francji - igrzyskami półgłupków - gladiatorów.
We francuskim światku pływackim zawrzało z innego powodu.
Wiadomość o pobiciu rekordu świata przez Alaina Bernarda na mistrzostwach Francji w pływaniu zepchnęła we francuskich mediach na dalszy plan poważne informacje polityczne. Bernard przepłynął sto metrów stylem dowolnym w czasie 46 sekund i dziewięćdziesięciu czterech setnych przekraczając mityczną granicę czterdziestu siedmiu sekund. A jednak to nie wyczyn sportowy „Białego Rekina”, jak nazywają we Francji Bernarda, wywołał takie zamieszanie. Poszło o pływackie portki, czyli najważniejszą część stroju pływaka. Na basenie Antygona w Montpellier, gdzie rozgrywano mistrzostwa Francji w pływaniu, toczyła się bezprecedensowa walka między producentami strojów - między Areną, w której pływa Bernard, Tyrem (w stroju tym pływa Leveaux) i włoskim Jaked. Przedstawiciele tej firmy, niczym murzyńscy sprzedawcy chińskich podróbek na stacji paryskiego metra, krążyli na basenie w Montpellier zachwalając swój towar i namawiając pływaków do zmiany producenta. Twierdzili przy tym, że dostarczają kostiumy tylko zamówione przez pływaków, tymczasem prezes firmy przyznał, że w czasie niedawnych mistrzostw Włoch i Holandii sprzedano w handlu obnośnym tysiąc pływackich porteczek stanowiących przełom w dziedzinie technologii.
W przeciwieństwie do kostiumów innych firm Jaked proponuje spodnie wykonane całkowicie ze specjalnego materiału przypominającego neoprene.
Pozwala on niemal całą energię koncentrować na odbiciu się pływaka, a nie na utrzymywaniu się przez niego na wodzie. W Montpellier, na półmetku zawodów, pobito trzynaście rekordów Francji – dziewięć z nich w kombinezonach Jaked. Francuzi twierdzą, że na basenie Antygony rozgrywa się godna pożałowania Pantalonada – parada i batalia o pływackie stroje. Część pływaków już protestuje, bo kostium Jaked kosztuje niemal 400 euro i ich zdaniem zmniejsza udział w sukcesie samego sportowca. Pływacy, zgodnie z republikańskimi zasadami wyrastającymi na gruncie antyliberalizmu, krzyczą o nierówności szans, a póki co Bousquet w portkach Jakeda pokonał rekordzistę świata Bernarda i co więcej sam też na pływalni Antygony ustanowił nowy rekord, na 50 metrów. Czy zatem jesteśmy świadkami pojawienia się kolejnego rodzaju dopingu – dopingu technologicznego? Coś w tym jest, skoro w Jakeda pływa się lepiej i szybciej niż w innych strojach. Doping tkwi w gaciach. Czysta Pantalonada.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU