Anna Rzeczycka
Tekst z 09/05/2009 Ostatnia aktualizacja 09/05/2009 15:52 TU
Wystawa trafiła do Polski z okazji 20. rocznicy pierwszych wolnych wyborów i 5. rocznicy przystąpienia Polski do Unii. Z Wrocławia pojedzie prawdopodobnie do Hiszpanii, na Węgry i na Łotwę. Francja nie okazała na razie zainteresowania.
Jak pisze Le Monde, jest to wystawa „in progress”: zmieniana i uzupełniana w trakcie swej podróży przez Europę. Historia europejska wygląda inaczej z perspektywy zachodu, inaczej z perspektywy wschodu. Elie Barnavie i Krzysztof Pomian byli świadomi tego, że za zbiorową pamięcią kryją się bardzo różne odczucia poszczególnych narodów i że o tożsamości Unii Europejskiej decyduje także rywalizacja między różnymi pamięciami.
Młody prezydent Wrocławia, Rafał Dutkiewicz, po raz pierwszy wystawę widział w Brukseli. Zrobiła ona na nim duże wrażenie. Przeszedł przez sale przypominające drugą wojnę światową, rok 1945 i pragnienie zrodzone wśród ruin materialnych i moralnych, by raz na zawsze skończyć z głupotą wojny i zacząć budować Europę inaczej, bez traktatu pokojowego, za to z zaproszeniem wystosowanym do zwyciężonych, by zasiedli do wspólnego stołu ze zwycięzcami.
Gdy trafił jednak do sali poświęconej Ojcom założycielom Unii Europejskiej i gdy zobaczył obok fotografii Konrada Adenauera, Jeana Monneta, Alcide’a De Gasperiego podobizny tych, których określono mianem „ojców pośrednich”, a wśród nich Churchilla, Trumana, Marshalla, Keynesa i … Stalina poczuł się dziwnie. Nie zadowoliły go wyjaśnienia Elie’ego Barnaviego, że groźny cień Stalina miał działanie przyśpieszające dla budowy wspólnoty europejskiej.
Na wystawie, którą Dutkiewicz gości we Wrocławiu, Stalin został więc odizolowany od ojców założycieli i wylądował w oddzielnej sali oświetlonej na czerwono.
W mieszkańcach wschodniej części Europy uczucia zdziwienia i oburzenia wywołuje też sposób, w jaki w Brukseli pokazana została historia kontynentu, gdy dzieliła go jeszcze żelazna kurtyna.
Główne przejście w murze berlińskim Checpoint Charlie zobrazowane zostało przy pomocy latarni o bladym świetle i posterunku policji. Ostatnim obrazem mającym symbolizować tamten okres na zachodzie była natomiast zrekonstruowana sala tortur z czasów dyktatury Franco, z łańcuchami i instrumentami do duszenia.
Wice-przewodniczący Parlamentu Europejskiego Miguel Angel Martinez Martinez – była ofiara frankizmu, który od czasu, gdy był torturowany, nie nosi krawata, rozpłakał się, gdy ją zobaczył.
Wschodni europejczycy oczywiście to rozumieją, chcieliby jednak, by w podobnie sugestywny sposób przekazane zostało okrucieństwo komunizmu. „ Nie mogliśmy zbudować drugiej sali tortur - broni się Elie Barnavi - o totalitaryzmie opowiadamy inaczej."
Na wystawie w Wrocławiu partie poświęcone komunizmowi zostały niemniej rozbudowane...
Najwięcej polemik między wschodem a zachodem – ciągnie Marion Van Renterghem – budzi nadal historia upadku muru berlińskiego.
„Koniec komunizmu nie zaczął się od obalenia muru 9 listopada 1989 roku, lecz o wiele wcześniej u nas, dzięki Solidarności, kościołowi katolickiemu i papieżowi Janowi Pawłowi II”- przypomina Rafał Dutkiewicz, precyzując, że w odróżnieniu od pierwowzoru brukselskiego wystawa w jego mieście o wiele więcej miejsca poświęca polskiej drodze do wolności.
"Pamięć zachodu - tłumaczy Krzysztof Pomian - zatrzymuje wydarzenia spektakularne, a nie powolny proces przewracającego się domina." "Główny problem polega na tym - dodaje ze swej strony Elie Barnavi - że dla zachodu punktem centralnym historii XX wieku był Hitler, a dla wschodu Stalin, choć wschód miał jednego i drugiego."
Czy istnieje doskonała historia konstrukcji europejskiej? - pyta na zakończenie dziennikarka Le Monde. Elie Barnavie odpowiada: "Próbujemy pogodzić punkty widzenia, we Wrocławiu zbliżyliśmy się do równowagi."
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU