Marek Brzeziński
Tekst z 01/06/2009 Ostatnia aktualizacja 01/06/2009 14:56 TU
Skończyło się Giro d’Italia. Koniec ligi rugby, którą pasjonuje się pół Francji. Roland Garros sypie jak z worka żółtymi piłkami niespodzianek – tak będzie jeszcze przez tydzień. Tymczasem dwa mocne akordy zakończyły sezon 2008/2009 w piłce nożnej. To był sezon pod znakiem BB.
Nie chodzi tu jednak o legendarną francuską gwiazdę filmową o takich właśnie inicjałach, lecz o dwie drużyny, które zdecydowanie wybijały się ponad przeciętność na boiskach europejskich i na francuskim podwórku: o Barcelonę i o Bordeaux. Ta pierwsza wygrała w Lidze Mistrzów pokazując futbol z innego wymiaru. Ta druga zwyciężyła w Ligue 1, zdobywając mistrzostwo Francji i detronizując Olympique Lyon, który po 7 latach bezprecedensowego panowania na francuskiej murawie musiał oddać berło Żyrondystom. Finisz sezonu był pasjonujący zarówno w Lidze Mistrzów, jak i w pierwszej, a także w drugiej lidze francuskiej. W Champions League królują zespoły angielskie. Premiership jest rzeczywiście najlepszą ligą w Europie, czyli w piłkarskim świecie. Liga angielska przegoniła przereklamowane calcio z Serie A, jest na wyższym poziomie niż liga hiszpańska i Bundesliga. W półfinałowej czwórce trzy zespoły pochodziły z Wyspy – Arsenal, Chelsea i Manchester United, a ten czwarty, Liverpool, przegrał w „bratobójczym” pojedynku ćwierćfinałowym.
Tym rodzynkiem spoza Premiership była Barcelona, która sprawiła niesłychaną niespodziankę, strzelając gola na wagę awansu już w doliczonym czasie meczu z Chelsea.
W rzymskim finale, po kwadransie przewagi Manchesteru United, „Duma Katalonii” otrząsnęła się, nabrała wigoru i od tego momentu na boisku istniała praktycznie tylko jedna drużyna, a przecież Manchester to doskonały zespół, potrafiący fantastycznie grać w piłkę. Na Stadionie Olimpijskim nie miał jednak żadnych szans na powtórzenie sukcesu z ubiegłego roku. Nie był to porywający finał, ale znawcom i koneserom piłki nożnej wystarczyły zachwyty nad grą Katalończyków mających najlepszy atak na świecie: Thierry Henry, Eto’o i Messi. Ten ostatni, filigranowy Argentyńczyk, który głową strzelił jednego z dwóch goli udowodnił, że rzeczywiście zasługuje na miano najlepszego piłkarza naszego globu. Barcelona pod batutą Guardioli jest zespołem marzeń.
To co udało się Guardioli, to na francuskim podwórku potrafił zrobić Laurent Blanc. Jest to tym bardziej zdumiewające, że ten były mistrz świata z 1998 roku jest dopiero drugi sezon trenerem. Wydawałoby się, że taki „żółtodziób” nie ma żadnych szans. A jednak.
Prezes Bordeaux przyznał, że najpierw się wahał, czuł, iż wiele ryzykuje, a jednak po rozmowie z Blankiem wiedział, że tylko on może prowadzić zespół z Żyrondy.
W zeszłym sezonie, roku swego debiutu na ławce trenerskiej, Laurent Blanc wprawił wszystkich w zdumienie – w tym sezonie osiągnął jeszcze więcej, bo mistrzostwo kraju. I wprawdzie za trenera roku uznano prowadzącego Olympique Marsylia Erica Geretsa, to jednak Blanc jest bez wątpienia wyśmienitym fachowcem. Oprócz teorii ma jeszcze coś, co rekompensuje brak doświadczenia – ma wizję. To dzięki niej stworzył ekipę, która wierzyła, że jest w stanie skutecznie walczyć o najwyższe trofeum, a przecież pojedynek trzech, a potem już dwóch zespołów – Bordeaux i Olympique z Marsylii, trwał do ostatniego gwizdka sędziego. Finisz był pasjonujący w obydwu ligach. W drugiej - do ostatniego tchu walczono o awans i o uratowanie się przed spadkiem. Obok Lens, zespołu, w którym występowało wielu polskich piłkarzy i potomków polskich imigrantów, do pierwszej ligi weszła drużyna Montpellier, która wygrała ze Strasburgiem, także kandydatem do awansu. Strasburg przegrał i znów jest skazany na drugoligową wegetację.
Trzecim zespołem, który będzie w przyszłym sezonie występował w Ligue 1, jest Boulogne-sur-Mer, beniaminek, największa sensacja rozgrywek drugoligowych.
Położone nad Kanałem La Manche miasteczko przeżyło szaloną noc: jego zespół po raz pierwszych w historii gra w esktraklasie. Następnej nocy Boulogne-sur-Mer pałeczkę oddało Bordeaux, bo oto zaczął się ostatni akord piłkarskiej symfonii, walka o tytuł mistrza kraju. Ustępujący mistrzowie z Olympique’u zremisowali na boisku w Tuluzie 0:0. Olympique Lyon jest trzeci i będzie walczył w eliminacjach o prawo gry w fazie finałowej Ligi Mistrzów. Tuluzie, piłkarzom w różowych koszulkach z różowego miasta Katarów, jeden punkt wystarczył do czwartego miejsca, a dzięki temu do gry w Lidze Europy, następczyni Pucharu UEFA. O drugi paszport do Europy walczyło Lille, gdzie ostatni kwadrans zagrał mający polskie korzenie Obraniak. Jego występami w reprezentacji Polski interesowali się przez jakiś czas polscy działacze. Po fantastycznym spotkaniu Lille pokonało Nancy 3:2 i przeskoczyło na ostatnich metrach Paris St. Germain, które w żenującym stylu zremisowało z Monaco, europejskie puchary będzie zatem oglądać w telewizji.
Zacięty bój o utrzymanie się w lidze toczyło Nantes. Nantes Atlantique pokonało 2:1 drużynę Auxerre, pozbawioną żądła: polskiego napastnika, Ireneusza Jelenia, leczącego kontuzję ścięgna Achillesa.
Według l’Equipe, Dudka zagrał na piątkę. To był jednak łabędzi śpiew kanarków atlantyckich. Na boisku pojawiła się policja. Wściekli do nieprzytomności kibice domagają się ustąpienia zarządu, w tym Waldemara Kity, francuskiego przedsiębiorcy polskiego pochodzenia. Swoją „zieloną” skórę uratowali Zieloni z St. Etienne, którzy jak walec przejechali się po Valenciennes, wygrywając 4:0, czym zapewnili sobie pierwszoligowy byt. Obok Hawru i Nantes, do drugiej ligi spadło Caen, a to za sprawą porażki z Bordeaux, które toczyło korespondencyjny pojedynek o mistrzostwo z Olympiquem Marsylia. Marsylczycy fikali w powietrzu koziołki z radości po każdym strzelonym golu w spotkaniu z Rennes. Koziołki były cztery, ale nawet tuzin nie zmieniłby sytuacji w tabeli. Olympique Marsylia jest drugi i ma zapewniony start w fazie finałowej Ligi Mistrzów. I wreszcie delicje: deser, że palce lizać. Bordeaux i jego gwiazdy Bretończyk Gourcuff i Marokańczyk Chamakh, musieli zremisować, żeby zostać mistrzem. Bordeaux wygrało 1:0 w meczu z Caen. Na murawie łzy: radości w kolorze bordo i smutku w barwach już drugoligowego Caen, a ulicami szalejącego ze szczęścia Bordeaux rzeką płynęło... rzecz jasna bordeaux.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU