Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Książki i autorzy

Sebald na Korsyce

 Krzysztof Rutkowski

Tekst z  03/06/2009 Ostatnia aktualizacja 05/06/2009 07:30 TU

Winfried Georg Maximilian Sebald, zwany Maxem. Wielki artysta pióra, jeden z największych pisarzy dwudziestego wieku, zmarły za kierownicą samochodu w roku 2001, w wieku 57 lat. Sebald był wykładowcą literatur europejskich w Anglii. Prozę zaczał pisać późno, w wieku 44 lat. Napisał arcydzieła: "Czuję. Zawrót głowy", "Wyjechali", "Austerlitz", "Pierścienie Saturna". Już po jego śmierci ukazał się kolejny tom "Campo Santo", w którym znalazły się rewelacyjne opowiadania poświęcone Korsyce.

Jedno z nich nosi taki właśnie tytuł: "Campo Santo". To opowiadanie o obcowaniu żywych i umarłych na Korsyce. Zaczyna się tak:

Skały z ognia
Nazajutrz po przyjeździe do Piana droga zaprowadziła mnie za miasteczko i prawie natychmiast poczęła spadać serpentynami, zygzakami, zawrotami, że włosy stawały dęba na głowie, pośród prawie pionowych urwisk pokrytych rozbuchaną zielenią zarośli aż do dna głębokiego na kilkaset metrów jaru, schodzącego ku zatoce Ficajola.

Tam w dole, gdzie jeszcze w pierwszych latach powojennych, w drewnianych barakach, pokrytych falistą blachą, dzisiaj częściowo zabitych deskami, mieszkała grupa rybaków liczących być może dwanaście dusz, spędziłem połowę popołudnia w towarzystwie kilku innych letników przybyłych z Marsylii, z Monachium lub z Mediolanu, usadowionych ze swym prowiantem oraz rozmaitymi praktycznymi utensyliami w odstępach w miarę możliwości równych, i leżałem tam długo, bez ruchu w pobliżu małego strumyka, którego woda przypominała żywe srebro i nawet teraz, u schyłku lata, płynęła nieustannie z tym szemraniem przysłowiowym, znanym mi od praczasów, po ostatnich granitowych występach, by bezgłośnie wyzionąć ducha na plaży i zgubić się w piasku.

Patrzyłem na jaskółki, zadziwiająco tu liczne, krążące ponad spadającymi pionowo do morza skałami o barwie ognia, lecące po słonecznej stronie do strefy cienia, a potem ślizgowo z cienia ku światłu...

Śmierć w wodzie
...i ja też przepełniony tego popołudnia poczuciem wolności bez granic, zanurzyłem się w wodzie i wypłynąłem z zatoki z cudowną lekkością, bardzo daleko, tak daleko, że wydało mi się, że mógłbym dryfować, po prostu, do wieczora, a nawet po nocy. Kiedy jednak w końcu zawróciłem, posłuszny dziwacznemu instynktowi wiążącemu nas z życiem, w kierunku lądu, który z tej odległości wydawał się ziemią nieznaną, poruszałem ramionami z coraz większą trudnością, żabka za żabką, nie dlatego, że płynąłem pod prąd, który potąd unosił mnie w zatoce, wcale nie, chociaż wydawało mi się, jeśli można tak powiedzieć o powierzchni morza, że wznosi się ona pod górę.

Panorama, którą widziałem, chwiejna i ruchoma, zdawała się wykraczać z kadru, a jej górna krawędź wychyliła się ku mnie o kilka stopni, podczas gdy dolna cofnęła się w podobnych proporcjach. Jednocześnie to, co tak groźnie piętrzyło się przede mną wydawało mi się chwilami, że nie należy do realnego świata, lecz jest wydobytą na zewnątrz repliką stanu wewnętrznej słabości, nakrapianą błękito-czarnymi plamami, nie do pokonania.

A później, jeszcze trudniejsze niż dopłynięcie do brzegu, okazało się wspinanie po zygzakowatej drodze i po prawie zarośniętych ścieżkach, łączących niekiedy jeden kawałek wybrzeża z drugim. Mogłem stawiać stopy tylko wolno i rytmicznie, jedna za drugą, ale czoło, w gęstniejącym pomiędzy skałami gorącem popołudnia, szybko pokryło się potem i krew biła mi w szyi jak u jednej z jaszczurek przyczajonych na ścieżce w bezruchu ze strachu przed obcym.

Na cmentarzu
Potrzebowałem ponad półtorej godziny, by znależć się na wysokości Piana i maszerować nadal, niczym ktoś, kto opanował sztukę lewitacji, w rodzaju stanu nieważkości, od pierwszych domostw do pierwszych ogrodów, wzdłuż muru, za którym znajduje się kawałek ziemi, w której miejscowi grzebią swoich zmarłych. To było, o czym przekonałem się po przejściu przez żelazną bramę o skrzypiących zawiasach, miejsce mocno zaniedbane, co powszechnie zdarza się we Francji, sprawiające raczej wrażenie zapomnianego przez wspólnotę wysypiska, niż antyszambru życia wiecznego.

Spośród grobów nieregularnie wystających z wyschniętego i nierównego stoku, nieustannie załamującego się i obsuwającego o pół stopnia, wiele już się zapadło i pokryły je inne, nowsze. Lekko zaniepokojony, z uczuciem trwogi, którego nadal jeszcze doznajemy na myśl o naruszaniu intymności zmarłych, okraczałem popękane obmurówki i nagrobki, mijałem odsunięte płyty, zapadnięte belkowania, krzyż połamany i przegryziony rdzą, ołowianą urnę, rękę anioła, nieme ułomki od lat opuszczonej miejscowości, a nigdzie nie widziałem cienistego krzewu ani drzewa, żadnej tui lub cyprysu, które sadzi się często na cmentarzach południa na znak pociechy lub żałoby.

Kwiaty, chwasty i ogrody
Na pierwszy rzut oka wydało mi się, że na polu zmarłych w Piana nie było niczego przypominającego naturę, która, w co przywykliśmy wierzyć od zawsze, przekracza nasz koniec, z wyjątkiem sztucznych fiołków, róż i malw, które zakłady pogrzebowe we Francji z upodobaniem oferują swej klienteli, z jedwabiu, z krepy lub z nylonu, z jaskrawo malowanej porcelany lub z blachy i z drutu, które wydają się nie tyle oznakami trwałego przywiązania, ile raczej dowodem na to, że mimo gwałtownych zapewnień, to co oferujemy naszym zmarłym z rozlicznych cudowności tego świata stanowi ich najnędzniejszy substytut.

Dopiero kiedy spojrzałem uważniej, dostrzegłem chwasty, wykę, macierzankę, koniczynę, krwawnik i rumianki, owies, pszeniec różowy oraz wiele jeszcze innych nieznanych mi ziół, rosnących wokół kamieni i tworzących prawdziwe zielniki i miniaturowe pejzaże, w połowie jeszcze zielone, a w połowie już zeschnięte, nieskończenie piękniejsze niż kwiaty zwane dekoracyjnymi, sprzedawane przez ogrodników na niemieckich cmentarzach, składające sie w większości z wrzosów, miniaturowych choinek lub doskonale nijakich bratków, sadzone w porządku bezwzględnie geometrycznym w wybornej, czarnej jak sadza ziemi, przykre wspomnienie z mego na szczęście już bardzo odległego dzieciństwa, spędzonego u podnóża Alp.

Twarze lekko zamazane
Ale na cmentarzu w Piana, spomiędzy wątłych łodyd, badylków i kłosów, z głębi owalnych sepiowych portretów obwiedzionych pozłacanym drutem, spoglądali niekiedy drodzy zmarli, których podobizny w krajach romańskich umieszczano do końca lat sześćdziesiątych: husarz w mundurze ze stójką, dziewczyna zmarła w dniu swych dziewiętnastych urodzin, twarz w trzech czwartych wymazana przez słońce i deszcze, osobnik prawie bez szyi z wielkim węzłem krawata, urzędnik kolonialny w Oranie do roku 1958, mały żołnierz w furażerce na bakier, który powrócił ciężko ranny z dżungli, w której na daremno bronił Dien Bien Fu.

W wielu miejscach chwasty już porosły małe marmurowe tabliczki wotywne ustawione na świeższych grobach, na których w większości znajdują się lakoniczne wzmianki: "Pogrążeni w żalu" lub "Pogrążeni w nieutulonym żalu" wypisane starannie zakręconymi literami, jakby skopiowanymi z dziecięcego kajetu. "Pogrążeni w nieutulonym żalu": jak wszystkie formuły za pomocą których wyrażamy naszą sympatię dla zmarłych, również ta nie pozbawiona jest dwuznaczności, ponieważ nie tylko wyraz wieczystego, nieutulonego żalu żyjących ogranicza się do absolutnego minimum, lecz także, gdy zastanowimy się uważniej, przypomina wyznanie winy przesłane zmarłym po fakcie, prośbę o wybaczenie niechętnie kierowaną do tych, których za wcześnie zakopało sie w ziemi.

Nazwiska doskonale brzmiące
Jedynie same nazwiska umarłych wydały mi się jasne i wyzbyte wszelkiej dwuznaczności, a liczne pośród nich były doskonałe, zarówno ze względu na sens jak również ich brzmienie, jak gdyby ich nosiciele byli za życia świętymi lub po prostu posłańcami z innego, pożądanego przez nas świata, przebywającymi pośród nas krótko.

Po prawdzie jednak nawet nazwiska Gregorio Grimaldi, Angelina Bonavita, Natale Nicoli, Santo Santini, Serafino Fonta lub Archangelo Casabianca nie uchroniły ich nosicielei od ludzkiego zła, tkwiącego zarówno w nich samych, jak i w innych.

W miarę przechodzenia przez cmentarz, dziwił coraz bardziej sposób rozmieszczenia grobów: w zasadzie zmarli gromadzili sie zgodnie z ich przynależnością klaniczną: Ceccaldi spotykali sie z Ceccaldimi, Quilichini z Quilichinimi, ale ten stary porządek dotyczył tylko niecałego tuzina nazwisk i od dawna ustąpił regułom życia współczesnego, w którym każdy ciągnie w swoją stronę i dąży do zajęcia miejsca tylko dla siebie, najwyżej dla najbliższych, miejsca precyzyjnie odpowiadającemu uzbieranej fortunie lub stopniowi ubóstwa. Chociaż w małych gminach korsykańskich nie mogło być mowy o ostentacyjnym bogactwie grobowców, to jednak gdzie niegdzie, nawet na cmentarzu w Piana, znalazło się kilka kapliczek nagrobnych o kształcie szyszek, w których uprzywilejowani zmarli znaleźli przytulisko godne ich rangi za życia. Wyraziście niższą pozycję społeczną reprezentują groby przypominające sarkofagi z płyt granitowych lub betonowych, wpasowanych w ziemię.

Zmarli bogaci i biedni
Zmarli, którzy nie mogli pozwolić sobie na podobne okrycie, muszą się zadowolić szafirowym lub różowym żwirem podtrzymywanym przez skromne obramowania, a ci, którzy byli naprawdę biedni mają tylko krzyż wbity w gołą ziemię, blaszany, albo nawet zmajstowany, mniej lub bardziej udanie, z rurek, niekiedy malowany na brązowo i owinięty pozłacanym drutem.

Cmentarz w Piana jest miejscem, który przytulił ostatnimi czasy wyłącznie ludzi biednych lub bardzo biednych i podobnie jak nekropolie w naszych wielkich miastach oddaje wszelkie szczeble hierarchii społecznej i nierówny podział dóbr doczesnych. Zgodnie z ogólnie przyjętą zasadą, na grobach najbogatszych znajdują się największe kamienie, ponieważ po najbogatszych można się spodziewać, że żałują majątku przekazanego spodakobiercom i zaczną się starać o odzyskanie tego, co utracili.

Oczywiście, te wielkie kawały kamienia, którymi zostali przywaleni na wszelk wypadek, to tylko wybieg, oszukiwanie siebie samych, pozorna oznaka monumentalnego szacunku. Ciekawe, tego rodzaju ostentacja nie jest potrzebna w wypadku pochówku jednego z naszych mniejszych braci, którzy w godzinie śmierci nie posiadali być może niczego innego poza trupięgami, tak sobie mówiłem, kiedy stojąc u szczytu cmentarza, spoglądałem na płłki grobów w Piana, na posrebrzane korony oliwek za cmentarnym murem i na świetlistą w oddali zatokę Porto.

Cmentarze niepotrzebne
Tego dnia, w miejscu spoczynku zmarłych, zdziwiło mnie najbardziej, że żadna z nagrobnych inskrypcji nie sięgała dalej niż sześćdziesiąt lub siedemdziesiąt lat wstecz. Wyjaśnienie tajemnicy odnalazłem w kilka miesięcy później, w artykule z wielu względów interesującym, dotyczącym dziwacznych obyczajów korsykańskich, wendet i bandytyzmu, który napisał Stephen Wilson, jeden z moich angielskich kolegów, przedstawiającym jasno i precyzyjnie materiał zbierany przez wiele lat.

Brak dat zgonu, wykraczająch poza początek dwudziestego wieku nie wynikał, jak myślałem, z powodu udzielania koncesji czasowych, które stały się oczywistą i powszechnie stosowaną procedurą, ani z powodu istnienia w gminie Piana innego miejsca pochówku, lecz z innej prostej przyczyny: cmentarze na Korsyce powołał, jeśli tak rzec można, dekret z połowy dziewiętnastego stulecia i jeszcze przez wiele lat miejscowa ludność nie przyjmowala go do wiadomości. Z raportu sporządzonego w roku 1893 wynika na przykład, że nikt nie korzystał z cmentarza komunalnego w Ajaccio, z wyjątkiem biedaków i protestantów, zwanych luterani.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU