Stefan Rieger
Tekst z 19/06/2009 Ostatnia aktualizacja 22/06/2009 07:05 TU
Poznaj samego siebie, radził już Sokrates. Nie ma co liczyć na prawdziwą zmianę, mówił Henri Laborit, póki wszyscy ludzie nie zrozumieją, jak funkcjonuje ich mózg i w jaki sposób zaprogramowany został głównie na zdominowanie innych. Już to zdanie pokazuje, że wielki neurobiolog ani myślał dać się zamknąć w swojej dyscyplinie, lecz przerzucał pomosty między dziedzinami wiedzy, dowodząc że wszystko z wszystkim się łączy.
Wyjść z laboratorium
Henri Laborit, który zmarł w 1995 roku przeżywszy 80 lat, zaczyna karierę jako chirurg, ale po wojnie podejmuje badania nad fizjologią systemu nerwowego. Tworzy dyscyplinę, którą nazywa agresologią, zajmującą się badaniem reakcji organizmu na agresje otoczenia. W roku 1951 zyskuje światową sławę dzięki odkryciu jednego z pierwszych psychotropów, chlorpromazyny. Za prace nad środkami uspokajającymi, mogącymi ulżyć cierpiącym na schorzenia psychiczne, dostaje parę lat później prestiżową Nagrodę Laskera. Laborit nie daje się jednak zamknąć w laboratorium. Coraz bardziej swędzi go pióro. Spośród około dwudziestu książek które pozostawił, wiele zyskało szeroki rozgłos – w pierwszym zaś rzędzie "Pochwała ucieczki".
Wachlarz jego zainteresowań jest szeroki – od fizjologii mózgu, poprzez etologię i cybernetykę, po urbanizm, psychologię, socjologię i filozofię - choć wszystkie odsyłają do biologii, uniwersalnej matrycy, gdyż nawet dotychczasowe "królowe nauk", matematyka i fizyka, to wytwory naszego mózgu, a więc dzieci ewolucji.
Wyzwolić się od agresji
"Płonna to nadzieja, pisał w jednej z książek Laborit, by człowiek zdolny był wyrwać się ze swej zwierzęcości, jeśli nigdy mu nie wyjaśnimy, jak działa nadzwyczajny mechanizm jego systemu nerwowego". Jakże śmieszne i małostkowe są w oczach nauki owe uczucia i poglądy rzekomo szlachetne i uniwersalne, które w istocie wpaja się ludziom jedynie w imię obrony interesów wspólnoty, klasy społecznej czy narodu! Dlaczego etosu tzw. porządnego człowieka i obywatela nie buduje się nigdy na tym, co jest podstawową własnością naszego umysłu – na nieograniczonej plastyczności mózgu i twórczej wyobraźni?
Nie wystarczy umieścić Laborita w modnym w latach 60. nurcie socjobiologii, od Edwarda O.Wilsona po Desmonda Morrisa, wyśmianym przez głupków lub zdyskontowanym cynicznie przez ideologów prawa dżungli. Nie sposób bowiem zaszufladkować kogoś, kto wierzy we współzależność systemów, ich nieustanną interakcję, sprzężenia zwrotne między poszczególnymi poziomami tyleż w łonie poszczególnych organizmów, co pomiędzy nimi, czyli między grupą a jednostką, by już nie wspomnieć o interakcjach z szeroko pojętym środowiskiem.
Prześwietlić dogmaty
Spróbujmy choćby prześwietlić jego spojrzeniem hasło, zawieszone na fasadzie Republiki: Wolność, Równość, Braterstwo. Wolność to dla niego, jak dla Spinozy, "możliwość pójścia do końca za swym determinizmem": im większym jest się ignorantem, tym bardziej uważać się można za wolnego, gdyż nie zna się praw. A to wiedzie prosto do nietolerancji. Co do równości, jest ona mitem, gdyż to, czego w życiu dokonamy zależy głównie od kultury, w jakiej wyrośliśmy. Braterstwo wreszcie może dojść do głosu jedynie w ludzkiej podgrupie i niełatwo mu wybić się na uniwersalizm: doświadczenie uczy, że "szalenie trudno nam być bratem Algierczyka", a pod Algierczyka niech każdy sobie podstawi kogokolwiek, kto mu wadzi.
Wypisać się z zawodów
Henri Laborit sądził, że ludzkość jak powietrza potrzebuje utopijnego myślenia, byle tylko Utopia nie sięgała po władzę. Jako gorący zwolennik koncepcji samorządowych marzył o świecie bez hierarchii, choć widział trzeźwo, jak silne są układy społecznej stratyfikacji i dominacji. Przestrzegał jednak przed niebezpiecznym pomieszaniem pojęć funkcji i władzy: społeczeństwo, którego jedynym celem jest produkowanie towarów, w coraz większym stopniu zdaje się na technokratów i techników, których dominującą pozycję podtrzymuje rozrastająca się jak rak kasta handlarzy. Ci ostatni dążą do zajęcia całej przestrzeni życia, aż po horyzont, włącznie z niebem, by nawet ptaki naszych marzeń nie mogły wzlecieć, gdyż zawczasu wyrwą im pióra, by je sprzedać.
Źródło wszystkich nieszczęść widział zaś Laborit we współzawodnictwie, nawet sportowym, choć lepiej lać się po mordzie na ringu, niż mordować. Idea rywalizacji była mu obrzydliwą i trywialną: "Ci, którzy ludzkości coś dali – Van Gogh, Nietzsche, Beethoven – z nikim się nie ścigali. Byli po prostu szaleńcami". Nie uważał, by konieczność "zmierzenia się z innymi" wpisana była w naturę człowieczeństwa: "W pustej przestrzenii nie rywalizowalibyśmy z nikim, nie kryje się więc za tym żaden instynkt. Przyuczono nas do walki w celu osiągnięcia gratyfikacji. U zwierząt zwycięża na ogół najsilniejszy, u ludzi zazwyczaj najgłupszy (w sensie: największy prostak), kluczem do dominacji jest bowiem opanowanie paru abstrakcyjnych pojęć".
Uczestniczyć w grze z wolnej stopy
Tak prędko świata nie zmienimy, być może nie zdążymy nawet go ocalić. Póki co, jak zaleca Laborit w "Pochwale ucieczki", możemy uciec w świat wyobraźni – sztuki, nauki, filozofii - i odzyskać wewnętrzną równowagę: wypisać się z karuzeli zbiorowego obłędu, by oddać się intymnym pasjom i uprawianiu własnego ogródka. Dopiero z tej perspektywy możemy sobie pozwolić na to, by świat zwany realnym obserwować z dystansu, jako rodzaj gry, w której – z wolnej stopy – możemy nawet uczestniczyć, udając normalnych, choć w istocie jesteśmy szaleńcami.
Analityczna myśl kartezjańska rozbiła lustro wiedzy na tysiąc kawałków i odcięła co gorsza duszę od ciała. Oświecenie wpuściło naukę w kanał determinizmu, otwierający fantastyczne perspektywy, wiodące ku cudom techniki lub medycyny, lecz w którym ślepe krety nie widzą nic, poza wydrążonym przez nie korytarzem.
Henri Laborit należał do pierwszych, którzy naukę próbowali wyprowadzić z wąskiego tunelu redukcjonizmu na szerokie wody złożoności, myślenia systemowego, wzajemnych interakcji, słabo wciąż zbadanych subtelności nieciągłych systemów dynamicznych – czyli tego, co jest dziś największym wyzwaniem i jedyną przyszłością nauki.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU