Piotr Błoński
Tekst z 09/07/2009 Ostatnia aktualizacja 10/07/2009 15:12 TU
Mimo, że nie było w XX wieku rzeźbiarza, który by nie konfrontował swych ambicji z twórczością Rodina (było to niedawno tematem omawianej w tej rubryce wystawy w Musée d’Orsay), jego produkcja portretowa jakoś od dawna nie była tematem osobnego opracowania. Komisarz wystawy, Aline Magnien, zdecydowała się więc na scenariusz dydaktyczny i rzeczowy, kładąc nacisk na odpowiedź Rodnia na pytania podstawowe dla sztuki portretu wszystkich czasów. Jedno, to napięcie między potrzebą podobieństwa a ekspresją samego dzieła, czyli między modelem a jego przedstawieniem. Drugie, to konieczność wyważenia między cechami indywidualnymi a ogólnymi. Oba te pytania wynikają – czyż trzeba to przypominać? – z faktu, że w rzeźbie ścisła kopia jakiejkolwiek twarzy jest nieodmiennie pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. Dlatego nawet maski pośmiertne są opracowywane.
U Rodina odpowiedź rozgrywa się w trzech etapach, którym odpowiadają trzy etapy wystawy: zawłaszczenie modela, wcielenie modela, przezwyciężenie modela.
Na czym polega zawłaszczenie? Rodin korzystał z wszelkich źródeł. Najchętniej pracował bezpośrednio z modelem, ale nie zawsze miał taką możliwość: nawet spośród żywych, niektórzy portretowani nie mogli poświęcić wiele czasu na pozowanie albo wręcz nie znosili tego, jak np. Victor Hugo. Rodin wykonywał masę małych szkiców, w miarę możliwości z natury, ale też na podstawie fotografii. Opracował on swoistą teorię profilów, szkicował całe ich serie
zmieniając kąt widzenia, co zresztą drażniło portretowanych: buntował się przeciw temu Clemenceau, a papież Benedykt XV uznał to za bezczelność... W braku żywych modeli Rodin wyszukiwał sobowtórów: dla potrzeb portretu Balzaca wynalazł woźnicę z jego rodzimej Turenii. Posiłkował się także modnymi w XIX wieku teoriami fizjonomistów, zestawiających cechy fizyczne typów ludzkich z moralnymi.
Drugi etap nazwano „wcieleniem modela”. Rodin czerpie tutaj z całej tradycji rzeźby, dobierając dla danego portretu konwencję a to z osiemnastego wieku, a to z antyku, a to z renesansowych alegorii. Ale kształtując głowę w glinie, nie waha się w tym stadium przed deformacją, powiększając lub redukując niektóre detale, przestawiając ucho, podkreślając kości policzkowe, dolepiając tu i tam grudkę by zniusansować powierzchnię. Z tego etapu pozostały w jego atelier, a dziś w zbiorach muzeum, rozliczne szkice w glinie i wersje przygotowawcze, które pozwalają prześledzić cały proces.
Równie liczne wersje powstawały w ostatnim etapie – który na wystawie ma nazwę „przezwyciężenia modela”. Tu rzeźbiarzowi chodzi ni mniej ni więcej jak o ukazanie duszy modela, w którym to celu, w poszukiwaniu „ekspresyjnych proporcji”, dokonuje on dalszych deformacji. Podwyższa czoło – siedzisko rozumu, zgrubia kark dla uwydatnienia, w portrecie Balzaca, jego byczej potęgi, albo przeciwnie, jak w portrecie Beaudelaire’a, odcina ramiona i szyję, by całą ekspresję geniuszu poety skoncentrować w samej twarzy. Skutkiem tych zabiegów były nieustanne konflikty z modelami, z których właściwie żaden nie był zadowolony z wyniku. Jak to uprzejmie ujęła w liście poetka Anna de Noailles, pisząc do Rodina o swoim portrecie – „jest w nim już cały pański boski geniusz, ale chyba jeszcze nie ma mojej twarzy”. Prosiła go ona w tym liście, by wstrzymał się z pokazywaniem go publiczności...
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU