Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Tour de France 2009

Contador cesarzem - Armstrong królem

 Marek Brzeziński

Tekst z  27/07/2009 Ostatnia aktualizacja 30/07/2009 10:45 TU

To bez wątpienia był najbardziej pasjonujący Tour de France, z tych wyścigów, które zostały rozegrane w ostatnich latach. Wprawdzie wygrał główny faworyt, a zawsze tym pikantnym smakiem sportowej uczty, jest zwycięstwo albo autsajdera, albo sportowca, na którego nikt nie stawiał, ale i tak to, co się działo na trasie Wielkiej Pętli 2009, a także na jej poboczu, w kuluarach wyścigu, sprawiło, że przez trzy tygodnie kibice kolarstwa mogli znów się cieszyć emocjami, jakie przynosi ta wielka impreza.

Fot. RFI

Fot. RFI

Przyczyny takiego stanu rzeczy są cztery. Po pierwsze – powrót Lance’a Armstronga, po drugie – sama trasa Tour de France, po trzecie – zwycięstwo Contadora, a po czwarte – brak afer i skandali, które w przeszłości w cieniu pozostawiały wyczyny sportowe (więcej się mówiło o dopingu niż o pojedynkach na szosie). Bardzo skrupulatnie przestrzegano wytycznych pani minister sportu, która ze stanowczością godną swojej postury, stwierdziła, że kolarze powinni być dokładnie sprawdzani pod kątem obecności w ich organizmach niedozwolonych środków dopingujących. Wskazała przy tym palcem na Astanę i na Armstronga. Nikt go nigdy nie złapał na dopingu, a jednak wielu, przede wszystkim francuski dziennik l’Equipe i brytyjski dziennikarz David Walsh z Sunday Timesa, oskarżało go o branie zabronionych środków czyli szprycowanie się koksem, a większość Francuzów była przekonana, że nie może być innego rozwiązania – nie można siedem razy wygrać Tour de France, jeśli się idzie prostą droga. No cóż – we Francji, w okienku jakiegokolwiek urzędu trzeba było podpisywać fotokopię dokumentu robioną przez urzędnika, w Anglii wystarczyło podać swoje nazwisko.

Co kraj to obyczaj. Jeden wierzy, że pracą i ciężkim wysiłkiem można dojść do bogactwa albo do sukcesów sportowych, a inny węszy w tym oszustwo i „przekręty”, albo „układy”.

Jazda indywidualna na czas. Annecy. Alberto ContadorFot. Reuters

Jazda indywidualna na czas. Annecy. Alberto Contador
Fot. Reuters

W każdym razie Astana była najczęściej kontrolowaną grupą, a Armstronga na dziewiętnaście etapów poddano jedenastu kontrolom antydopingowym, co skwitował z uśmiechem, że się do tego przyzwyczaił, bo traktował to jako „aperitif” przed kolacją. Narzekał, że budzą go o szóstej rano, co przed etapami w górach jest bardzo trudnym doświadczeniem dla kolarza. Na razie nikogo nie złapano. Jeśli tak zostanie, to po przednich Wielkich Pętlach, gdy afery wybuchały, jak kraksy na śliskiej nawierzchni, pozostawiając w ustach uczucie niesmaku a w sercach gorycz, byłby to wyjątkowy Tour de France.

Druga sprawa to trasa. Znakomicie opracowana, bardzo zróżnicowania, z księżycowym krajobrazem Olbrzyma Prowansji, na wielki finał.

Hiszpan Garate wygrywa na Mont VentouxFot. Reuters

Hiszpan Garate wygrywa na Mont Ventoux
Fot. Reuters

Nawet jeśli na kilku etapach górskich, szczególnie na Górze Wichrów, na Mont Ventoux zabrakło dramatycznej walki, to i tak pozostają doznania estetyczne. A z drugiej strony nie przesadzajmy – w tym roku czołówka była tak wyrównana, że czterech kolarzy na miejscach od trzeciego do szóstego dzieliło trzydzieści osiem sekund – to mgnienie szprych. Lazur morza koło Monako, zamki Katarów w Langwedocji, krainie trubadurów, najpiękniejsze miasto Europy, Barcelona, o tak psychodelicznej architekturze jak ze snu, Groźne Pireneje, Andora, zakątek nie trafiający zazwyczaj na pierwsze miejsca gazet, Matka Boska w Lourdes, wulkany Owernii, stromizny Wogezów i Alpy, Szwajcaria i stacja narciarska Verbier, Włochy, Dolina Aosty i jazda u stóp Benedykta XVI – wreszcie Mont Ventoux, na który kolarze wdrapywali się śladem Petrarki.

Tylko na ostatnim, dwudziestym pierwszym etapie nie próbowano ucieczki zaraz po starcie. Ucieczki zastąpił szampan. Na pozostałych działo się wiele. Trud, łzy, pot i sportowa walka.

Fot. Reuters

Fot. Reuters

Powrót Armstronga zdecydowanie nadał rumieńców wyścigowi. Te kilka lat bez Teksańczyka na trasie było nijakie. I wreszcie Contador. Kiedy wygrał poprzednim razem, można było powiedzieć, że to dzięki dyskwalifikacji Duńczyka Rassmusena odesłanego do domu przez jego własną ekipę. Tym razem Contador wygrał bezapelacyjnie. Podobnie jak Armstrong drugi raz w życiu. Na szosie, bo jechał sam przeciwko wszystkim. Najtrudniej było w hotelu, bo jego własna grupa Astana, poza Portugalczykiem Paulinho była przeciwko niemu.

Dopiero, gdy Armstrong po etapie w Andorze przyznał, że to Alberto jest liderem nastroje się zmieniły. Ale i tak w jednej grupie było o jednego kolarskiego herosa za dużo.

Mknie peleton po paryskim brukuFot. RFI/S.Lagarde

Mknie peleton po paryskim bruku
Fot. RFI/S.Lagarde

Ten najważniejszy wyścig, o życie Contador wygrał pięć lat temu. Na pierwszym etapie wyścigu dookoła Asturii dostał epilepsji. Spadł z roweru. Uderzył głową o asfalt. Przewieziono go do szpitala, gdzie stwierdzono niewielki wylew. Po czterech dniach na sygnale zawieziono go do kliniki w Madrycie. Wrodzona wada mózgu. Operacja. Jeden błąd i Alberto nigdy nie wstanie z wózka inwalidzkiego, do końca życia będzie miał problemy psychologiczne. Półtora miesiąca rehabilitacji w szpitalnym łóżku. Czas spędzał na lekturze książki Lance’a Armstronga, o walce Teksańczyka z rakiem. Wtedy Armstrong był dla Contadora idolem – teraz wiało lodem między nimi.

„Nie jesteśmy kompatybilni” – stwierdził Contador. „Dzielą nas język, kultura i mentalność” – powiedział Armstrong. Cieplutko było między Alberto i Andym Schleckiem – tym drugim w Tour de France.

Dwa zwycięstwa w Tour de FranceFot. Reuters

Dwa zwycięstwa w Tour de France
Fot. Reuters

Doskonała jazda na czas (tego brakuje Schleckowi), świetna w górach, fantastyczna wytrzymałość i odporność psychiczna na stres związany z sytuacją w grupie, lidera skazanego na samotność w tłumie peletonu. Chapeau senior Contador. Wielki kolarz i zwycięstwo w wielkim stylu. Już nie można się doczekać na Tour de France 2010 – Armstrong ze swoją nową grupą RadioShlack, Contador chyba nie w Astanie, bo do niej wraca Winokurow i znów byłoby o jeden grzyb w barszczu za dużo. Do tego bracia Schleckowie. Start w Rotterdamie. Trasę poznamy w październiku. Ale póki co, cisza wróciła w małych miasteczkach, przez które przemknął Tour de France 2009. W wiekowy sen zapadły gotyckie zamki, w pierzynę wiecznych śniegów otuliły się alpejskie przełęcze, a dzwony na wieżach renesansowych kościołów znów wróciły do rutyny wybijania pory nabożeństw i pełnych godzin.

Mark Cavendish wygrywa na Polach ElizejskichFot. Reuters

Mark Cavendish wygrywa na Polach Elizejskich
Fot. Reuters

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU