Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Jeszcze o festiwalu w Awinionie

Cały czas o wojnie

 Agnieszka Kumor

Tekst z  26/07/2009 Ostatnia aktualizacja 16/02/2010 17:44 TU

Brama do Cloître des Célestins© Agnieszka Kumor, RFI

Brama do Cloître des Célestins
© Agnieszka Kumor, RFI

Dobrzy twórcy robią ciekawe przedstawienia, wybitni wąchają czas. Na festiwalu roku 2009 zaciążył cień wojny, psychologicznego zniszczenia i jednostki w niewoli własnej żądzy przemocy. Był to festiwal porażającej prawdy. A jak wiadomo „prawda nas wyzwoli”.

"El fin de este estado de cosas, redux", chor. Israel Galván© Luis Castilla

"El fin de este estado de cosas, redux", chor. Israel Galván
© Luis Castilla

Początek i Koniec (Ap. 22, 13)

Wydarzeniem drugiej części festiwalu, obok (A)pollonii K. Warlikowskiego, był spektakl tańca hiszpańskiego choreografa, Israela Galvána, który sięgnął do Apokalipsy św. Jana. Tego trudnego do zakwalifikowania i niezwykle oryginalnego artystę poznaliśmy dwa lata temu na paryskim festiwalu Paryż, kwatera letnia (Paris, quartier d'été). Jest on jednym z najwybitniejszych przedstawicieli nurtu zwanego „nowym flamenco”. Syn Cyganki i choreografa, tancerzy flamenco, Galván obcuje z tekstem Apokalipsy od dzieciństwa.

Spektakl pokazany w Carrière de Boulbon, wapiennych kamieniołomach pod Awinioniem, pt.: El final de este estado de cosas, redux (Koniec tego stanu rzeczy, redux) proponuje autorski komentarz do księgi Objawienia skreślonej przez św. Jana na wyspie Patmos. („Redux” to aluzja do długiej wersji filmu Francisa Forda Coppoli Apocalipse now, redux, mrocznej podróży do źródeł zła, która poruszyła tancerza kiedy był nastolatkiem). Punktem wyjścia El final... był list i wideo przesłane Galvánowi przez uczestniczkę jego warsztatów. Pisała z Bejrutu podczas ofensywy izraelskiej latem 2006 roku. Nagranie solo Yaldy Youmès znalazło się w programie awiniońskiego spektaklu.

"El fin de este estado de cosas, redux", chor. Israel Galván© Alvaro Cabrera

"El fin de este estado de cosas, redux", chor. Israel Galván
© Alvaro Cabrera

Otwiera go porażające solo Galvána jako tancerza japońskiego butó. Maska, szorty, nagi tors, Ewangelista kreśli na piasku pierwsze litery objawionej mu katastrofy. W pięciu odsłonach, przy dźwiękach gitary, andaluzyjskich saetas lub głuchego heavy metalowego rocka grupy Orthodox, w choreografii flirtującej z prawami grawitacji Israel Galván tańczy na grzbiecie Bestii. Jest matadorem poskramiającym ruchomy podest z czerwoną klapą paszczy, babilońską nierządnicą dzwoniącą pierścieniami, tancerzem flamenco kołaczącym do drzwi, przerażonym szkieletem zamkniętym w trumiennej szafie. Trzymana przez godzinę czterdzieści minut na najwyższym diapazonie uczuć widownia zgotowała artyście z Sewilli długą owację na stojącą. Kto ma uszy niechaj słucha!

Dieudonné Niangouna i Pascal Contet na spotkaniu z publicznością© Agnieszka Kumor, RFI

Dieudonné Niangouna i Pascal Contet na spotkaniu z publicznością
© Agnieszka Kumor, RFI

Słowa na wiatr

Przykładem teatru słowa, który na warsztat bierze temat wojny i psychologicznej dewastacji są pokazane w cieniu platanów w Cloître des Célestins Latające głupstwa (Les Inepties volantes), spektakl autorstwa i w wykonaniu Dieudonné Niangouna, któremu na akordeonie towarzyszył Pascal Contet. Na miejscach kaźni popełnionych podczas wojny domowej 1997 roku w Kongo-Brazaville nic nie przypomina dziś przeszłości: polna droga, most, zielone wzgórza, śpiew cykad, śmiech dzieci. A przecież ocalony wie, że w tym miejscu wznosiła się góra rąk obciętych maczetą, gdzie indziej stary nauczyciel zginął, bo jego oprawcy byli analfabetami, a jeszcze dalej nasz bohater był torturowany, Od jednej barykady do kolejnej odbywamy wraz z nim jego niekończącą się drogę krzyżową.

Kongo, ze stolicą w Brazzaville, nie należy mylić z Demokratyczną Republiką Konga, jego sąsiadem.

Kongo, ze stolicą w Brazzaville, nie należy mylić z Demokratyczną Republiką Konga, jego sąsiadem.


O wojnie tej francuskiej media mówiły niewiele, polskie prawie wcale. Najwięcej świadectw znalazłam w internecie we wspomnieniach polskich misjonarzy, którzy ze swymi parafianami ukrywali się całymi dniami na bagnach. Dieudonné Niangouna pisał sztuki i był aktorem zanim wybuchła wojna. Pozostał nim mimo wydarzeń, które odcisnęły się piętnem w jego pamięci i ciele. Latające głupstwa to nie tylko wstrząsające świadectwo dokonanego zła, to przede wszystkim triumf literatury i życia nad śmiercią, głupotą i zniszczeniem. Kto ma uszy niechaj słucha!

Cloître Saint-Louis, miejsce publicznych konferencji prasowych© Agnieszka Kumor, RFI

Cloître Saint-Louis, miejsce publicznych konferencji prasowych
© Agnieszka Kumor, RFI

Przodem do przodu

O wojnie gdzieś daleko na Bałkanach, niezabliźnionej ranie po stracie syna, warstwach żołnierskich zwłok z konfliktów światowych i tragikomicznych tego konsekwencjach pisze z właściwą sobie dyskrecją Matéï Visniec, nasz kolega z rumuńskiej sekcji RFI i wybitny dramaturg piszący po francusku, tłumaczony na wiele języków, szeroko wystawiany we Francji i zagranicą. Sztuka, o której mowa Słowo postęp brzmiało w ustach mojej matki strasznie fałszywie, wystawiona w Théâtre de l'Oulle na festiwalu off, jest laureatką Prix Européen SACD 2009 (Stowarzyszenia Autorów i Kompozytorów Teatru). Reżyser Jean-Luc Paliès, odtwarzający z wyczuciem i dyskrecją piękną rolę Ojca (obok dramatycznej Matki Kati Dimitrovej), wykorzystując ubogie środki teatru off-u wydobył poetycki wymiar tej teatralnej perełki. Nic dziwnego, że prasa regionalna nagrodziła ten spektakl nagrodą specjalną, Coup de Coeur 2009 (Club de la Presse Grand Avignon).

"Yo en el futuro", reż. Federico Léon© Wim Pannecoucke

"Yo en el futuro", reż. Federico Léon
© Wim Pannecoucke

Made in Buenos Aires

Na każdym wydaniu festiwalu w Awinionie zdarza się teatralne UFO. Tegoroczne przybyło z Buenos Aires, gdzie działa trzydziestoczteroletni aktor, autor i reżyser, Federico Léon. W zaledwie czterdziestopięciominutowej etiudzie Yo en el futuro (Ja w przyszłości) proponuje on wariację na temat czasu i dojrzewania. Na scenie spotykają się mężczyzna i dwie kobiety w trzech wcieleniach: jako dzieci, dorośli i seniorzy. Jak niegdyś seanse filmowe w Buenos Aires poprzedzał krótki występ music hallowy, tak oni oglądają stare taśmy filmów rodzinnych. „To ja”, wykrzykuje starszy pan wskazując na małego chłopca na ekranie. Dziesięciolatek nie wierzy własnym oczom. Piękna parabola na temat czasu - nigdy nie mijającego, lecz zakreślającego kręgi znaczone przejściem kolejnych pokoleń. Delikatne, naznaczone uwagą i szacunkiem gesty argentyńskich aktorów były subtelnym intermedium tego gęstego festiwalu.

Podręcznik małego terrorysty

Wajdi Mouawad lubi wyzwania. Stawia je głównie widzom. Nieba to ostatnia część tetralogii Krew obietnic, jedenastogodzinnego spektaklu-rzeki, pokazywanego na Dziedzińcu Honorowym Pałacu Papieży. Była to właściwie retrospektywa jego dzieł, gdyż spektakle te powstały na przestrzeni lat 1997-2006. Za to Nieba, zaprezentowane w Parc des Expositions – Châteaublanc, były nową produkcją. Trwającą tylko dwie godziny trzydzieści, ale za to bez przerwy. Widzów usadzono na mikroskopijnych taboretach, maltretujących kręgosłup i kręcących się w kółko, co miało umożliwiać śledzenie akcji na czterech ścianach kontenera rodem z popularnego serialu Lost - Zaginieni. Widzowie zostali w nim zamknięci wraz z bohaterami.

Akcja przypominająca Kod Da Vinci: pięcioro agentów wywiadu próbuje zapobiec zamachowi młodocianych terrorystów spod znaku Tintoretta, działających wedle schematu jego obrazu Zwiastowanie. Ich ideą - zniszczenie cywilizacji zachodniej, która zdradziła dane im obietnice szczęścia i postępu, ich celem - muzea sztuki w wielkich miastach świata. Poezja i piękno, które miały ocalić ludzkość w Krwi obietnic, przeradzają się w broń terrorystów.

Prowokujący temat, cięte pióro, modna forma teatru medialnego, gorzej z niuansami gry aktorskiej i przegadaniem tekstu. Tam, gdzie kończyła się szpiegowska akcja, a zaczynał teatr tekst Mouawada pokazał słabe strony.

Chapelle des Pénitents blancs© Agnieszka Kumor, RFI

Chapelle des Pénitents blancs
© Agnieszka Kumor, RFI

Spuśćmy zasłonę

Nieporozumieniem okazały się dwa spektakle: Le Cri (Krzyk) algierskiej choreograf Nacery Belazy, wykonany w duecie z siostrą, Dalilą Belazy, i Angelo, tyran Padwy, w reż. Ch. Honoré.

Krzyk, minimalistyczna propozycja na temat niemożności tańczenia deklarującej muzułmańskie korzenie tancerki graniczyła z wyznaniem słabości twórczej. Ryzykowne przedsięwzięcie, które część widowni przyjęła buczeniem.

Na całej linii natomiast minął się z Wiktorem Hugo i dobrym smakiem Christophe Honoré, skądinąd utalentowany filmowiec.

"Angelo - tyran Padwy", V. Hguo, reż. Ch. Honoré© Chhristophe Raynaud de la Lage

"Angelo - tyran Padwy", V. Hguo, reż. Ch. Honoré
© Chhristophe Raynaud de la Lage

Zrealizował on mało znaną sztukę autora Hernaniego - Angelo, tyran Padwy. Melanż melodramatu z szesnastowiecznej Italii z kryminałem „płaszcza i szpady” zasługiwał na większy wysiłek twórczy. Dziwne, że tak doświadczony aktor jak Marcial di Fonzo Bo (blady i zagubiony w roli Angela) dał się zaprowadzić w tę ślepą uliczkę.

Nie każdy powinien też sięgać po teksty Jean-Luca Lagarce'a. Pozornie tylko „prosta w obsłudze” sztuka To tylko koniec świata okazała się ponad siły Yves'a Penay, który zagrał we własnej inscenizacji syna i brata wracającego do domu rodzinnego, by zaanonsować swą bliską śmierć. Dwie godziny dziesięć minut aktorskiej nudy na reżyserskiej mieliźnie w Théâtre Notre Dame, w ramach awiniońskiego offu.

Targ książek w Awinionie, polskie plakaty© Agnieszka Kumor, RFI

Targ książek w Awinionie, polskie plakaty
© Agnieszka Kumor, RFI

Polska obecność

Z przyjemnością odnotujmy na festiwalu off polską obecność (aczkolwiek nieporównywalnie skromniejszą niż na edynburskim Fringe'u): Anna Prucnal wystąpiła w Petit Louvre z recitalem piosenek Jeana Maillanda.

Znany już w Awinionie Teatr Druga Strefa pokazał w Pulsion Théâtre Fin de..., chirurgiczny obraz relacji kat/ofiara, autorski spektakl Sylwestra Biragi.

Na targu starych książek© Agnieszka Kumor, RFI

Na targu starych książek
© Agnieszka Kumor, RFI

Lalki i ludzie

Na koniec garść wystaw: po Koltèsie i Philip'ie Edward Gordon Craig i jego „nadmarioneta” zyskali miejsce w Maison Jean Vilar dzięki zbiorom francuskiej Biblioteki Narodowej. Zmarły w roku 1966 Craig, znany dziś jedynie nielicznym specjalistom teatru, wielki reformator, ojciec współczesnego teatru marionetek i twórca teorii „nadmarionety” scalającej ciało aktora z lalką, wydawca słynnego pisma The Mask, na łamach którego publikował swe wizjonerskie eseje, wydał całe pokolenia reżyserów. Wystawa jemu poświęcona to podróż do korzeni teatru.

Libańscy fotograficy, Joana Hadjthomas i Khalil Joreige, w wystawie-instalacji pt.: „... Jak oazy na pustyni” zaproponowali refleksję na temat współczesnego Libanu, obozów internowania, historii oficjalnej i tej przechowywanej w pamięci ludzi.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU