Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Wojna światów

Microsoft & Yahoo kontra Google

 Stefan Rieger

Tekst z  04/08/2009 Ostatnia aktualizacja 04/08/2009 16:12 TU

Najstarszy zawód świata? To wcale nie ta pani, o której myślicie, lecz cokolwiek, co nazwiemy tu roboczo "medium" albo "dziennikarzem", a co umie wskazać jej adres. Od początków życia o wszystkim decyduje informacja: gdzie jest jedzonko lub samiczka, jak uniknąć drapieżnika lub trującego grzyba, czy ewentualnie, na nieco wyższym stadium rozwoju, "dlaczego jest coś, zamiast nic"?

Dziś wyszukiwanie informacji stało się dziedziną najbardziej strategiczną, gdyż to wrota przez które każdy z nas wkracza do sezamu sieci nad sieciami, rozplecionej przez pająki mniej lub bardziej zainteresowane naszymi popędami konsumenta i zawartością naszego portfela.

Microsoft, firma dosyć arogancka o kulturze sprzed internetowej rewolucji, która przegapiła większość cyberpociągów, od pewnego czasu próbuje dołączyć do peletonu, zwykle skupując lub przynajmniej przekupując rywali. Od dobrych czterech lat próbowała też wziąć szturmem lub podstępem twierdzę Yahoo!, weterana Netu, który choć nadgryziony zębem czasu, zachował resztki świetności z pionierskiej ery i, nade wszystko, szeroko rozbudowaną sieć kontaktów i klientów.

Jabłko spada, gdy dojrzeje

Czasem wystarczy poczekać, zamiast łożyć na zbrojenia, i ofiara sama wpadnie w nasze sidła. Jeszcze rok temu Microsoft gotów był wyłożyć na stół blisko 50 mld dolarów, czyli o dwie trzecie więcej, niż ówczesna wartość giełdowa Yahoo!, ale założyciel firmy Jerry Yang za żadne pieniądze nie chciał się sprzedać. Następca Billa Gatesa, Steve Balmer miał jednak na tyle długie ręce, że umiał nakłonić akcjonariuszy Yahoo! do podziękowania Yangowi za usługi i zastąpienia go nowym szefem, a raczej szefową Carol Bartz, która okazała się mniej odporna na zaloty.

I w rezultacie w rok później Yahoo! poszedł w jasyr za frajer, ku uciesze tychże akcjonariuszy (jak się domyślamy), gdyż miliardy przeleciały im koło nosa. Ale też nie ma odtąd mowy o wykupieniu czy fuzji: w myśl umowy, podpisanej z końcem lipca, obie firmy zachowują pełną autonomię, wiążąc się na 10 lat w jednej tylko, kluczowej dziedzinie: wyszukiwania informacji.

Huzia na Józia

Sens sojuszu jest na pierwszy rzut oka oczywisty: złamać hegemonię Google'a, który na rynku wyszukiwarek panuje niepodzielnie, w co najmniej 70% (licząc Chińczyków i inne egzotyczne cywilizacje), na szeroko pojętym Zachodzie w 90%, a w samej Francji w 95%. Sprawa wydaje się beznadziejna, lecz maleńkiego klina wbił właśnie Microsoft, którego ciepła jeszcze wyszukiwarka Bing oceniona została przez specjalistów przychylnie i po paru miesiącach wymościła sobie ponad 8-procentowe miejsce na rynku amerykańskim.

Mariaż wyszukiwarek Bing i Yahoo! pozwolić ma perspektywicznie na wyrwanie Googlowi blisko jednej trzeciej rynku informacji, ale to czysta spekulacja – nawet jeśli wielu biznesmanów i reklamiarzy patrzy przychylnie na szansę zrobienia wyrwy w monopolu Google'a, którego arogancja budzi zrozumiałe obawy. Sztuka wyszukiwania nie jest bowiem sztuką dodawania i ani algorytmów, ani zupełnie różnych doświadczeń nie da się, ot tak, zsumować.

Dżyngis Chan versus Arsène Lupin

Nikt zatem nie wie, co zrodzi się z tego nieprawego łoża. Jest mocno wątpliwe, by pożeniły się ekipy informatyków, wykarmionych całkiem innym cyckiem. Znawcy przedmiotu sądzą, że silnikiem informacyjnym będzie w tym stadle wyszukiwarka Bing, rokująca większe nadzieje niż maszyna parowa made in Yahoo!. Użytkownicy Yahoo! jeździć będą po sieci Bingiem, a ich firma odwdzięczy się Microsoftowi udostępnieniem mu sieci linków komercyjnych i reklamowych.

Siedziba Google'a w Kalifornii.(Foto: Google)

Siedziba Google'a w Kalifornii.
(Foto: Google)

Bitwa o wyszukiwanie informacji w sieci prawdopodobnie z góry jest przegrana, gdyż astronomiczna przewaga Google'a i jego duch innowacji chronią go zapewne trwale przed zakusami konkurencji. Microsoft pewnie nie ma co do tego złudzeń i w tych manewrach chodzi głównie o zajęcie strategicznych pozycji na polu bitwy o reklamę, profilowanie konsumentów i rynek poczty elektronicznej.

Lub, szerzej rzecz ujmując, to epizod owej wojny światów, której wynik trudno przewidzieć: świata ekonomii zamkniętej, opartej na tajnych kodach i patentach strzeżonych, na odcinaniu kuponów od banderoli monopolu i bezpośrednim spieniężaniu najmniejszej z usług - i świata ekonomii otwartej, żyjącej z pozoru właściwym Internetowi powietrzem wolności, lecz szukającej pośrednio, za zasłoną dymną ideologii wszechdarmochy, dostępu do naszej kieszeni.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU