Stefan Rieger
Tekst z 07/08/2009 Ostatnia aktualizacja 09/08/2009 12:59 TU
Pytano kiedyś Nuriejewa, jak to robi, aby po wykonaniu karkołomnego skoku tak wolno opadać na ziemię. "To bardzo proste – odpowiedział wielki tancerz. Wystarczy zostać dłużej tam, na górze"... Ot i definicja Sztuki.
Nie wiem, czy przeżyje ona czasy demokratycznej urawniłowki. Rozleniwiony homo democraticus zdolny jest jeszcze, co najwyżej, docenić karkołomne nożyce piłkarza, zwłaszcza jeśli jest swój i strzela gola wrogowi. Ale dawno już stracił z oczu tych, co potrafią "zostać dłużej tam, na górze".
Sąd Ostateczny
Nie ceni Wielkości, rozmija się z Pięknem, nie wie lub dawno już zapomniał o tym, że to "sztuka (jak pisał Proust w "Czasie odnalezionym") jest prawdziwym Sądem Ostatecznym, jest objawieniem owej 'różnicy jakościowej', która – gdyby sztuki nie było – pozostałaby sekretem, zabieranym przez każdego z nas do grobu". Tylko za pośrednictwem sztuki "możemy wyjść poza siebie, dowiedzieć się o tym, jak ktoś inny widzi ów świat, który nie jest tożsamy z naszym i którego pejzaże pozostałyby dla nas inaczej równie nieznane, jak pejzaże księżycowe. Dzięki sztuce (ciągnie Marcel Proust), nasz jeden jedyny świat ulega zwielokrotnieniu i tyle mamy światów do dyspozycji, ilu jest oryginalnych artystów".
Homo democraticus i mediaticus nie ceni wielkości i chciałby wszystko zrównać z wszystkim. Homo economicus i ultraliberalis nie życzy sobie wcale, byśmy mieli do dyspozycji jakikolwiek inny świat, poza tym jednym, w którym jest coś do sprzedania. Czy aby nie pachnie to aksamitnym totalitaryzmem?.
Sztuka albo barbarzyństwo
Cytat z Prousta odświeżył swego czasu w mej pamięci Le Monde de la musique, który poświęcił specjalne dossier "filozofom i muzyce", od Platona po Castoriadisa. Nie przyszło by mi do głowy, by tego ostatniego umieścić w gronie filozofów sztuki, ale to właśnie on najbardziej jest bodaj przenikliwy, w swym dyletanckim podejściu.
Cornelius Castoriadis, zmarły w 1997 roku sfrancuziały Grek, należał do najbardziej oryginalnych myślicieli minionego półwiecza. Bezlitosny krytyk wszelkich totalitaryzmów i biurokratycznego porządku, założyciel pisma "Socjalizm albo barbarzyństwo", ekonomista i psychoanalityk – Castoriadis postawił sobie ambitne, renesansowe zadanie: "Przemyśleć wszystko, od A do Zet". I niczego nie zaniedbuje.
Armaty w kwiatach
W książce z 1981 roku, zatytułowanej "Wobec wojny" i analizującej system sowiecki, poświęca sztuce zaledwie trzy strony, ale te trzy strony ważą więcej, niż tomy uczonych elaboratów. Castoriadis dowodzi najprzód, że jeśli reżym sowiecki nie ma w dziejach precedensu, to nie z racji swego despotyzmu i swych zbrodni: jako jedyny nie tylko nie spłodził nic pięknego, ale starał się wręcz narzucić wszędzie Brzydotę. A tak postępował, gdyż czuł, że Piękno jest dlań zagrożeniem.
Mamy tu jakiś klucz, pozwalający dotrzeć do istoty Piękna. System sowiecki był reżimem opartym na ideologii, pretendującej do wyjaśnienia wszystkiego: przeszłości, teraźniejszości i przyszłości – dla której w konsekwencji istniejący świat jest jedynym możliwym. Otóż Piękno podważa tę tyranię konieczności. Każde naprawdę piękne dzieło stwarza bowiem swój własny świat.
Alternatywne światy
Dlatego nie ma sensu porównywanie arcydzieł: nie sposób stwierdzić, że Chaconna Bacha jest piękniejsza od Czwartej Ballady Chopina, Wagnerowskiego Tristana, czy nawet – kto wie? – od Sonnengesang czyli "Słonecznej kantyczki" Sofii Gubajduliny. Gdyż dzieła wielkie nie są piękne względem czegokolwiek, nie da się ich wytłumaczyć niczym, co je poprzedzało (inaczej bowiem Piękno produkowano by seryjnie, zaś ani Hollywood ani McDonald dotąd na to nie wpadli). I w konsekwencji, jedynie zaistnienie nowego arcydzieła dowodzi, że może zaistnieć inny świat – na przekór temu, co głosi dowolna ideologia, dla której wszystko jest jedyne i konieczne.
Otwarcie ku otchłani
Najgłębsza może z tez Corneliusa Castoriadisa polega na postawieniu na ostrzu noża pytania dręczącego od dwóch tysiącleci filozofów, przekonanych o tym (jak zresztą każdy myślący śmiertelnik), że istnieje relacja między Sztuką a Nieskończonością. Nie jest to z pozoru oczywiste, gdyż jednocześnie każde dzieło sztuki – obraz, powieść lub partytura – ma skończoną Formę, która wpisuje się w materię: plastyczną, słowną lub dźwiękową i stanowi o jego absolutnej niepowtarzalności.
Otóż Castoriadis wpadł na rozwiązanie tego paradoksu: owszem, dzieło samo w sobie jest Formą i Skończonością. Lecz równocześnie – będąc czymś nowym, oryginalnym, jedynym w swym rodzaju – zdaje się wyrastać z nie wiadomo jakiej gleby, wytryskiwać ex nihilo. Jak róża Angelusa Silesiusa istniejąca "bez dlaczego", dzieło sztuki bierze się znikąd. Skończone w swej formie, nieskończone w swej głębi. Castoriadis używa tu własnych określeń: orzeł i reszka, czyli recto-verso. "Dzieło sztuki odsłania Rewers, który odziera z wszelkiego znaczenia powszedni Awers, pozwalając nam dostrzec za rozdartą zasłoną Otchłań Bez Dna, nad którą wciąż stąpamy, nieustannie starając się o tym zapomnieć. (...) Sztuka jest przedstawieniem/zaistnieniem Otchłani, Chaosu bez dna. (...) To nie forma jako taka nadaje dziełu jego ponadczasowość, lecz forma jako pomost i otwarcie ku Otchłani" – pisze Castoriadis.
Lekcja wolności
Szukam od dawna definicji sztuki, która byłaby czymś więcej, niż obietnicą religijnej kompensacji, w świecie bez Boga. Castoriadis naprowadza na bardziej optymistyczny trop: przyszłość zawiera w sobie nieskończoną ilość prawd do objawienia; świat nie jest jedyny, skończony ani konieczny; wolność wpisaną ma w geny i to sztuka właśnie, a muzyka w szczególności, najlepszym jest nauczycielem tej wolności.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU