Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

"Le Point" o rocznicy upadku

Jak Gorbaczow poświęcił NRD?

 Anna Bernhardt

Tekst z  30/08/2009 Ostatnia aktualizacja 30/08/2009 15:05 TU

Ceny nieruchomości, problemy ze szkołą i z ortografią, jakie książki pokażą się wkrótce na półkach księgarskich – tematy w tygodnikach francuskich zwiastują koniec lata. Jedną z książek omawianych na łamach Le Point jest opracowanie Michela Meyera, który ujawnia kulisy upadku muru berlińskiego.

Michaił Gorbaczow, Ronald Reagan i George H. W. Bush w Nowym Jorku (1988)© Wikipedia

Michaił Gorbaczow, Ronald Reagan i George H. W. Bush w Nowym Jorku (1988)
© Wikipedia

Minie wkrótce dwadzieścia lat od skreślenia z map Niemieckiej Republiki Demokratycznej, która demokrację miała tylko w nazwie. Kilka tygodni po upadku muru w Berlinie rozsypało się imperium sowieckie, które od czasów II wojny światowej zniewoliło państwa ościenne.

Michel Meyer, francuski korespondent radia i telewizji w Berlinie widział, jak upada mur zwany murem hańby. Do tej pory uważano powszechnie, że do upadku bloku sowieckiego przyczynił się głównie Zachód. Francuski dziennikarz w ukazującej się właśnie książce dowodzi, że upadek muru berlińskiego to wynik spisku Gorbaczowa i najbardziej światłych elementów w partyjnym aparacie niemiecko-wschodnim. Poświęcili oni NRD w nadziei, że Związek Sowiecki przeżyje.

Michel Meyer opisuje pokrótce, kto i kiedy wymyślił scenariusz. Zaczęło się na spotkaniu w luksusowej willi w Dreźnie. Kilku wysoko ustawionych w hierarchii partyjnej Niemców spotkało się z „chłopcami Andropowa”, który był wtedy szefem KGB. Uważany za wyrocznię w sprawach ekonomii, profesor uniwersytetu w Dreźnie, Hans-Joachim Hanh, rozpoczął spotkanie dowodząc, że analiza Andropowa na temat ekonomicznej, naukowej i technologicznej przewagi Zachodu nad Rosją jest równie trafna w stosunku do państw niemieckich.

Erich Honecker© Wikipedia

Erich Honecker
© Wikipedia

„Swoboda działań i wolność wyrażania opinii były zawsze warunkiem postępu. I niezależnie od tego, co się mówi, to właśnie na tym polu bije nas Zachód” – mówił światły niemiecki marksista w 1987 roku. Goście Manfreda von Ardenne’a dyskutowali przez trzy godziny, co zrobić, by ożywić uśpione NRD i doszli do wniosku, że trzeba pójść przynajmniej śladem towarzysza Gorbaczowa i wprowadzić jego reformy. „Ale uwaga! nie wystarczy mianować kilku młodych w Politbiurze” – ostrzegł Hans Modrow. „Jak jednak to zrobić – paranoik i megaloman Honecker i Mielke, jego osobisty Beria, nie są w stanie niczego zrozumieć” – zastanawiał się Manfred von Ardenne, dodając – „Czasy, gdy wystarczyło zastąpić komunistów innymi komunistami już się skończyły”. W tym momencie odezwał się wreszcie Vladimir Kriuczkow, szef operacji KGB za granicą: „Właśnie myśleliśmy, że odpowiednim człowiekiem w tej sytuacji będzie Markus Wolf, oczywiście w ścisłej współpracy z towarzyszem Modrowem”.

Po tych obszernych fragmentach rozmowy, które za książką Meyera publikuje Le Point, przybliżono sylwetkę charyzmatycznego szefa wschodnioniemieckiego wywiadu, Markusa Wolfa, który wsadził nawet „wtyczkę” do gabinetu Willy Brandta. „Najlepszy agent Andropowa” – jak mawiano na Kremlu – utrzymywał stały i bliski kontakt z szefem w Moskwie. W jednej z rozmów dyskutowali oni na temat Zbigniewa Brzezińskiego. „To ten amerykański Polak opracował strategię religijną, spiskował w rzymskiej kurii i wymyślił polskiego papieża. Wojtyła spadł nam z nieba niespodziewanie” – przyznał szef KGB. Wolf skorzystał z okazji, by zapytać: „A strzał w maju 1981 roku, to my?” Stary czekista zachmurzył się, odpowiadając, „Instrukcje wydane przez Politbiuro były precyzyjne. Trzeba było szybko działać. Papież to nie harcerzyk i jasne, że będzie nam dalej szkodził, ale Polska jest już stracona. Teraz martwi mnie, czy NRD się nie zarazi”. „Zupełnie się z wami zgadzam, ale towarzysz Honecker jest niemożliwy. Prawdziwy czerwony Prusak przecenia nasze osiągnięcia i uważa, że jedynym rozwiązaniem na wszystko są represje. Myli się jednak, nie ustępując w najważniejszych sprawach, trzeba jednak otworzyć okna i wyzwolić energię i inicjatywę w narodzie” – przyznał niemiecki super szpieg. „Problem jednak w tym, że na to tylko czekają nasi przeciwnicy. Stajemy się łatwym łupem, gdy zmieniamy skórę” – martwił się stary czekista.

Zmian we wschodnich Niemczech nie można było przeprowadzić od góry, jak to robił Gorbaczow. Honeckerowi nie śmiano nawet o nich powiedzieć, stary komunista żył złudzeniami w swej potiomkinowskiej wsi i nawet przez głowę mu nie przyszło, że wkoło krąży samizdat. Nie znał też na pewno odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego listy ze znaczkami, na których jest podobizna Honeckera, wydrukowane w milionowych nakładach, nie docierają do adresatów? – Dlatego, że nadawcy plują na złą stronę” – cytuje dowcip z epoki tygodnik Le Point.

Michaił Gorbaczow, 1987 r.© Wikipedia

Michaił Gorbaczow, 1987 r.
© Wikipedia

Gorbaczow próbujący wprowadzać reformy miał w pewnym momencie dosyć zatwardziałych sojuszników z Berlina, Budapesztu czy Sofii, którzy odcięli się od pomysłów Wielkiego Brata. Ale cios przyszedł również z Bonn, gdzie kanclerz Kohl przyznał, że zdolności propagandowe Gorbaczowa są podobne, do tych, które miał Goebbels. Tego Kreml nie mógł puścić płazem i na dwa lata zamroził stosunki z Bonn. Ale, jak przyznał wkrótce Gorbaczow, wymiana handlowa z Niemcami zachodnimi jest ważną kartą w rozgrywce ze Stanami Zjednoczonymi. „Wyobraźcie sobie, jaką minę zrobią Amerykanie, gdy zbliżymy się z Niemcami” – cieszył się szef Kremla, który w dodatku potrzebował pieniędzy na utrzymanie sypiącego się imperium. Jak jednak to zbliżenie z zachodnimi Niemcami pogodzić ze „wschodnim” braterstwem? Niemożliwe. Należało więc skreślić Wschodnie Niemcy i w głowach strategów moskiewskich ta cyniczna myśl zrodziła się dużo wcześniej niż się to wydaje Zachodowi.

Nie chodziło już o to, by złagodzić berlińskich ortodoksów partyjnych. Należało zrobić wszystko, by ci "integryści marksizmu-leninizmu" nie popsuli wypracowanej przez strategów Kremla, ekonomicznej idylli rosyjsko-niemieckiej, której pozazdrościć by mógł Piotr Wielki. Bo przecież nie uszło ich uwagi, że Honecker też miał chrapkę na zachodnie marki, a solidarność Niemców mogła pokrzyżować plany Moskwy. I do tego ta mania wielkości Honeckera, który był przyjmowany w Bonn we wrześniu 1987 roku, a potem w styczniu w Paryżu, a marzył mu się czerwony chodnik przed Białym Domem. A w międzyczasie było oczywiste, że wyssie krew i wodę z Rosji.

Zachodnio-niemieccy finansiści postrzegali NRD i Związek Sowiecki jako nie dających się pogodzić przeciwników. Nawet jeżeli ta perspektywa była nieco żenująca i wstydliwa dla przywódców na Kremlu, Moskwa szybko zdała sobie sprawę, że nie ma żadnego interesu utrzymywać przy życiu NRD. Opuszczając sojusznika zapewniła sobie wyłączny dostęp do zachodnio-niemieckiej piersi – czytamy w omówieniu na łamach Le Point.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU