Marek Brzeziński
Tekst z 10/09/2009 Ostatnia aktualizacja 12/09/2009 13:54 TU
Proszę sobie wyobrazić taki oto obrazek – na niewielkiej platformie, pod dwoma żyrandolami Baccarata umocowano stół, na nim nakryto dla 22 osób, które zasiądą na czarnych fotelach z wysokimi oparciami. Fotele jak w najdzikszym z możliwych do wyobrażenia „space loopie”, jak się owa mrożąca krew w żyłach atrakcja lunaparków nazywa w mowie Mickiewicza. Patrząc z ziemi na fruwające pod niebem i obracające się gdzieś w przestworzach walce, w których znajdują się ludzie, robi się człowiekowi słabo. Tymczasem platformę ze stołami i miejscem pośrodku dla szefa kuchni umieszczono na wysokości 50 metrów nad ziemią. Kolacja na wysokości z widokiem na dachy Paryża.
Po Dubaju, Londynie, Las Vegas, Barcelonie, Brukseli, Stambule i kilku innych miastach, kolej przyszła na stolicę Francji, która także musiała sobie zafundować taką atrakcję – kolację pod paryskim niebem. Platformę o długości dziewięciu metrów z ustawionymi w kształcie kwadratu stołami oraz fotele utrzymuje gigantyczny dźwig. U jego stóp, w namiocie, przygotowywane są główne dania – tylko na zimno.
Przystawki serwuje na górze sam mistrz ceremonii, szef kuchni i jego pomocnik.
Miejsce do działania jest na platformie ograniczone, bo do dyspozycji szefa pozostawiono jedynie pięć metrów kwadratowych przestrzeni. Nakrycia przygotowano wcześniej. Podczas obiadu podaje się tylko szampana, aby uniknąć żonglerki nadmierną ilością butelek różnych win.Co więcej, każdy z zaproszonych gości zanim zasiądzie na fotelu i zapnie pasy, aby wzbić się w przestworza na napowietrzną ucztę, musi złożyć obowiązkową wizytę w toalecie.Telefony komórkowe należy wyłączyć. Nie chodzi tylko o szacunek dla innych przy stole, ale także o względy bezpieczeństwa, bo tylko jeden ochroniarz na platformie ma prawo kontaktować się z „tymi, co są na dole”.
Imprezę organizowano w różnych miejscach, ale doświadczenia były zawsze te same. Mimo silnych nerwów, stres jest ogromny, poza tym nie można się ruszyć, więc cała kolacja trwa godzinę.
Organizatorem przedsięwzięcia jest wydawnictwo „Cusine Créative”, które zaznacza, że chodzi nie tylko o superatrakcję, ale również o pokazanie światu, że „kuchnia francuska staje na wysokościach w stolicy sztuki kulinarnej”. Przypomina się przy tym, że 31 sierpnia 2008 roku Francja oficjalnie zgłosiła do UNESCO propozycję wciągnięcia kuchni na listę światowego dorobku ludzkości. No cóż. Skoro może być „haute couture”, to może także być „haute cuisine” i to w podwójnym, metaforycznym i dosłownym tego określenia znaczeniu. Zorganizowanie takiego przedsięwzięcia nie jest prostą sprawą. Najpierw trzeba przekonać i udowodnić, że jest to bezpieczna przygoda. Potem uzyskać zgodę ministerstwa kultury, które jest właścicielem Tuileries, a tak troskliwie i skrzętnie dba o to miejsce, że każde drzewko jest tutaj starannie policzone. Dźwig i cała konstrukcja utrzymująca platformę na wysokości 50 metrów nie mogą ważyć więcej niż siedem ton – dlatego przy stole zasiada jednocześnie dwudziestu dwóch gości. W sumie przez tych kilka dni wydano 25 posiłków dla nieco ponad pół tysiąca osób.
Za tę kulinarną frajdę pod paryskim niebem trzeba zapłacić niemal tysiąc euro. Jeśli dania serwują szefowie kuchni z Pałacu Elizejskiego – to trzeba dołożyć jeszcze czterysta.
Natomiast 846 euro kosztuje udział w degustacji koktajli przygotowanych przez Colina Fielda z hotelu Ritz, którego Forbes uznał za najlepszego barmana świata. Sto euro z każdej z tych sum będzie przeznaczone na konto Fundacji na Rzecz Walki z Chorobami Sierocymi. Obowiązują stroje wieczorowe, bo też i kolacja jest wykwintna, wieczorową porą, gdy Paryż wygląda czarująco i jednocześnie tajemniczo. Wieża Eiffele’a połyskuje szatą utkaną z niebieskich lampek błyszczących jak cekiny w skąpych kostiumach tancerek z kabaretów. Zachód słońca, którego złote promienie odbijają się w szklanym dachu Grand Palais. Najpiękniejsza aleja świata – Champs Elysee – powoli wkraczająca w noc przy ferii świateł. Szlachectwo obowiązuje – wszak Paryż nazywany jest „miastem światła i miłości”. Konstrukcja unosi się nad Ogrodem Tuileries i widok z niej na stolicę o zmierzchu zapiera dech w piersiach. Także to, co znajduje się na talerzach, może przyprawić o zawrót głowy.
W chmurach gości, którzy cechują się grubymi portfelami i brakiem lęku wysokości, bujać będą mistrzowie sztuki kulinarnej.
Dziesięciu wielkich szefów kuchni, którzy niczym generałowie armii wyróżnieni zostali gwiazdkami przez renomowany przewodnik Michelin. Na co dzień są szefami kuchni w najświetniejszych restauracjach kraju; nad Jeziorem Annecy u stóp Alp, na Lazurowym Wybrzeżu, ale także i w stolicy - w hotelu Ritz czy w trzygwiazdkowej restauracji Le Meurice. Tym razem zebrali się w Paryżu, aby przez cztery dni raczyć swoich gości dziełami sztuki na talerzu. W menu znalazły się kraby z kawiorem, pieczona przepiórka z truflami w miodzie, błękitny homar w ziołach, pierś kurczęcia z Bresse (to najlepsze kurczaki we Francji, czyli na świecie) faszerowana gęsimi wątróbkami i truflami, czy łosoś po „parysku” z sałatką macedońską w galaretce z pomidorami. Szef kuchni hotelu Martinez w Cannes specjalnie na tę okazję przygotował kostki lodu, w których zamroził małe langusty z truflami, gaspacho z pomidorów i kawałkami awokado. Jednym słowem niebo w gębie – gwiazdy nad głową. Rzecz jasna – wcześniejsze wstawanie od stołu jest zabronione. W tym przypadku nie chodzi tylko o towarzyskie „faux pas”.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU