Agnieszka Kumor
Tekst z 09/09/2009 Ostatnia aktualizacja 10/09/2009 11:23 TU
AK: Siedzieliśmy przed Maison des Métallos, w jedenastej dzielnicy, gdzie za dwie godziny Nadj miał grać spektakl. Zwróciłam uwagę, że od pewnego czasu jego twórczość idzie dwoma torami: pierwszy - to przedstawienia zespołowe, oparte na tekstach poetów, pisarzy, takich jak: Borgès, Jarry, Bruno Schulz czy Kafka (w roku 2002 artysta odwiedził Polskę z Czuwaniem, gdzie odwoływał się do prozy autora Procesu), drugi tor - to małe, intymne formy, solowe lub duety, często autobiograficzne, w których śledzi on swą własną drogę życiową. Muzyka miesza się w nich z tańcem i sztukami plastycznymi.
JN: Są to dwa fundamentalne doświadczenia w moich poszukiwaniach artystycznych. Małe formy są monologiem, gdy tańczę solo, lub dialogiem, gdy jest to duet. Rodzaj dialogu zależy od partnera. Z Dominique’iem (Mercy) rozwinął się specyficzny dialog między dwoma tancerzami, z Miquelem Barceló to dialog z uprawianą przez niego formą sztuki plastycznej i z nim samym, jako artystą. Ostatni mój spektakl (Sho-bo-gen-zo), to pas de deux z Cécile Loyer, mężczyzna i kobieta na scenie. Lubię wracać do tej formy. Towarzyszy nam dialog dwojga improwizujących muzyków: Joëlle Léandre i Akosha Szelevényi’ego.
Te małe formy nie wymagają materiału literackiego. Specyfika każdego z nas, nasz wewnętrzny świat wystarczają same sobie.
AK: Małe formy często konfrontują Pański „pejzaż wewnętrzny”, pamięć o ojczystej Kamizsy, z rzeczywistością.
JN: Budują nas nasze korzenie, miejsce, z którego pochodzimy. Czy chcemy tego czy też nie. W moim przypadku jest to przywiązanie do ziemi, do regionu, w którym się urodziłem, Wojwodiny, do tamtejszej specyficznej kultury, „mikroklimatu kulturalnego”, jak można by powiedzieć. Wiele zawdzięczam temu miejscu, ludziom, którzy tam pozostali. Intymne formy sceniczne pozwalają mi wsłuchać się w nich i dać im ich własny wizerunek, bo to przecież także ich świat.
AK: Jest w Pańskich spektaklach refleksja na temat mijającego czasu, zostawiającego ślady na naszym ciele. Dziwi Pana ten świat, co znajduje odzwierciedlenie w momentach pełnych humoru. Ale są też rzeczy, które Pana ranią. Ciało tancerza staje się przekazicielem tragizmu rozczarowania i komizmu zadziwienia. Nie bez przyczyny przywiązuje Pan taką wagę do ciała, w przeszłości uprawiał Pan walki wschodnie...
JN: W młodości trenowałem zapasy, było też judo, karate. I trochę szermierki pod koniec studiów.
AK: Jaki wpływ na Pańskie myślenie o ruchu miał teatr Tadeusza Kantora?
JN: Pracę Kantora poznałem dość późno. Mieszkając w Jugosławii nie mogłem oglądać jego spektakli. Poznałem je dopiero po przyjeździe do Francji. A więc już po rozpoczęciu pracy artystycznej. Francuscy krytycy, widząc moje pierwsze przedstawienie, Kaczka po pekińsku, stwierdzili, że zainspirował mnie świat Kantora. Tyle, że nie mógł mnie zainspirować, bo ja jego teatru jeszcze wówczas nie znałem. Potem, jak udało mi się zobaczyć Kantora, przyznałem im rację. Rzeczywiście, łączył nas podobny sposób traktowania postaci na scenie, ale również oniryzm, groteska i absurd przenikający opowieść. Ciążący na niej ciężar pamięci i historii. Również sposób aranżowania figur na scenie. Kantor pracował niczym muzyk. Jego reżyserie przypominały choreografie taneczne.
W swoich spektaklach rozwijam nieco inną problematykę, ale pozostaję pod wpływem kultury krajów Europy wschodniej.
AK: Mówił Josef Nadj. Na drugą część naszej rozmowy zapraszamy za tydzień.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU