Agnieszka Kumor
Tekst z 16/09/2009 Ostatnia aktualizacja 22/09/2009 13:27 TU
Francuski tancerz, choreograf i dyrektor Narodowego Centrum Choreograficznego w Orleanie, Josef Nadj, choć mieszka i pracuje we Francji, zachował bliskie kontakty ze swą ojczystą krainą, Wojwodiną. Powraca do niej w choreografiach, ale także w rysunkach, które stanowią wstęp do pracy na scenie. W kontekście tych dwóch form wyrazu, artysta podzielił się z nami swoją wizją sztuki.
AK: Na progu lata 2009 roku odeszły nagle dwie osobistości, które wywarły głębokie piętno na współczesnym tańcu: 30 czerwca zmarła na raka Pina Bausch, miała 68 lat. 27 lipca, w wieku 90 lat odszedł Merce Cunningham. Ich taniec był inny od tego, który Pan tworzy, a jednak mam wrażenie, że bez nich nie byłoby Pana...
JN: Z ich odejściem zdaliśmy sobie sprawę jak wiele dokonali, nie tylko dla tańca, ale i dla całego teatru. Byłem bliższy Pinie Bausch i jej myśleniu, ale praktykowałem na początku technikę Cunninghama. Jego rygorystyczne podejście do ćwiczeń bardzo mi odpowiadało, kiedy debiutowałem w zawodzie tancerza. Podziwiałem Cunninghama za otwarcie tańcowi nowych dla jego epoki perspektyw. Podziwiałem jego pracę z Johnem Cage’em (od redakcji: kompozytor i życiowy partner Cunnighama) i Robertem Rauschenbergiem (malarz, rzeźbiarz, fotograf, choreograf, perfomer) i to, że zdecydowali się na bardzo radykalne posunięcia. Niedawno odkryłem rysunki Cunninghama, co pozwoliło mi poznać w nim dodatkowo wielkiego rysownika.
AK: W Maison des Métallos mieliśmy okazję obejrzeć wystawę Pańskich rysunków. Postaci i obiekty na nich przedstawione przypominają tajemnicze topielice, złośliwe i nieprzewidywalne. Czy rysunek jest dla Pana dopełnieniem pracy na scenie?
JN: Praca na różnych materiałach wypływa z wewnętrznej potrzeby. Od najwcześniejszych lat rysunek jest częścią mnie samego. Odbyłem zresztą studia plastyczne, teatr i taniec przyszły później. Muszę przyznać, że trochę wówczas zaniedbałem rysunek na rzecz pracy scenicznej. Od kilku lat dawne zamiłowanie powróciło, udaje mi się prowadzić obie działalności równolegle. Rysuję dużo rankiem, po przebudzeniu, a po południu koncentruję się na próbach.
AK: Mam wrażenie, że w tańcu szuka Pan prostoty wyrazu, a nagromadzenie linii w rysunku, jak w zaplątanym węźle, wyraża raczej złożoność, powikłanie form.
JN: Zgadzam się, ale w rysunku też często szukam kondensacji przesłania. Nakreślona linia pozwala w inny sposób potraktować problem ruchu i akumulację rytmów. Obowiązuje inny niż na scenie stosunek do czasu. Praca z ołówkiem w ręku to także dla mnie próba dopowiedzenia tego, co chcę wyrazić w teatrze, moich gestów, intencji. Równowaga osiągnięta w rysunku pomaga mi znaleźć wyrazistość formy na scenie.
AK: Jak rodzą się Pańskie spektakle? Co sprawia, że przeczucie przeobraża się w sztukę, staje się tańcem, ruchem?
JN: Przeobrażenie następuje w okresie prób. Nieustannie nad czymś rozmyślam, chodzą mi po głowie nowe choreografie, pracuję nad kilkoma projektami na raz. Ale w pewnym momencie zapada decyzja o weryfikacji tych projektów w sali prób. I wtedy okazuje się czy pomysł da się przełożyć na scenę czy też nie. Dokonuję selekcji, sprawdzam czy to, co było tylko ideą znajduje konkretną formę w określonym czasie.
AK : Materią jest Pańskie ciało, bądź też ciała Pańskich tancerzy...
JN: … przede wszystkim moje ciało. Próbuję wraz z całym zespołem, nie patrzę na tancerzy siedząc na krześle.
AK: Co obecnie Pan czyta?
JN: Od kilkunastu dni wgłębiam się w filozofię Wittgensteina. Szukam u niego pewnych wskazówek, przygotowując tygodniowe warsztaty, które mam prowadzić.
AK : Bardzo dziękuję za rozmowę.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU