Stefan Rieger
Tekst z 22/09/2009 Ostatnia aktualizacja 23/09/2009 16:54 TU
Co nowego, po wakacjach? Déjà vu... Zawieszony w lipcu, po dwóch i pół miesiącach, strajk przeciwko masowym zwolnieniom w RFI, wznowiony został od 1 września. Odrzucony w czerwcu przez Radę Konstytucyjną, projekt ustawy Hadopi o ściganiu "piractwa" w sieci przegłosowany został ponownie, w lekko zmodyfikowanej wersji, przez francuskie Zgromadzenie Narodowe. Bestia zdycha, i zdechnąć nie może...
Najdłuższy w dziejach francuskich mediów strajk zdaje się chylić ku końcowi. "Zmobilizowanych jest wciąż około pół setki najmocniej zaangażowanych pracowników, ale ruch oporu się wykrusza i niektórym opadają ręce" – komentuje jeden z dziennikarzy naszej rozgłośni, cytowany przez dziennik Libération w artykule, informującym o puszczeniu w obieg w tych dniach, zrealizowanego przez związki zawodowe z RFI dokumentu filmowego pod tytułem "206".
RFI 206
206 to liczba osób przeznaczonych do odstrzału – z górą jedna piąta personelu Radio France Internationale – a wśród nich ponad 60 dziennikarzy sześciu sekcji językowych, między innymi niemieckiej i polskiej. 17 minutowy, nadzwyczaj bojowy dokument zbija argumenty dyrekcji, uzasadniającej plan modernizacji (przekładający się na masowe zwolnienia z pracy) "chronicznym deficytem" RFI. Co znaczy "deficyt" w instytucji publicznej, finansowanej przez państwo? – pytają retorycznie cytowane w filmie osobistości, których zdaniem decydują o wszystkim kryteria wyłącznie polityczne: co nadawać, gdzie nadawać i czy w ogóle nadawać?
Tygodnik L'Express donosi, że niezdrowa sytuacja w RFI niepokoi coraz bardziej prezydenta Sarkozy'ego, który – w obawie, że zaraza rozleje się na całe media publiczne – konsultuje dyskretnie "ekspertów", takich jak Hervé Bourges, były prezes naszej rozgłośni, by znaleźć wyjście z impasu.
Jedno zaiste jest niezrozumiałe w tym konflikcie: całkowity "mur milczenia" po stronie władzy. Nieustające apele związków zawodowych RFI – do Pałacu Elizejskiego o mianowanie mediatora; do nowego ministra kultury Frédérica Mitterranda o wzięcie byka za rogi... – pozostały bez echa.
Adwokaci związków zawodowych, cytowani przez Libération, wyrażają przekonanie, iż plan zwolnień zbiorowych jest niezgodny z prawem. Rozstrzygnie o tym decyzja sądu apelacyjnego 28 września. Jeśli będzie przychylna dyrekcji, powiemy państwu adieu parę tygodni później. Jeśli nie, bestia zdychać będzie nieco dłużej, pewnie przez parę miesięcy...
Hadopi 2
Idiotyczna i skandaliczna ustawa o tępieniu internetowego "piractwa" zdechła zapewne, zanim się urodziła. W lipcu przyjął ją Senat, 15 września przyklepało Zgromadzenie Narodowe, teraz doszlifować tekst ma tzw. komisja mieszana i zaraz potem – huzia na Józia!, czyli na zwyrodnialca, który ściąga za frajer z Internetu piosenki i filmy: trzy ostrzeżenia, po czym odcięcie od sieci nawet na rok, a jeszcze na deser wysokie grzywny i ewentualnie więzienie...
Pierwsza wersja Hadopi padła w Radzie Konstytucyjnej, która uznała primo – w ślad za Parlamentem Europejskim - że prawo dostępu do sieci należy do podstawowych praw człowieka i że, nade wszystko, o ewentualnych sankcjach decydować może tylko sędzia, a nie jakaś prywatna instytucja, ustanowiona przez przemysł rozrywki (a tym jest w gruncie rzeczy nie powołana jeszcze rada Hadopi).
Druga wersja ustawy różni się od pierwszej tylko tym, że ostateczna decyzja o odcięciu od sieci czy ukaraniu grzywną należy do sędziego. Jak poprzednia, bimba sobie z zadekretowanego przez europarlament, niepodważalnego prawa dostępu do sieci. Rada Konstytucyjna, do której socjalistyczna opozycja ponownie się odwoła, ma więc nowy orzech do zgryzienia.
Obie wersje ustawy Hadopi mają zaś to do siebie, że po pierwsze – stanowią poważne zagrożenie dla demokracji, gdyż narzucają model powszechnej inwigilacji w sieci, co wymaga użycia narzędzi (typu szpiegowskie programy, jakie każdy obywatel winien u siebie zainstalować) mogących służyć dowolnym, policyjnym, komercyjnym czy politycznym celom; a po drugie – internauci kpią z Hadopi, zanim jeszcze weszła w życie.
To nie tylko zamach na wolność w sieci, to zwłaszcza linia Maginota: wystarczy zagooglować na ten temat, by znaleźć tysiąc i jeden przepisów na obejście Hadopi, na dziesiątkach tysięcy stron. Jak komentuje dziennik ekonomiczny Les Echos, techniczne sztuczki informatycznego "piractwa", znane dotąd nielicznym wtajemniczonym, uległy gwoli debaty nad ustawą raptownej demokratyzacji, co jest rezultatem dokładnie przeciwnym do tego, jaki chcieli osiągnąć zwolennicy strategii żandarma. Czyli showbiznes, który broni swej kury, znoszącej złote jaja, oraz politycy mający w jajach udział.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU