Piotr Błoński
Tekst z 02/10/2009 Ostatnia aktualizacja 03/10/2009 12:50 TU
Dystans zmniejsza się. To istny rewanż krajów wynurzających się, pisze felietonista ekonomicznego dziennika Les Echos Jean-Marc Vittori, który przypomina, że od 10 lat ich wzrost jest, niezależnie od okoliczności, szybszy o 3 punkty niż w krajach bogatych: w dobie wychodzenia z kryzysu te ostatnie prawdopodobnie skazane są na wzrost ślamazarny, podczas gdy ożywienie gospodarcze sprzyja tym pierwszym. Może dojść do tego, pokpiwa felietonista, że zaczną one swoje pieniądze inwestować u siebie samych!
Z grupy krajów wynurzających się najwięcej piany jest wokół Chin, jako największej spośród nich potęgi. Przyjmuje się bowiem powszechnie, że choć słabsze, gospodarki takie jak indyjska i brazylijska są bardziej zrównoważone. Chiny mają ponadto astronomiczne rezerwy walutowe (ponad 2100 mld dolarów), a równocześnie zaniżony kurs swej waluty, co sprawia, że pląsy chińskiej gospodarki są zagrożeniem dla całego światowego systemu finansowego na czele z amerykańskim.
W ubiegłym miesiącu cytowałem optymistyczne, choć ostrożne słowa chińskiego premiera Wen Jibao, który szczycił się tym, że Chiny przezwyciężyły kryzys, ale pozostają czujne. W komentarzach podkreślano wtedy przede wszystkim niebezpieczeństwo tworzenia się w Chinach balonów inwestycyjnych zasilanych ogromnymi sumami włożonymi w plan ożywienia gospodarczego.
Martin Wolf, autor kroniki ekonomicznej publikowanej w Financial Times i w Les Echos, dopatruje się także innych zagrożeń.
Chiński wzrost szacuje się na 8,3% w tym roku i 9,4% w przyszłym. Popyt wewnętrzny wzrośnie w tym roku o 11,5%, a spożycie o 9,3%. Najważniejszy jednak, zdaniem Wolfa, jest wzrost udziału inwestycji w PKB. Wskaźnik ten był już wcześniej bardzo wysoki, toteż jego przewidywany dalszy wzrost jest oznaką nie siły, lecz słabości gospodarki. Uwidacznia bowiem zmniejszającą się rentowność inwestycji i względnie nadmierny potencjał produkcyjny. Kiedy tempo wzrostu gospodarczego osłabnie – co w końcu musi się zdarzyć – załamanie inwestycji gwałtownie pogłębi skutki załamania popytu.
Wolf twierdzi również, że mało kto zdaje sobie sprawę, jak dalece chińska gospodarka jest niezrównoważona. W 2007 r., czytamy, indywidualne spożycie nie przekraczała 35% PKB, a w tym samym roku, dzięki nadwyżkom eksportowym, Chiny zainwestowały odpowiednik 11% PKB w mało wydajne papiery zagraniczne, głównie amerykańskie. Tu ekonomista nie posiada się z oburzenia: „podczas gdy setki milionów Chińczyków nadal jeszcze żyją w ubóstwie, transfery netto kapitału za granicę opiewają na jedną trzecią spożycia!”.
Wreszcie, tegoroczne interwencyjne zrównoważenie, za jakie uchodzić może plan ożywienia gospodarczego oparty na inwestycjach i łatwym kredycie, zadziałać może jedynie na krótką metę: a wykładniczy wzrost nadwyżek w wymianie zagranicznej w ciągu ostatniego dziesięciolecia był zjawiskiem, które się nie powtórzy, czy się to Chińczykom podoba, czy nie. Jeśli jednak priorytetem polityki gospodarczej Chin stanie się spożycie – co zostało w tym roku ledwie zarysowane – przyczyni się to do zrównoważenia gospodarki na dłuższą metę, zarówno w interesie Chińczyków, jak i reszty świata – konkluduje Martin Wolf.Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU