Piotr Błoński
Tekst z 09/10/2009 Ostatnia aktualizacja 09/10/2009 17:30 TU
Według maklerów, Hong Kong wykupił około 1,5 mld, Seul 1 mld, Tajlandia, Indonezja, Tajwan i Filipiny po kilkaset milionów dolarów. Walutom tych krajów groziła bowiem aprecjacja, szkodliwa dla ich eksportu, podobnie zresztą jak walutom Nowej Zelandii, Australii i Kanady.
Również w stosunku do waluty europejskiej dolar miał wczoraj najniższą cenę od roku – 1,48 za 1 euro, ale prezes EBC Jean-Claude Trichet poprzestał na przypomnieniu, że Europie zależy na silnym dolarze i zapewniając o swojej czujności oświadczył, że ECB jest, w razie czego, gotów do współpracy transatlantyckiej – w domyśle, współpracy na rzecz stabilizacji kursów. Od pół roku dolar stracił do euro 15% swej wartości, a 10% do koszyka głównych walut światowych. Ponadto Trichet zdaje sobie sprawę, że czy się tego chce, czy nie chce, euro jest praktycznie jedyną walutą, której kosztem rynek się równoważy. Dlatego kurs euro w stosunku do koszyka głównych walut wzrósł od początku roku o 6,7% .
Wysoki kurs euro chroni jego strefę przed inflacją, ale walka z inflacją, która była dotąd główną troską EBC, stała się w warunkach kryzysu nieaktualna, przynajmniej na razie. Dlatego jest on obecnie czynnikiem ryzyka dla gospodarki strefy euro, z tych samych powodów, co dla gospodarek wymienionych przed chwilą krajów. Bez eksportu nie będzie ożywienia gospodarczego. Chodzi jednak o to, by nie dopuścić do przekroczenia pewnych granic: istnieje ryzyko takiego wzrostu kursu euro – do 1,8 czy 2 dolarów za sztukę – który dla gospodarki Eurolandu byłby katastrofalny.
Wczorajsze interwencje na rynkach dają przedsmak planetarnej wojny walutowej, do której mogłoby dojść w razie dalszego, niekontrolowanego spadku dolara. Nie ograniczają się one zresztą do Dalekiego Wschodu. W bardziej dyskretny sposób interweniował bank szwajcarski, który wszelako wykupywał równocześnie dolary i euro. Polityka Banku Anglii też sprzyja, przy użyciu innych narzędzi, osłabieniu funta. Taka wojna walutowa miałaby charakter swoistego konkursu dewaluacji walut, który, w przekonaniu ekonomistów, przekreśliłby szansę na trwałe wyjście z kryzysu gospodarczego. Dotychczasowe strategie banków centralnych straciłyby swoją skuteczność.
Panowanie dolara, jako światowej waluty odniesienia wynikało dotąd z jego siły: dziś utrzymuje się dzięki jego słabości, która może jednak okazać się znacznie bardziej niekorzystna dla reszty świata. Ekonomiści głowią się nad tym, jak też mógłby wyglądać światowy system finansowy, w którym zabrakłoby dolara, jako waluty odniesienia.Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU