Piotr Błoński
Tekst z 16/10/2009 Ostatnia aktualizacja 16/10/2009 16:04 TU
Co gorsza, nie bardzo wiadomo, co mogłoby ten spadek dolara powstrzymać. Jest on konsekwencją całkiem konkretnych czynników, podczas gdy obrona kursu dolara opiera się na postulatach. Spadek dolara pociąga za sobą spadek chińskiego juana, którego kurs związany jest z amerykańską walutą, a także spadek wielu innych walut, których kurs nie jest płynny, a równocześnie aprecjację innych: kanadyjskiej, australijskiej, nowozelandzkiej – i na pierwszym miejscu euro.
Te czynniki, które sprawiają, że pogłębia się różnica wartości dolara i euro, to po pierwsze różnica wysokości stóp walutowych: w USA jest ona niższa niż w strefie euro, toteż nie przyciąga inwestorów. Paradoksalnie, w najgorszych miesiącach kryzysu mimo to przyciągała, dlatego że Ameryka wydawała się stosunkowo najbezpieczniejszą lokatą. Obecnie uważa się, że kryzys minął i inwestorzy rozglądają się za lokatami bardziej wydajnymi. Strefa euro kusi ich, bo nie tylko stopa procentowa jest wyższa, ale spodziewają się, że EBC, tak czuły na inflację, podniesie stopę procentową przy pierwszych oznakach jej wzrostu.
Drugim czynnikiem jest struktura amerykańskich finansów: kolosalne zadłużenie i kolosalny deficyt budżetowy budzą wątpliwości, po doświadczeniach kryzysu finansowego, co do siły dolara w najbliższej przyszłości.
Na krótką metę niski kurs dolara jest dla gospodarki amerykańskiej korzystny, bo relatywnie zmniejsza to wartość zadłużenia zagranicznego. Byłoby to jeszcze bardziej korzystne, gdyby ogromna część tego zadłużenia nie spoczywała w Chinach. Chińskie rezerwy walutowe ocenia się na 2200 miliardów dolarów. Ale właśnie dlatego Pekin nie chce słyszeć o rewaluacji swej waluty, o której wszyscy wiedzą, że jej kurs jest zaniżony: byłaby to czysta strata w skarbie, a jednocześnie hamowałoby intratny eksport do USA.
Na średnią i dłuższą metę słaby dolar jest kłopotliwy dla wszystkich: dla USA, bo zniechęca zagranicę do inwestowania w bony skarbowe, czyli finansowania amerykańskiego deficytu. Dla Chin i innych krajów Dalekiego Wschodu, bo nie mogą bez końca zwiększać swych rezerw walutowych – grozi to powstawaniem niebezpiecznych balonów inwestycyjnych na tamtejszych rynkach, i zresztą wielu finansistów uważa, że takie balony już tam dojrzewają. Dla Europy – bo uderza w eksport w sektorach, w których rozliczeń dokonuje się w dolarach. Dodajmy, że spadek kursu dolara nie przynosi już ulgi w kosztach importu ropy i gazu, bo ich ceny rosną odpowiednio do spadku dolara. Stąd obawa, że słaby dolar zdusi w zarodku pokryzysowe ożywienie gospodarcze w Europie.
Wszystkie te racje nie przekładają się jednak wcale, albo prawie wcale na bieżące tendencje rynków walutowych.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU