Marek Brzeziński
Tekst z 09/11/2009 Ostatnia aktualizacja 09/11/2009 18:10 TU
Francuskie drużyny piłkarskie znakomicie wypadły w czwartej rundzie fazy finałowej Ligi Mistrzów – dwie drużyny awansowały do jednej ósmej, a trzecia ma szansę, chociaż przed nią arcytrudne mecze. Dużo gorzej dwóm francuskim klubom wiodło się w Lidze Europy. Dwie porażki skomplikowały ich sytuację, ale na awans szanse jeszcze mają.
Zespół z różowego miasta, z Tuluzy, poległ na własnej murawie w spotkaniu z Szachtiorem Donieck 0:2. W drużynie gości przez ostatnie dziesięć minut grał reprezentant Polski, Lewandowski. Ukraińcy są na pierwszym miejscu w tabeli mając komplet punktów w czterech meczach.
W pierwszym spotkaniu w Doniecku Szachtior też zdecydowanie dominował i rozgromił drużynę ze stolicy „Katarów” 4:0. Tuluza jest na trzecim miejscu i ma jeszcze szanse na awans. Szachtior bardzo by jej w tym pomógł, gdyby wygrał kolejne spotkanie z FC Brugią, ale Ukraińcy mają już awans w kieszeni i nie wiadomo, czy sportowy duch tlić się w nich jeszcze będzie do ostatniego gwizdka fali eliminacyjnej Ligi Europejskiej. O wszystkim może zadecydować mecz Tuluzy z Flamandami, wcześniej jednak piłkarze francuscy muszą uporać się u siebie z Partizanem Belgrad, który lata świetności ma poza sobą.
Nie udało się wziąć przeszkody także zespołowi Lille, w którym zagrał kolejny reprezentant Polski, Ludovic Obraniak. Zagrał dobrze. Był aktywny. Zabrakło wykończenia akcji.
Lille przegrało na wyjeździe z Genuą, a mecz był emocjonujący do końca. I to dosłownie. Bo w 93 minucie, w doliczonym czasie, na sekundy przed gwizdkiem, Lille straciło gola i cenny punkt, przegrywając 2:3. Drużyna z północy Francji prowadzi w tabeli, ale ma tylko jeden punkt przewagi nad groźną Walencją i właśnie nad Genuą. Zapowiada się na walkę do końca. Znakomicie wypadły francuskie zespoły w czwartej kolejce Ligi Mistrzów. Bordeaux po raz drugi upokorzyło dumny Bayern Monachium. W stolicy Bawarii piłkarze z krainy wina nie dali szans swoim rywalom wygrywając 2:0. Faktem jest, że w zespole gospodarzy zabrakło kontuzjowanego Francka Ribery’ego, gwiazdy Bayernu i reprezentacji Francji. Bordeaux awansowało do jednej ósmej. O drugie miejsce walczą Juventus i Bayern. Maccabi Hajfa pełni rolę statysty w tej arcysilnej grupie, w której jednak piłkarzom Bordeaux nie dawano zbytnich szans na sukces. No i proszę! Sport jeszcze raz pokazał swoje zaskakujące i pasjonujące oblicze.
Olympique Lyon strzałem w ostatnich sekundach zapewnił sobie remis na własnym stadionie w spotkaniu z Liverpoolem i jednocześnie wywalczył awans do jednej ósmej.
To wielki sukces francuskiej piłki. Szansę na to, aby Lyończykom towarzyszyć w dalszej walce, ma drużyna z miasta Savonaroli i Dantego – Fiorentina. Prawdopodobnie rozstrzygnie o tym spotkanie w ostatniej kolejce, gdy Włosi będą grali z Liverpoolem. Wielkie lanie zafundował Szwajcarom z pięknie położonego, ale nudnego jak flaki z olejem Zurychu, Olympique Marsylia, który gości odprawił do domu z bagażem sześciu goli tracąc przy tym jedną bramkę. Olympique Marsylia ma szanse na zwycięstwo, ale zadanie przed piłkarzami z najstarszego miasta Francji stoi bardzo trudne – w ostatnich dwóch meczach muszą w Mediolanie pokonać AC Milan, a potem na stadionie Velodrome przynajmniej zremisować z Realem Madryt. Kombinacja może być odwrotna – rezultat ten sam, trzeba zdobyć 4 punkty. Bohaterowie z europejskich stadionów grali także pierwsze skrzypce w trzynastej kolejce Ligue 1. Upojone monachijską wiktorią Bordeaux przegrało ze sfrustrowanym porażką w Genui Lille zero dwa, ale z fotela lidera nie spadło.
Natomiast to, co się działo w wykonaniu głównych aktorów Ligi Mistrzów we francuskim wydaniu, przeszło wszelkie oczekiwania.
Nie pamiętam, żeby jakikolwiek mecz we Francji sportowe l’Equipe oceniło na „szóstkę”. Wprawdzie żaden z piłkarzy nie zbliżył się do wymarzonej indywidualnej noty „dziesięć”, ale wiadomo, że na tyle, w oczach francuskich komentatorów, zasługują tylko piłkarzy występujący, tam w górze, na „niebiańskich” murawach. To był mecz! Na stadionie Gerland naprzeciwko siebie stanęli piłkarze dwóch Olympique’ów – gospodarzy z Lyonu i gości z Marsylii. Zaczęli miejscowi zdobywając gola już w trzeciej minucie. A potem rozwiązał się worek z bramkami i tak już trwało do ostatniego gwizdka sędziego. Kibice na trybunach i przed telewizorami mogli palce oblizywać i mlaskać. Co za uczta! Na przerwę dwudziestu dwóch wspaniałych schodziło przy stanie 2:2. W dwie minuty po wznowieniu gry Marsylczycy obejmują prowadzenia 3:2. Czas płynie. Serca kibiców Olympique’u Lyon biją jak szalone. Jest dziesięć minut do końca spotkania, gdy goście podwyższają na 4:2.Znikąd ratunku. Rozpacz zieje z trybun. I wtedy w ciągu dziewięciu minut Olympique Lyon trzy razy trafia do siatki Marsylczyków. Z 2:4 zrobiło się 5:4. Trybuny oszalały. Ale to nie koniec meczu. Dwie minuty doliczone. Zamieszanie pod bramką gospodarzy. I gol! Co więcej samobójczy! Toulalan, reprezentant Francji, trafia do własnej siatki. 5:5! 10 bramek. I niech tu ktoś powie, że piłka nożna to nie jest fajny sport!
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU