Marek Brzeziński
Tekst z 30/11/2009 Ostatnia aktualizacja 30/11/2009 16:29 TU
Znakomita postawa francuskich drużyn w fazie finałowej Ligii Mistrzów. Zadyszka Olympique’ów z Lyonu i z Marsylii na krajowych boiskach. Znakomita passa Bordeaux, które znów wdrapało się na fotel lidera zastępując tam Auxerre. Zespół z Burgundii pozbawiony kontuzjowanego Jelenia niezasłużenie przegrał w Parku Książąt z PSG. Ale nad tymi wszystkimi atrakcjami piłkarskimi niby miecz Demoklesa unosi się cień ręki Thierry’ego Henry w meczu barażowym o awans do finałów mistrzostw świata przeciwko Irlandii.
To zagranie podzieliło francuską opinię publiczną, ale spotkało się z jednoznacznym potępieniem poza granicami Francji. Przypomnijmy fakty. W dogrywce meczu Francja – Irlandia na Stade de France, gdy goście z Zielonej Wyspy prowadzili jeden zero, napastnik Niebieskich Thierry Henry dostał dalekie podanie przy linii kończącej boisko, dwukrotnie zagrał ręką, dzięki czemu udało mu się okiełznać kozłującą piłkę i zgrabnie zacentrować do znajdującego się po drugiej stronie pola karnego, na wprost bramki, Gallasa. Padł wyrównujący gol, który odebrał Irlandczykom szanse na awans do finałów RPA. Francuzi awansowali. Zagranie napastnika francuskiego można interpretować na wiele sposobów. Jeden z trenerów zespołu trampkarzy z przedmieść Paryża słusznie powiada, że takie zagrywki się zdarzają. Rzeczywiście w ferworze walki o piłkę można niechcący jej dotknąć ręką, co powinno być ukarane przez sędziego. Wysokość kary zależy od okoliczności i sytuacji. Od „jedenastki”, po żółtą kartkę i rzut wolny.Takie sytuacje się zdarzają. W tym przypadku martwi co innego – postawa charyzmatycznego piłkarza Niebieskich i jego słowa wypowiedziane tuż po zakończeniu meczu oraz stanowisko, jakie w tej sprawie zajmowali ludzie z „pierwszych stron gazet”. Thierry Henry, na co dzień grający w Barcelonie, do tej pory mógł uchodzić za wzór do naśladowania dla młodych piłkarzy.
Jeśli zgodzimy się z tezą, że futbol to tylko duże pieniądze i walka za wszelką cenę, to rzecz jasna do Henry’ego pretensji mieć nie można, ale tym samym piłka nożna zostaje zepchnięta do roli „wolnej amerykanki”.
Każdy chwyt jest dozwolony. A tak przecież nie jest. I być nie powinno. Inny trener młodzieży powiada, że następnego ranka powiedział swoim podopiecznym, żeby nie naśladowali napastnika reprezentacji. Henry powiedział na konferencji prasowej, na której przyznał się do nieczystego zagrania, że „nie jest arbitrem, lecz piłkarzem”. Mit Thierry’ego Henry prysł w tym momencie, jak bańka mydlana. Dyskusje na temat tego, czy powinno się, tak jak w rugby, zainstalować kamery, aby sędziowie mogli rzetelniej oceniać wydarzenia na boisku, czy raczej zgodzić się z Michelem Platinim, by zwiększyć o dwóch liczbę arbitrów liniowych, jest w tej sprawie problemem drugorzędnym. Chodzi bowiem o etykę, a ta powinna być siostrą syjamską sportu. Co z tego, że prasa brytyjska nie zostawiła na niezwykle popularnym na Wyspach Francuzie suchej nitki, pisząc o „oszustwie” i o „ręce żaby”. Irlandczycy najpierw domagali się powtórzenia meczu, na co świadoma beznadziejnej formy reprezentacji Niebieskich nie chciała się zgodzić Francuska Federacja Piłki Nożnej.
Pod koniec listopada zażądali od FIFA dopuszczenia ich drużyny do finałów w RPA. W sporcie tak bywa, że nie zawsze wygrywa faworyt, ani ten, który jest lepszy, sprawniejszy, silniejszy.
To też jest urok sportu i związanych z nim emocji. To, co może bulwersować, to hipokryzja ze strony piłkarza, części działaczy i komentatorów, którzy chyba nie do końca sobie uświadomili, że swoją postawą zadali cios w najczulsze miejsce sportowej rywalizacji, w uczciwość. Prezydent Sarkozy schował głowę w piasek. Owszem pośpieszył z wyrazami ubolewania dla premiera Briana Cowena, z powodu wyeliminowania reprezentacji Irlandii. Ale nie chciał komentować decyzji sędziego, ani zagrania ręką przez „francuskiego idola”. Zręcznym zwodem wyminął „minę” powiadając, że nie chce się do tego ustosunkować, bo znów rozlegną się głosy zarzucające mu, że jest „hiperprezydentem wtrącającym się do wszystkiego”. Piękny przykład filozofii Kalego. O ile do prezydenta ostatecznie nie można mieć pretensji, o tyle zdumiewające są słowa dwóch znanych niewiast. Francuska minister sportu Rama Yade oświadczyła, że trudno jest jej się w tej sprawie wypowiadać, bo tylko Thierry Henry sam wie, czy była to ręka „nastrzelona”, czy też było to „celowe” zagranie ręką. Rama Yade musiała się pożegnać ze stanowiskiem sekretarza stanu odpowiedzialnego za prawa człowieka, bo tak energicznie w tej sprawie postępowała, że aż wprawiała w zakłopotanie i rząd i swojego bezpośredniego przełożonego Bernarda Kouchnera. Rama Yade zmieniła sekretariat.
Kouchner odetchnął, a nowa szefowa sportu oświadczyła, że istota jej resortu przypomina prawa człowieka, gdyż też trzeba walczyć o czystość sportowej rywalizacji.
Niestety jej słowa po meczu Francja – Irlandia kłócą się i z czystością i zasadą fair play. Duże rozczarowanie postawą pełnej wdzięku i urody pani sekretarz. I wreszcie Pierwsza Dama Francji, która powiada, że skoro sędzia nie złapał Thierry’ego Henry na gorącym uczynku, to nie ma sprawy. Na takie dictum szczęka opada, bo to w zupełnie innym świetle stawia sprawę uczciwości i wymiaru sprawiedliwości. Nie płacimy podatków i oszukujemy, ale jesteśmy uczciwi, bo nas nie złapali. Kilka dekad temu polski alpejczyk Andrzej Bachleda ominął we mgle bramkę. Nikt tego nie widział, bo „gęste mleko” zalewało stok. Bachleda wygrał. Ale na mecie podszedł do sędziego i przyznał się do błędu. Został zdyskwalifikowany. W kilka miesięcy później uhonorowano go Pucharem Fair Play UNESCO. „Ręka żaby” zmienia wiele. Przede wszystkim zupełnie inaczej będziemy patrzeć na grę Thierry’ego Henry. Maradona po golu strzelonym ręką też utracił gdzieś swój „boski” czar. Thierry Henry, czyli smutek spełnionych baśni.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU