Stefan Rieger
Tekst z 28/11/2009 Ostatnia aktualizacja 28/11/2009 16:27 TU
Indie byłyby skłonne uelastycznić swe stanowisko w kwestii klimatu – pisze, jeszcze w trybie warunkowym, popołudniowy Le Monde w kolejnym z serii artykułów, poświęconych przygotowaniom do grudniowej konferencji w Kopenhadze.
Do tej pory, kraje rozwijające się, zgrupowane w G77, odrzucały hurmem wszelkie zachęty do podjęcia jakichkolwiek zobowiązań w sprawie ograniczenia emisji CO2, uważając że jedynie kraje rozwinięte, ponoszące historyczną odpowiedzialność za ocieplanie się klimatu, mają narzucić sobie restrykcje.
W ostatnich kilku dniach, dwa wielkie mocarstwa z tego grona, Brazylia i Chiny, nagle jednak spuściły z tonu i zgodziły się istotnie zredukować swe emisje gazów cieplarnianych. Indie, w tej sytuacji, znalazły się pod presją i minister środowiska, Jairam Ramesh dał do zrozumienia, że wkrótce jego kraj przedstawić może konkretne zobowiązania. Nie będą one tak ambitne, jak w przypadku Brazylii czy Chin, które obiecują ograniczenie do roku 2020 względnego wskaźnika emisji CO2 (tzn nie w liczbach absolutnych, lecz proporcjonalnie do stopy gospodarczego wzrostu) o jakieś 40%.
Wszystko to rokuje nieco lepiej konferencji w Kopenhadze, ale pozostają do rozwiązania dwa problemy (komentuje Le Monde): na jakie mechanizmy nadzoru ich poczynań gotowe są się zgodzić kraje wstępujące (gdyż Chińczycy dajmy na to z góry wykluczają pomysł, by jacyś „eksperci międzynarodowi” patrzyli im na ręce) i nade wszystko, jaką pomoc finansową gotowe są im przyznać państwa bogate. Nie wykluczone, że to na tym właśnie problemie, zważywszy na węża w niejednej kieszeni, rozłożyć się może kopenhaska konferencja.
Cło ekologiczne
A swoją drogą, zauważa w innym tekście Hervé Kempf, specjalista od ekologii w Le Monde – jakże świat się zmienił przez ostatnich dziesięć lat! W grudniu 1999 roku, Światowa Organizacja Handlu przymierzała się do fetowania w Seattle triumfu wolnej wymiany, ale masowa kontestacja związkowo-zielono-obywatelska przemieniła miasto w oblężoną twierdzę a szczyt w tragifarsę. Dziesięć lat później, ekologia stała się pierwszym z międzynarodowych priorytetów, a za dziesięć dni Kopenhaga znajdzie się w centrum światowej dyplomacji i światowych mediów.
Konferencję klimatyczną poprzedzi nota bene narada WTO w Genewie i jest w tym jakaś logika, gdyż obie dziedziny – handlu i ochrony środowiska – intymnie są splecione.
W ciągu ostatniej dekady, Stany Zjednoczone zjeżdżały w dół, podczas gdy Chiny szły w górę, prześcigając w szczególności Amerykę w zbożnym dziele trucia atmosfery. W jednej trzeciej, jak się ocenia, za trucie odpowiedzialny jest chiński eksport. Otóż eksport jednych to konsumpcja innych, krótko mówiąc – kupujący chińskie towary odpowiedzialni są w znacznej mierze za chińskie trucie. Jeśli chcemy to ostatnie ograniczyć, musimy zmniejszyć import z Chin, choćbyśmy mieli za to i owo płacić drożej, chroniąc przy okazji własny przemysł.
Jedynym logicznym rozwiązaniem – konkluduje Hervé Kempf – byłoby zatem ustanowienie na granicach podatku ekologicznego (czy jak kto woli: „cła klimatycznego”), wobec towarów pochodzących z krajów, nie dbających dostatecznie o środowisko. Chiny oczywiście są tej idei dziko przeciwne, ale same ochoczo uprawiają protekcjonizm, albo dosłownie, albo pośrednio – przez sztuczne zaniżanie kursu yuana.
Specjalista Le Monde uważa, że takie „cło ekologiczne” trzeba przeforsować, a zyski z niego lokować w Funduszu pomocy dla krajów biednych, aby mogły się przystosować do zmian klimatycznych. Protekcjonizm? Owszem, ale chodzi o zapewnienie protekcji wspólnemu dobru, jakim jest klimat planety.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU