Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Teatr

„Sprawa Dantona”, kwestia proporcji

 Agnieszka Kumor

Tekst z  09/12/2009 Ostatnia aktualizacja 12/12/2009 17:29 TU

"Sprawa Dantona" (Teatr Polski z Wrocławia), reż. J. Klata© Bartosz Maz

"Sprawa Dantona" (Teatr Polski z Wrocławia), reż. J. Klata
© Bartosz Maz

Polski reżyser, Jan Klata, powrócił do Maison des Arts w podparyskim miasteczku Créteil, by po Trasferze! zaprezentować tam Sprawę Dantona Stanisławy Przybyszewskiej w wykonaniu zespołu Teatru Polskiego z Wrocławia. Niestety, w porównaniu z poprzednim sukcesem, spektakl brodzi w oceanie pomysłów nie wytrzymujących na dłuższą metę próby sceny i publiczności, nudzącej się jak mopsy. A szkoda! W życiorysie Klaty zaczęło się bowiem przejście od reportażu interwencyjnego do twórczej dojrzałości. Ale dopiero zaczęło...

Scena zabudowana budami z dykty, papieru i odpadów wielkiego miasta – brazylijska favela, ale bez jej chęci życia, raczej śmietnik historii. Kiedy światło gaśnie przestrzeń sceny rozjaśniają paski z taśmy odblaskowej, wyznaczające kontury bud. Nie ma już skleconych z biedy i odrzucenia domostw, jest widmo obojętnej na jednostkę aglomeracji miejskiej. W tę współczesną i, chciałoby się rzec językiem Brechta, „dialektyczną” przestrzeń Jan Klata wprowadza aktorów ubranych w kostiumy rewolucyjnej Francji, przy czym w kwestii ubioru panuje dokładny podział ról: kolor, wymyślne wzornictwo, przepych i fantazja panują w stronnictwie Dantona, moralny rygor, czerń i poza w obozie Robespierre’a.

"Sprawa Dantona" (Teatr Polski z Wrocławia), reż. J. Klata© Bartosz Maz

"Sprawa Dantona" (Teatr Polski z Wrocławia), reż. J. Klata
© Bartosz Maz


W polityce, jak w życiu: nie ma jednoznacznych postaw, czystych barw i klarownych przekonań, a co dopiero w czasach Rewolucji! Reżyser rozdaje ciosy na lewo i prawo: Danton to cyniczny sybaryta, skorumpowany trybun ludowy, gotów sprzedać Anglikom Francję rozochoconą krwią arystokratów, rozkapryszoną przy tym jak dziecko, niezdolną do samodzielnego myślenia, w rezultacie godną pogardy (w roli tej brawurowy Wiesław Cichy). Danton chce zatrzymania rewolucji dla zachowania jej zdobyczy. Ale zastanowi się nad tym po sutym obiedzie i wymianie poglądów ze zmysłową Louison. Zatrzymać pochód rewolucji to dla Robiespierre’a dowód zdrady. Trzeba nowych ofiar, aby w tyglu Terroru stopiły się ludzka słabość i zepsucie, i by powstał nowy człowiek (pozujący się na Marata Marcin Czarnik w roli Robespierre’a dotknął nowych, pokrętnych, nowoczesnych tonów w tej, wydawałoby się, znanej postaci). Obu aktorom udało się stworzyć postaci tyleż wiarygodne, co przerażające, które każą zapomnieć o wirtuozerskich kreacjach Depardieu i Pszoniaka w mitycznym filmie Wajdy, z 1983 roku.


 


Wiele w tym spektaklu świetnych pomysłów, jak: ustawienie Robespierre’a i Dantona w sławetnej scenie pojedynku słownego na dachach tekturowych bud, jak na dachu świata, drżący (dosłownie!) z niecierpliwości jakobini przygotowujący dekret o aresztowaniu Dantona czy on sam i jego przyjaciele tańczący Do You Really Want To Hurt Me przed trybunałem Fouquier-Tinville’a. Zamiast gilotyny Robespierre i jego ludzie puszczają w ruch piły mechaniczne. W rytmie beatlesowskiej Revolution number 9 Rewolucja zżera własne dzieci: Marianna w czerwonej czapce frygijskiej, symbol młodej Republiki (świetna, zarysowana mocną kreską kreacja Kingi Preis), doglądająca niczym sprzątaczka porządku na scenie, rzuca na koniec sceptyczne „rewoluuuucja!” Ot, jeszcze jeden wybryk dziecięcy.

"Sprawa Dantona" (Teatr Polski z Wrocławia), reż. J. Klata© Bartosz Maz

"Sprawa Dantona" (Teatr Polski z Wrocławia), reż. J. Klata
© Bartosz Maz


Na tym jednak kończą się superlatywy, a zaczynają schody. Pomysły zmieniają się z szybkością wideoklipu, gdyż reżyser nie ufa tekstowi. Zabrakło cierpliwego prowadzenia aktorów, pogłębienia tego, co już raz cytowany przez nas Brecht nazwał „gestem”, a my możemy porównać do kontekstu. Bronią się jeszcze duże role, ale drugoplanowe, mimo znakomitego materiału aktorskiego, ślizgają się po powierzchni niczym pionki po planszy do gry. Pomysły grają przez kilka minut, potem nużą szkolnym charakterem skojarzeń. (Troje widzów obok mnie błogo sobie przysnęło). Więc reżyser serwuje kolejny pomysł, równie kuszący, ale i krótkodystansowy. Gdybyśmy użyli winiarskiej metafory to powiedzielibyśmy o tym spektaklu, że jest nerwowy, pełen owocu i materii, ale brak w nim głębszych aromatów, alkohol i garbniki przebijają we wszystkie strony, a całości brak silnej struktury. Sztucznie wklejone między scenami utwory muzyczne przypominają inwentarz w płytotece kontrkultury: wnoszą do spektaklu własne uniwersum, zamiast podnieść dramat na poziom uniwersalności.

Sprawa Dantona Przybyszewskiej w wizji Jana Klaty pokazana w Maison des Arts stoi na wyraźnym rozwidleniu teatralnych dróg: życzymy reżyserowi, by wybrał nie „szeroką”, ale trudniejszą drogę. Będzie ciekawiej.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU