Marek Brzeziński
Tekst z 14/12/2009 Ostatnia aktualizacja 14/12/2009 17:16 TU
Dzięki bratu w Zgromadzeniu Narodowym, merowi maleńkiej i wtedy jeszcze nikomu nieznanej wioski położonej za wrotami wykutymi w stromych, skalistych zboczach przez wartki, górski potok, udało się uchronić Val d' Isère przed zatopieniem. Wioska uniknęła losu sąsiedniego, położonego za miedzą, czyli za grzbietem góry Tignes, które zostało zatopione. To na wiosce Tignes powstał zbiornik wody produkującej prąd. Nowe Tignes nie ma nic wspólnego ze starą wsią. Val d'Isère ocalało. Potem przyszedł „złoty” okres francuskiego narciarstwa alpejskiego, a w jego „koronie” najjaśniejszym blaskiem błyszczał diament nad diamentami – talent Jean–Claude’a Killy, mistrza olimpijskiego, mistrza świata amatorów i zawodowców. To dzięki jego ogromnej popularności Val d’Isère stało się nazwą doskonale znaną każdemu wielbicielowi białego szaleństwa. Na jednej z najtrudniejszych tras zjazdowych świata, na „Ścianie” Bellevarde wygrywał na Igrzyskach Olimpijskich Alberto Tomba „la bomba”. W lutym 2009 rozgrywano tutaj mistrzostwa świata w konkurencjach alpejskich.
W miniony weekend 11 – 13 grudnia Val d’Isère gościło najlepszych narciarzy uczestniczących w zawodach zaliczanych do Pucharu Świata.
Zawody zakończyły się tryumfem Austriaków. Kombinację, czyli supergigant i slalom wygrał jeden z najbardziej znanych narciarzy austriackich Benjamin Raich, który dzielnie kontynuuje zwycięską passę dla narciarstwa austriackiego po odejściu na „emeryturę” charyzmatycznego i wyśmienitego Hermanna Maiera – „Herminatora”. W sobotę skaliste szczyty otaczające Val d’Isere szczelnie okryły się ciemnymi chmurami. Sypał drobny, ale gęsty śnieg ograniczający widoczność, co zdeprymowało nawet najbardziej doświadczonych narciarzy. Carlo Janka, na punkcie którego oszalała narciarska Szwajcaria, wyleciał z trasy już na trzeciej bramce. Bardzo trudne warunki na bardzo trudnej trasie nie przeszkadzały Amerykaninowi Tedemu Ligety, który bardzo długo był na czele. Do czasu gdy z budki startowej wyskoczył Austriak Michael Walchhoffer. Górę pojechał asekuracyjnie. Ostrożnie przebrnął wąskie gardło szyjki wciśniętej między dwie skałki i potem przyśpieszył. Na mecie był najszybszy. Z trzecim od końca numerem startowym, na trasie zoranej, jakby przeszedł po niej pług, pojechał polski rodzynek Wojciech Bydliński, ale nie dojechał. Supergigant ukończyło 36 narciarzy, a ostatnie miejsce zajął ten, który zamykał listę startową Van Buynder, pochodzący z kraju nie słynącego z najwyższych gór – z Belgii.Zawody wygrał Walchhoffer przed Ligetym i Włochem Heelem.
W niedzielę wyszło słońce i wszystkim zrobiło się raźniej na duszy.Przyprószone śniegiem góry wyglądały odświętnie.
Gigant znów stał się łupem Austriaka. Wygrał Marcel Hirscher. Polak Jakub Ilewicz nie ukończył pierwszego przejazdu. Francuzi daleko, ale też z daleka nadeszły fantastyczne wiadomości dla francuskich kibiców narciarstwa. Pod nieobecność poważnie kontuzjowanego faworyta do medalu olimpijskiego w Vancouver, Jean-Baptiste’a Grange’a pałeczkę przejęły panie, które walczyły w Are, na Dalekiej Północy, w Szwecji. Najpierw gigant. Po pierwszym przejeździe nieoczekiwanie prowadziła Francuzka Tessa Worley. Jej matka jest Francuzką a ojciec Australijczykiem. Dziewczynka do ósmego roku życia nie wiedziała co to jest lato, gdyż rodzice, obydwoje instruktorzy narciarscy podróżowali z Francji na Antypody w poszukiwaniu zimy i pracy. W pierwszym przejeździe wyleciała z trasy jedna z faworytek, piękna pani Vonn – amerykańska mistrzyni świata.
W drugiej odsłonie utrzymał się układ z pierwszej.
Filigranowa, ale masywnie zbudowana, Tessa Worley, 1 m 59 wzrostu, 57 kilogramów wagi, w pierwszym przejeździe frunęła między bramkami, w drugim już „tylko jechała”. Miała 18 czas, ale i tak to wystarczyło do szczęścia z zajęcia pierwszego miejsca. W niedzielę na trasę wyszły specjalistki od slalomu specjalnego. I znów wielki sukces francuskich narciarek. Po pierwszym przejeździe prowadziła najlepsza na świecie w tej konkurencji Niemka Maria Riesch. Sandrine Aubert była druga i miała sześć dziesiątych sekundy straty. W drugiej odsłonie aż furkotały za nią mysie ogonki wychylające się spod kasku. Francuska pierwsza. Drugie i trzecie miejsce dla Niemek, Riesch - Marii i Susanne. Dziennik l’Equipe skwitował to stwierdzeniem, że w narciarstwie „kobieta jest przyszłością mężczyzny”.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU