Agnieszka Kumor
Tekst z 18/12/2009 Ostatnia aktualizacja 04/01/2010 09:37 TU
Miłości mam dwie: kraj mój i miasto Paryż, śpiewała Josephine Baker. Jej słowa umieściłam w motcie książki: To właśnie Paryż! (PIW, 2006), gdyż mogłabym się pod nimi podpisać. Idea, by być elektronem między polskim odbiorcą a bogactwem znaczeń, jakie niesie ze sobą stolica Francji przyświeca mi od dawna, niezależnie od mediów, w jakich się wyraża. A od pewnego czasu wdarły się doń wina.
Żywy aktor to podstawa
„Powołanie” – słowo cokolwiek zwietrzałe, ale jeśli wziąć pod uwagę jego etymologię, oznacza najzwyklejszą smykałkę. Ja mam smykałkę do teatru i win. Ich aromaty, nuty korzenne i zapachy „ściółki leśnej o poranku” przypominają pracę w teatrze: są alchemicznym związkiem daru natury z wyobraźnią człowieka. Jestem bezwzględną zwolenniczką nieśpiesznej włóczęgi, tak po francuskiej prowincji (Nie tylko Paryż, PIW, 2008), jak i w świecie teatru. Przyznam, że zawód aktorski pomaga mi w roli recenzenta, ale jak daleko sięgam pamięcią to konstatuję, że niewielu jest reżyserów ufających aktorom.
Odłóżmy na kiedy indziej przegląd scen polskich, we Francji niewątpliwie jednym z nich jest Patrice Chéreau, reżyser „spacerujący” między teatrem a kinem, a niekiedy sam stający przed kamerą lub na deskach scenicznych. Chéreau odkrył Bernarda-Marię Koltèsa. Na dwa lata przed śmiercią autora Roberto Zucco reżyser wszedł w zastępstwo za Isaaca de Bankolé w roli Dealera w spektaklu W samotności pól bawełny. Koltès obraził się na przyjaciela za to, że ów ośmielił się złamać jego wolę, by rolę tę grał jedynie aktor czarnoskóry dla podkreślenia przepaści, jaka dzieli nieodwołalnie obu bohaterów. Ale teatralny instynkt Chéreau nie zawiódł go: jakiś czas później oglądałam go w podwójnej roli, reżysera i aktora, obok Pascala Greggory’ego jako Klienta, w opuszczonej fabryce w Ivry-sur-Seine. Błyskotliwa inteligencja i przyczajona jak dzikie zwierzę siła! Mam niejasne przeczucie, że nieżyjący już wówczas autor był „w siódmym niebie”.
To jedno z ważniejszych doświadczeń mego życia paryskiego teatromana. Każde z kolejnych przedsięwzięć Chéreau stało z nim w permanentnym dialogu, aż po Boleść Marguerite Duras z udziałem porywającej Dominique Blanc, równo rok temu w Théâtre Nanterre-Amandiers, gdzie Chéreau był wieloletnim dyrektorem i gdzie realizował prapremiery sztuk Koltèsa. Żywię nadzieję, że sukces mądrych kolektywów aktorskich, jak tgStan z Flandrii, czy Les Possédés z Francji nie wróży końca pięknemu, choć częstokroć nazbyt wybujałemu zawodowi reżysera...
Moment czystego teatru
Z innych nazwisk dorzućmy Dodina, Sellarsa, Bausch, Nadja, Cauberta, Barysznikowa, Footsbarn Theatre, Lavelli’ego, Lassalle’a, Mnouchkine, Nicheta, Sobela, Braunschweiga, Engela i tylu innych, którzy po nich nastąpią... Ale gdy szukam dla nich wspólnego mianownika, to przychodzą mi na myśl dwa obrazy. Pierwszy to próba Leonce’a i Leny Büchnera w Akademii Teatralnej w Warszawie. Zajęcia prowadził śp. prof. Aleksander Bardini, który w zwykłej szkolnej sali, w okropnych, zielonych kotarach i przy pomocy jednego punktowca wydobył z nas, początkujących adeptów, moment czystego teatru!
A drugi to próba Wyspy niewolników, którą prowadził Georgio Strehler w Odéonie, kiedy we wspaniale naoliwioną, bezbłędną machinę spektaklu wdarło się nieszczęście: aktorka grająca rolę Sylwii skręciła nogę. Koledzy i mistrz zebrali się wokół niej, a ja siedząc samotnie na balkonie myślałam, że nie znam bardziej fascynującego nad teatr środka wyrazu przetwarzającego życie w poezję. I na odwrót. Co wyraziwszy szeroko i długo/Mam honor zostać uniżoną sługą... Agnieszka Kumor.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU