Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Ekonomia i sztuczki

Sztuka sekurytyzowana

 Piotr Błoński

Tekst z  15/02/2010 Ostatnia aktualizacja 15/02/2010 12:47 TU

 Damien Hirst, "For the Love of God"

Damien Hirst, "For the Love of God"

Bierzemy cielaka, przecinamy go wzdłuż na pół i zanurzamy w pojemniku z formaliną. Następnie podpisujemy nazwiskiem autora i oświadczamy, że jest to dzieło sztuki, które lansujemy na rynku. Pytanie: jak z tej wartości zerowej stworzyć wartość dodatnią, sprzedając połówkę cielaka po parę milionów za sztukę, najlepiej w wielu egzemplarzach? Kto przeznaczy na to odpowiedni fundusz, kto zainwestuje?

Odpowiedź znajdujemy w metodach, które zastosowano w ostatnich latach na rynku finansowym. Wzorem jest sekurytyzacja: polega ona na wtopieniu aktywów wątpliwych w zestawy aktywów wiarygodnych, przemieszaniu wierzytelności nieściągalnych z wypłacalnymi. Potraktujmy więc to dzieło sztuki jak rodzaj kredytu subprime, który trzeba związać w pakiet z kredytem zdrowym.

Jeff Koons w Wersalu(Foto:Reuters)

Jeff Koons w Wersalu
(Foto:Reuters)

Rzeczoną półówkę cielaka w formalinie – „dzieło” Damiena Hirsta, jak łatwo się było domyśleć – wystawiamy w towarzystwie dzieł artystów uznanych, które na rynku sztuki mają wysokie notowania, odpowiednik AAA albo co najmniej BBB, w każdym razie wyższe niż notowania kredytów wątpliwych. W operacji biorą udział wtajemniczone w proceder galerie i domy aukcyjne, dzięki czemu rozcieńcza się też ryzyko. Ale wszyscy liczą na duży zysk ze sprzedaży - 20 do 40%, jeśli tylko do sprzedaży dojdzie w ciągu założonego z góry okresu, rzędu sześciu miesięcy. To jeszcze jedna nowość w handlu sztuką, bo rynek sztuki tradycyjnie funkcjonował w perspektywie długoterminowej, ujawniającej trwałe wartości.

Pozostaje do znalezienia gwarant końcowy, odgrywający dla wykreowanej wartości taką samą rolę jak, na danym rynku, bank centralny, który gwarantuje dzięki swym rezerwom wartość wszelkich emitowanych papierów. Taką rolę w naszym wypadku odegra prestiżowe muzeum. Dlatego przekonamy dyrekcję Luwru albo Wersalu do wystawienia naszej połówki cielaka w dobrym miejscu wśród jego kolekcji, oczywiście na koszt galerii, która przy okazji wystąpi jako szczodry sponsor: wystawimy dzieła Jeffa Koonsa w najpiękniejszych pomieszczeniach pałacu wersalskiego, instalacje Jana Fabre’a w Luwrze wśród obrazów wczesnych Flamandów lub przed obrazami Rubensa. Powaga i prestiż tego sąsiedztwa odpowiednio podniesie prestiż naszych eksponatów.

Jan Fabre, <em>Autoportret w kształcie największej na świecie glisty</em>, 2008, zainstalowany w Luwrze przed obrazami Rubensa.(Photo : Antoine Mongodin, Musée du Louvre © Adagp 2008.)

Jan Fabre, Autoportret w kształcie największej na świecie glisty, 2008, zainstalowany w Luwrze przed obrazami Rubensa.
(Photo : Antoine Mongodin, Musée du Louvre © Adagp 2008.)


Ten mechanizm dźwigni wartości wymyślono zresztą już parędziesiąt lat temu: stąd biorą się starania współczesnych twórców o wystawianie w miejscach publicznych, najlepiej takich, które są symbolami kulturalnymi, w historycznych zabytkach czy, jako się rzekło, czcigodnych muzeach.

Tzw. kolumny Burena w podworcu Palais-Royal w Paryżu, przykład państwowego mecenatu(Photo : AFP)

Tzw. kolumny Burena w podworcu Palais-Royal w Paryżu, przykład państwowego mecenatu
(Photo : AFP)

W takim wypadku „twórca” stara się przede wszystkim by jego instalacja przesłoniła taki obiekt lub zamazała jego sens, a przejęła jego aurę, podkradając na czas przedsięwzięcia jego nazwę i ciężar symboliczny. Podobnie postępują zresztą – zgodzi się ze mną Piotr Kamiński – reżyserzy rozbijający swymi wynalazkami strukturę klasycznej opery czy sztuki teatralnej.

Oczywiście nikt przytomny nie będzie przy tym mówił o wartości estetycznej: nacisk położy się na sensację – szalenie przysłużą się temu protesty środowisk oburzonych tym procederem i natychmiast zaklasyfikowanych, przy walnym udziale prasy, jako ciemnogród.

Wracając do naszego cielęcia: wyznaczenie dla całej operacji krótkiego terminu nie tylko służy napędzeniu konkurujących ze sobą klientów, ale ujawnia jej podobieństwo do tzw. łańuszka Ponzi’ego: straci tylko ostatni nabywca, ten, który nie zdąży swego pół-cielaka odsprzedać. Bo też jego wartość sprowadzi się do zera kiedy moda przeniesie się na innego „twórcę”.


Porównanie mechanizmu sekurytyzacji z mechanizmami rynku sztuki znalazłem w artykule przeczytanym w kwartalniku „Commentaire”. Jego autorem jest Jean Clair, wybitny historyk sztuki i muzealnik, były dyrektor muzeum Picassa w Paryżu, wnikliwy krytyk, znawca i miłośnik wielu współczesnych artystów od Picassa po Zorana Musica i Balthusa. Pozostając w duchu jego wypowiedzi, dodam, że istnieje jeszcze jedno, na rynku sztuki, groźne podobieństwo do subprimes. Kiedy wybuchł kryzys, zgniłe kredyty hipoteczne stanowiły raptem 8 do 10% aktywów amerykańskich banków: taka ich proporcja wystarczyła, by rynek stracił zaufanie do wszystkich funduszy kapitałowych. Można się obawiać, że odpowiedników subprimes jest na rynku sztuki jeszcze więcej. Nic dziwnego, że tak wielu ludzi gardzi współczesną twórczością artystyczną lub ją całkowicie ignoruje, rezygnując z wysiłku rozpoznania wśród wszystkich propozycji tych, które niosą autentyczne i trwałe wartości. A przecież takich propozycji jest niemało: czekają na odkrycie, cena bywa przystępna, warto ich szukać.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU