Piotr Błoński
Tekst z 24/12/2009 Ostatnia aktualizacja 24/12/2009 13:28 TU
James Ensor,Szkielety wyszarpujące sobie solonego śledzia, 1891, Bruxelles, Musées royaux des Beaux Arts de Belgique
© MRBAB, Bruxelles © ADAGP, Paris 2009
Maski rzeczywiście zapełniają jego obrazy na przełomie lat 80 i 90, zanim porzucił malarstwo, ale są jedynie rekwizytem czy narzędziem. Wcześniej Ensor, który odebrał wykształcenie akademickie w Akademii Sztuk Pięknych w Brukseli, bezzwłocznie zbuntował się nie tylko przeciw akademizmowi, lecz także przeciw impresjonistycznym nowinkom. Pragnął być malarzem światła, które deformuje linię i tworzy własną formę, czego jak pisał, nikt przed nim nie dostrzegł.
James Ensor, Osobliwe maski, 1892, Bruxelles, Musées royaux des Beaux Arts de Belgique
© MRBAB, Bruxelles © ADAGP, Paris 2009
Malarstwo Ensora tym trudniej dziś zdefiniować, że on sam przez ostatnich 50 lat życia nie malował, tylko komentował własne malarstwo: głęboko zraniony tym, że przez lata jego sztuka była nierozumiana i odrzucana, gdy sytuacja się odwróciła, przyszła sława i zaszczyty, całkowicie przestał malować. Natomiast korzystał ze swej uprzywilejowanej pozycji, by tłumaczyć, jak dalece jego malarstwo wybiegało w przyszłość, antycypowało wszystkie nowoczesne kierunki i zasługuje na umieszczenie „między Manetem i van Goghiem”. Ta postawa jest irytująca, ale argumentacji Ensora treść jego obrazów odpowiada w niemałej części: można twierdzić, że Ensor przesadza, ale nie, że się myli.
Wystawa dzieli się na cztery części: pierwsza dotyczy okresu jego twórczości zaraz po ukończeniu Akademii: jest to malarstwo naturalistyczne, ale nie akademickie: Ensor wprowadza do swych obrazów odświeżone światłem barwy i łamie konwencje kompozycyjne: ale równocześnie odżegnuje się od impresjonizmu.
W następnej fazie, w l. 1887-89, coraz silniej przekonany, że liczy się tylko światło, bo „linia, wróg geniuszu, nie jest zdolna do oddania uczuć, niepokoju, walki, bólu, entuzjazmu”, porzuca w obrazach związek z naturalną rzeczywistością: to światło ma oddać wszystkie stany duszy, może być radosne lub smutne, ostre, intensywne lub promieniujące. Sumę tych poszukiwań zawarł w słynnym dziś Wjeździe Chrystusa do Brukseli. Ale w tym obrazie pojawia się także motyw ironicznej prowokacji, cechującej jego twórczość tych lat. Odnosi się to nie tylko do tytułu i tematu obrazu, lecz do sposobu, w jaki Ensor przedstawia siebie i sobie współczesnych: sam udziela swoich rysów Chrystusowi, a kpiącym z niego Brukselczykom przypina karnawałowe maski.
W następnych latach Ensor popada w coraz głębsze rozgoryczenie, co przekłada się na coraz silniejsze akcenty ironii i prowokacji. Równocześnie, pod wpływem malarstwa Seurata – którego pointylistyczną Niedzielę na wyspie Grande Jatte oglądał w Brukseli w 1887 roku, zaczyna malować czystym barwami nie mieszając ich i szukać jak najgwałtowniejszych efektów. To najbogatszy okres masek i szkieletów. Kamuflaż masek pozwala mu przedstawiać czy sugerować otaczającą go rzeczywistość, której brzydota czy okrucieństwo są dlań nie do zniesienia, szkielety pozostają zaś w tradycji vanitas, ale jakże radykalnie odnowionej przez stosowanie jaskrawych barw i wprzęgnięcie ich w swoiste sceny rodzajowe!
Czwarta część wystawy poświęcona jest samym tylko autoprtretom Ensora, których wykonał on, w różnych technikach, 112. Dla człowieka przekonanego, że jest artystą najbardziej napastowanym z wszystkich, nie znoszącego ani niezrozumienia ani krytyki, tworzenie autoportretów jest szczególną afirmacją siebie samego i swojej sztuki.
Toteż przedstawia siebie w najrozmaitszych ujęciach i nastrojach wśród masek, duchów, obrazów i bliskich mu przedmiotów: niektóre z tych przedmiotów sprowadzono zresztą na wystawę.Ta nieustająca introspekcja, stosunkowo mniej znany aspekt twórczości Ensora, jest zapewne najciekawszym fragmentem wystawy w Muzeum Orsay.Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU