Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Książki i autorzy

Rozmowa o kobietach

 Krzysztof Rutkowski

Tekst z  30/12/2009 Ostatnia aktualizacja 04/01/2010 11:56 TU

Rozmawiałem z Pascalem Quignardem o kobietach. O istotach, dla których podrzędne byty (mężczyźni) zostały stworzone, by im służyć. Oczywiście, zdarza się (nazbyt często), że kobiety padają ofiarami brutali i chamów. Oczywiście, zdarza się nazbyt często, że mężczyźni starają się ofiarami kobiet, pięknych jak Anioły. Ofiarami Aniołów o złotych włosach i błękitnych oczach, które - chociaż bezbronne - potrafią zabijać z uśmiechem.

Opowiedziałem Pascalowi Quignardowi o Towarzystwie Ofiar Kobiet im. Stanisława Wokulskiego (TOK). Opowiedziałem mu historię kupca oraz przypomniałem dzieje pewnej hrabiny. Mogła się ona nazywać Izabela Łęcka. Nazywała się inaczej, ale to bez znaczenia. Powtarzam historię ku przestrodze: bezbronnym kobietom i mężczyznom ogarniętym namiętnością (to nie jest historia dla brutali i chamów). Oto ona, ostatnia moja opowieść w RFI.

Uroda pewnej hrabiny
Uroda hrabiny Virginii de Castilgione zachwycała współczesnych. Najbardziej zachwycała ją samą. Do szaleństwa. Do zatraty. Pozostały po niej fotografie wykonywane w erotycznym uniesieniu przez Pierre-Louis Piersona, dziewiętnastowiecznego artystę obiektywu. Klisze pokazują jak nadciągał obłęd. I śmierć, tkwiąca zresztą w każdej fotografii.

Kto dziś pamięta o magicznej sile Virginii de Castiglione, dla której mężczyźni umierali, wydawali fortuny, układali relikwiarze ze skrawków balowych sukni, tiulów i zapinek, odbitki sepiowe lub kolorowane otaczali czcią? Kto czyta powieść o "Boskiej hrabini" ułożoną w roku 1912 przez jej wyznawcę i cudownego pozera, Roberta de Montesquiou? Co prawda markiza Casati pojawiła się na balu w Operze w roku 1924 przebrana za Castiglione tak, że wprawiła w osłupienie Man Raya i surrealistów, co prawda Ganna Walska, piękna Polka z pretensjami wokalnymi, kolekcjonująca bogatych mężów równie chętnie jak biżuterię, wystąpiła w roku 1929 w roli hrabiny w teatrze Champs-Elysées kupionym specjalnie dla niej przez trzeciego oblubieńca, amerykańskiego miliardera z Chicago Harolda McCormicka, co prawda promocja biografii napisanej przez Alaina Decaux w sypialni Virginii de Castiglione zrekonstruowanej według ikonografii i listów księcia Poniatowskiego, hrabiego Imberta de Saint-Amand i barona Ignacego Bauera odniosła ogromny sukces towarzyski, co prawda Lucino Visconti studiował fotogramy Piersona i prowadził Alidę Valli w "Senso" i Claudię Cardinale w "Lamparcie" , pamiętając o pozach i strojach hrabiny, co prawda kręcono o Castiglione fabuły (z filmu Flavio Calzavary pozostały nogi Doris Duranti w scenie wystylizowanej na obraz Fragonarda "Na huśtawce"; z filmu Combreta z Yvonne de Carlo - nie pozostało nic), ale jej imię zwietrzałoby na zawsze, gdyby nie pewna fotografia przemieniona przez czas w ikonę, powracająca rytmicznie od lat sześćdziesiątych, ostatnio coraz częściej, jako cytat lub aluzja w dziełach artystów, w rozprawie o sztuce fotografii amerykańskiej feministki Abigail Solomon-Godeau (1986), na okładce "Nowej historii fotografii" (1994), w studium o Whistlerze i Montesquiou (1995), w katalogu nowojorskiej wystawy o tożsamości seksualnej: "Rose is a Rose is a Rose. Gender Performance in Photography" (1997). Fotografia zwie się "Scherzo di Follia".

Obłęd i szaleństwo
"Scherzo di Follia". Gra obłędu lub gra w szaleństwo. Castiglione sama nadała fotografii imię. Aluzja do pierwszego aktu opery Verdiego "Un Ballo in Maschera" ("Bal maskowy"): "E scherzo od e folia, sifatta profezia" ("Taka przepowiednia grą jest lub obłędem"). Hrabina jest naga, choć przysłonięta kapą zawiązaną w niedbały węzeł na prawym ramieniu. Ujęła dłonią pusty, owalny kadr z kartonu wyłożonego czarnym jedwabiem i przystawiła go do policzka. Z elipsy spogląda oko, tematem fotografii stało się spojrzenie. Tylko oko żyje, reszta twarzy: czoło, przypudrowane włosy, usta, czubek nosa i ramiona - już umarły. Oko kusi, oko wabi, oko sobą się syci. Spojrzenie pochłania obiektyw w nadziei życia wiecznego, choć wokół panoszy się martwota. Spojrzenie Virginii de Castiglione wymyka się dziurą i wilgotnieje. Oto prawdziwa historia oka. Jean-Louis Pierson w roku 1900, po śmierci hrabiny, wykadrował i powiększył fotografię, dodając jej mocy: przypomina słynne "Narodziny świata" Courbeta, czyli portret łonowy rudowłosej Irlandki Jo.

"Scherzo di Follia" powstało pomiędzy 1861 i 1867 rokiem. Virginia de Castiglione nie liczyła mniej niż dwadzieścia cztery lata i nie więcej niż trzydzieści. Ze spojrzeniem potrafiła robić wszystko co chciała, a raczej tyle, ile mogła. Poraniona i pewna, że bycie polega na bywaniu, a całość objawia ciałem, postanowiła podbić świat pozowaniem w pracowni Piersona. W domu hrabiny, w wynajętej wilii w Passy, królowały zwierciadła i to one najbardziej fascynowały hrabinę Castiglione. Fascynację Piersona wzbudzało jej spojrzenie. Stali się wspólnikami pasji dwuznacznej: akt pozowania Castiglione przemieniała w proces uwodzenia samej siebie w lustrach powiększających wnętrze pracowni fotografa.

Moc spojrzenia
Jedno z pierwszych arcydzieł, z roku 1858, nazywa się "Spojrzenie". Hrabina wychyla się półnaga z czarnego tiulu i zaklina oczyma ustawione za kamerą zwierciadło, mrozi erotyczną obietnicą, namiętną i pogardliwą. Na fotografii zwanej "Elvira" pyszna suknia hrabiny rozciągnięta na specjalnej konstrukcji niczym bielizna na płocie uwydatnia spojrzenie kobiety uwodzącej własne odbicie z odrobiną wyższości i znużenia.

Zwierciadło towarzyszyło hrabinie stale. Do ostatnich portretów i ostatnich chwil. Jako owal pustego kadru, jako ciężkie ruchome lustro zwane "psyche", pozwalające na jednoczesne ujęcie zasłoniętej maską twarzy i obnażanych z futra pleców, jako lustro ścienne zawieszone u wezgłowia szezląga, na którym wyciągnięta w sukni balowej, w szlafroku lub w żałobie, pozwala na grę odbić fryzury, nosa, ramion, potylicy, jako lusterko kieszonkowe zamieniające jej spojrzenie w mroczny przedmiot pożądania. Hrabina spoglądała w lustro hipnotycznie.

Pod koniec życia, obłąkana i zniszczona, zachodziła do pracowni fotografa przyciągana przez lustro. Stawała przed nim, zakładając na łysiejącą czaszkę kask stójkowego i kazała Piersonowi wykonywać zdjęcie. Nocami błąkała się wokół kościoła Świętego Rocha. Zatrzymywana przez policjantów - przeklinała.

Matka i syn
Fotografia Piersona zwana "La Balia" przedstawiająca osiemnastoletnią matkę z synem przytrzymywanym, ze względów na ówczesne techniczne wymogi naświetlania, przez wierną (do śmierci) sługę, ujawnia, że hrabinę Castiglione, skłonną do przesady w każdym czynie i w każdym geście, cechowała jednocześnie spontaniczność: Pierson nie mógłby wymagać od kochanki Cesarza Napoleona III i arystokratki, by pozowała tak jak to Castiglione uczyniła: prawe ramię oparła na biodrze wysunąwszy do przodu udo, uzgodniwszy bezwiednie kształt ramienia z rombami kokard na sukni i lekko zgiąwszy wskazujący palec prawej dłoni. W atelier pojawił się portret Van Dycka, więc fotograf tylko prosił hrabinę, by przez kilka sekund pozostawała w bezruchu.

Łydki z gipsu
Castiglione uwielbiała biżuterię i stroje z równą namiętnością jak własne spojrzenie odbite w zwierciadle oraz potrafiła modę czasów Drugiego Cesarstwa doprowadzić do spazmu. Suknie, gorsety, krynoliny, muśliny, jedwabie i tafty, sznury pereł, szafiry, szmaragdy i rubiny obnosiła - przed obiektywem tak - że ożywały, pochwycone w ruchu w obsunięciach, w skrętach, w obnażeniach, co w drugiej połowie XIX wieku wymagało talentu od modelki i nie byle jakich umiejętności od fotografa. Hrabina uwielbiając się - samą siebie niekiedy przedrzeźniała.

Równie silnie jak salony, pociągał ją Bulwar i kobiety z półświatka: "kastorki" z Tulerii, "loretki" spod kościoła Matki Boskiej Loretańskiej, "łanie" spod Świętego Rocha. Pokazywała się u rodaczki Julii Barucci, która z dumą powiadała o sobie, że jest "la grande putana del mondo", z jednym ze swych kochanków, najbogatszym ówcześnie paryskim bankierem Charlesem Laffittem lub w bulwarowych restauracjach tylko w towarzystwie swego piętnastoletniego syna Georgesa. Hrabina prowokowała "wielki świat" i nobilitowała półświatek. Przesadnie, namiętnie, skutecznie. Na fotografii nazwanej "Północ" zagrała kokotę oczekującą klienta w sypialni, półleżąca w białej taftowej sukni, ssąc palec. Gest wyzywający, lecz pozycja uznana przez ówczesny wielki świat paryski za elegancką: tak rozłożone w powozach wielkie damy w sukniach przypominających piramidy jeździły na obowiązkowe spacery do Lasku Bulońskiego. Na portrecie "Pewna niedziela" odrzuca z ramion futro z lisów, biel pleców kontrastuje z czernią karnawałowej maski. Kolejne fotografie z serii bulwarowej noszą tytuły: "Chodź!", "Już?", "Nim zapieje kur". Te zdjęcia bardziej przypominają karykatury prostytutek szkicowane przez Gavarniego lub Constantina Guysa niż fotograficzne portrety ówczesnych dam z półświatka: one dbały, by przed obiektywem aparatu wypaść "godnie i dostojnie".

Moc bulwaru
Bulwar pociągał zarówno księżnę Metternich, markizę de Galliffet, hrabinę de Pourtalès - najbardziej wytworne paryskie damy z czasów Napoleona III - jak i samą cesarzową Eugenię. Również one pokazywały się publicznie w śmiałych negliżach lub prawie nago - do tego celu służyły karnawałowe bale i przede wszystkim tak zwane "żywe obrazy", z których słynął Pałac Tuleryjski - również one pozwalały się portretować w pozycjach dwuznacznych, o czym świadczy słynny portret księżniczki Sayn-Wittgenstein-Sayn namalowany przez Winterhaltera lub wręcz bezcenna fotografia cesarzowej Eugenii zrobiona w roku 1860 przez anonimowego rzemieślnika obiektywu, ale musiały przebierać się w stroje orientalne i pozować w dekoracjach udających libańskie namioty.

Obyczajowe prowokacje hrabiny de Castiglione sięgały znacznie dalej: pozowała we wnętrzu przypominającym jej własną sypialnię z drobiazgami rozrzuconymi na nocnym stoliku, w rozchełstanym szlafroku, chorująca, omdlewająca z bólu, z nieuczesanymi włosami, przykryta jedynie obsuwającą się niedbale jedwabną kołdrą w podłużne pasy.

Łydki, łydki...
Castiglione najpierw kazała Piersonowi fotografować swoje łydki w pończosze. Łydki, obiekt męskich fantazmatów, chętnie obnażały przed kamerą paryskie tancerki, a w latach pięćdziesiątych XIX wieku moda unoszenia spódnic, która tak zaczarowała Baudelaire'a, trafiła z Bulwaru do salonów, na co skarżył się 15 lutego 1857 roku żurnalista "La Gazette rose" ("Różowej Gazety") w sprawozdaniu z balu tuleryjskiego: "Niektóre damy unosiły swoje suknie tak wysoko, jakby zamierzały tańczyć kaczuczę".

Później hrabina pozowała z gołymi nogami, na co pozwalały sobie tylko najtańsze prostytutki lub modelki w pracowniach malarzy, podwijając spódnicę do połowy ud. Na jednej z fotografii wygląda jak szkic do obrazy Degasa, na innej jej pęciny wydają się grube i gminne, "z chłopska-italiańskie" wedle świadectwa markiza de Galliffeta, który chwalił się, że często oglądał hrabinę nago. Castiglione kazała sporządzić gipsowy odlew swych łydek (ramion również). Kupił go Montesquiou na aukcji u Drouota w roku 1901.

Na pięć lat przed śmiercią wyciągnęła się w pracowni Piersona na katafalku: fotograf ustawił się za nią i wykadrował zdjęcie pokazujące gołe nogi jeszcze nie całkiem umarłej. Tylko nogi. Tytuł fotografii zdradza silne pomieszanie zmysłów: "Le Pé/L'amputation du gruyère" ("Le Pé (?)/ Amputacja kawałka krowiego sera"). W czasach młodości hrabina Castiglione uwielbiała na przyjęciach u Delesserta i Jamesa de Rothschilda ściągać pończoszkę i zzuwać trzewiczek. Zapadała cisza zakłócana jedynie przyspieszonymi oddechami mężczyzn i trzeszczeniem pękających z oburzenia szwów w toaletach dam. Bankier Bauer wypłacił jej pewnego razu 450 000 franków. Takiej fortuny nie wręcza się jednorazowo zwykłej dziwce, nawet jeśli jest się tępo rozkochanym Niemcem.

Księżna Metternich, żona ambasadora Austrii pisała, że Castiglione wprawia ją w osłupienie: "Pyszne włosy, talia nimfy, płeć z różowego marmuru! Jednym słowem, oto Wenus zstępująca z Olimpu! Nigdy nie widziałam podobnej urody i nigdy nie ujrzę!" Księżna podziwiała ciało hrabiny, lecz nie duszę ni charakter: "Castiglione tak zapatrzona w urodę święcącą triumfy, tak tylko nią zajęta, po kilku chwilach... działała na nerwy. Każdy ruch, każdy gest wystudiowany. Gdyby była bardziej naturalna, mniej egoistycznie w siebie zapatrzona, podbiłaby świat".

Światło obrazu
Hrabina Castiglione zaczęła nosić toalety ekstrawaganckie lub wyzywająco skromne, choć na pierwszych fotografiach Piersona, naświetlanych tuż po przyjeździe do Paryża, wygląda jeszcze skromnie i dziewczęco jak na arystokratkę z włoskiej prowincji przystało. Błyskawicznie pojęła reguły dworskiej gry i skrupulatnie je łamała z bezczelnością i z wdziękiem, nawet spóźnienia na przyjęcia przemieniając w spektakl. Narcyzm ją zaślepiał do tego stopnia, że nie dostrzegała wrogości bliźnich. Generał Fleury opisał jej zachowanie następująco: "Zapatrzona w siebie, antycznie udrapowana z włosami cudownymi w każdym uczesaniu, zadziwiająca postawą i manierami, pojawiała się w towarzystwie niczym bogini zstępująca z obłoków. Pozwalała się odprowadzać mężowi na sofę, podziwiana jak relikwiarz, samotna w tłumie, przyciagająca spojrzenia, lecz lodowato obojętna na wszelkie objawy podziwu.

Nigdy prawie nie rozmawiała z kobietami. Tylko kilku admiratorów zaszczycała uśmiechem, słówkiem lub ruchem głowy. Podobna wielkiej artystce, która zgodziła się śpiewać pośród lichej publiczności, oczekiwała nieporuszona, aż Gospodarz przyjdzie złożyć jej uszanowanie. I kiedy zbliżał się do niej Cesarz z Cesarzową, przemieniała się: rozchylała usta w uśmiechu, odsłaniając cudowne zęby, jej oczy nabierały blasku na znak triumfu i zaspokojonej próżności, zdawały się mówić: “Nie dla was tu przyszłam, z innej niż wy utkanam materii. Dla niego tu jestem“".

Na dworze Cesarza
Cesarski dwór i całe eleganckie towarzystwo paryskie zgadzało się, że urodzie hrabiny dorównuje wyłącznie jej próżność. Ale opinie o Virginii de Castiglione roją się od sprzeczności. Czy była brunetką czy blondynką, wysoka czy niska, mądra czy głupia, skąpa czy rozrzutna? Nawet kolor jej oczu wzbudzał namiętne dyskusje. Fiołkowe? Zielone? Nie, raczej niebieskie, może jednak fiołkowe. Spór pozorny, ponieważ hrabina bywała taka, jaką chciała być, o czym świadczy wymiana listów pomiędzy nią i Constaninem Nigrą, emisariuszem Cavoura w Paryżu. "Mam pani do przekazania informację najwyższej wagi - pisał Nigra w roku 1856 zaraz po przybyciu hrabiny do stolicy Francji z misją specjalną uwiedzenia Napoleona III - niech pani stanie się blondynką równie płową jak kłosy. Tak trzeba".

Hrabina de Castiglione posłała Nigrze serię fotografii z następującym komentarzem: "Oto żądane przez pana portrety: na jednych jestem brunetką, na innych blondynką. Natura obdarzyła mnie możliwością stawania się wysoką lub niską, kruczą lub płową, ale to zawsze jestem ja! Na tym wlaśnie polega moja zbrodnia".

Wieczna kobiecość
Hrabina de Castiglione pragnęła wolności. Przyciągała mężczyzn, zrażała kobiety. Teatralna i wyniosła na salonowej scenie potrafiła - ponoć - ujmować szczerością w kulisach prywatnego apartamentu. Pewna siebie, pewna swego, mocna jak Meduza, bezczelna i zalękniona, chętnie wpadająca w spazmy i depresje, by skuteczniej uderzyć. W raptularzu chowanym w szufladzie sekretarzyka skreśliła kilka słów o sobie, lecz w osobie trzeciej: "Bóg Ojciec nie wiedział co stworzył w dniu, w którym postanowił, że wyda ją światu: ulepił ją tak i tak, a kiedy skończył dzieło, aż schwycił się za głowę, widząc jak jest cudowne, więc pozostawił ją w kącie, bez przydziału, zająwszy się inną pracą. Gdy powrócił, miejsce było puste".

Syn i psy
22 marca 1837 roku we Florencji przyszła na świat Virginia Oldoni, córka markiza Filipa Oldoni wywodzącego się ze starego rodu La Spezia oraz Izabelii z domu Lamporecchi. W siedemnastym roku życia Virginia poślubiła François Verasis hrabiego de Castiglione, któremu czternaście miesięcy później powiła Georgesa, syna-jedynaka.

25 grudnia 1855 roku rodzina de Castiglione zjawiła się w Paryżu i stanęła, jakże inaczej, na pierwszym piętrze pod numerem dziesiątym przy rue de Castiglione. Florentyńczycy postanowili odwiedzić Walewskich, wszak panią Anne-Marie Walewską z domu Ricci łączyło z hrabiną Castiglione pokrewieństwo. Małżonek Anne-Marie, hrabia Aleksander Walewski, syn Napoleona I i Marii Walewskiej sprawował tekę ministra spraw zagranicznych w rządzie Napoleona III. Okazja do wizyty wyborna: Boże Narodzenie, Nowy Rok, karnawał. To pretekst. Hrabinę de Castiglione wysłał do Paryża w tajnej misji hrabia Cavour, minister króla Victora Emmanuela, by skłoniła Cesarza, amatora i znawcę kobiecych wdzięków, do skierowania swych wojsk do Piemontu. Bez zbrojnej pomocy Francji o szybkim zjednoczeniu Włoch nie można bylo marzyć.

Na hrabinie spoczęła dziejowa odpowiedzialność zanim spoczął na niej wzrok Cesarza. Cavour błagał Virginię de Castiglione przed wyjazdem do Paryża: "Niech pani użyje wszelkich środków, pani hrabino, wszelkich!" Pani hrabina wszelkich środków użyła skutecznie.

Virginia de Castiglione złożyła po raz pierwszy rewerencje Cesarzowi i cesarzowej Eugenii 9 stycznia 1856 roku podczas balu u księżniczki Matyldy, kuzynki imperatora w pałacu przy rue Courcelles pod numerem 24. Tego dnia François de Verasis i Virginia Oldoni obchodzili drugą rocznicę ślubu. Piątego lutego na bal maskowy u hrabiny Le Hon przy Polach Elizejskich Napoleon III przybył w przebraniu sam, by bliżej poznać piękną Włoszkę. Lord Cowley, ambasador Wielkiej Brytanii donosił w raporcie dla Foreign Office: "Cały Paryż poruszony eskapadą Jego Cesarskiej Mości. Przybył on do pani Le Hon w masce i oddalił w miłym towarzystwie".

26 lutego 1856 roku rozpoczęła w Paryżu obrady konferencja pokojowa kładąca kres wojnie krymskiej, w której Piemont walczył u boku Francji, Anglii i Turcji przeciwko Rosji. Cavour rozpoczął intensywne działania dyplomatyczne w sprawie przyszłego statusu Italii i liczył na hrabinę.

27 czerwca 1856 roku cesarska para wydała dla szczupłego grona przyjaciół piknik w Villeneuve-l'Etang na cześć Wielkiej Księżnej Stefanii Badeńskiej. Nie zważając na zdumienie gości Napoleon III wywiózł hrabinę łódką na wyspę pośrodku jeziora. Powrócili po kilku godzinach. Książę Viel-Castel zapisał w dzienniku: "Cesarzowa Eugenia jak trup blada, nie kryła nieukontentowania". W lipcu tego roku hrabina de Castiglione złożyła po raz pierwszy wizytę w słynnej pracowni fotograficznej Mayer & Pierson pry Bulwarze Kapucynów pod numerem 5. Na jesieni 1856 roku cesarska para wydała cykl festynów w pałacu w Compiègne. Podczas jednej z leśnych wycieczek hrabina de Castiglione pośliznęła się na rydzu i złamała rączkę w przegubie. Pani de Baroche odnotowała w kajecie, że Włoszka krzyczała z bólu, ale nikt jej nie współczuł. Hrabina nigdy nie przyznała się oficjalnie do romansu z Cesarzem, choć wszyscy o nim wiedzieli. Tylko w testamencie zaznaczyła, że chce być pochowana w "haftowanej bluzce z Compiègne". Woli jej nie spełniono. Bluzkę kupił na przetargu Robert de Montesquiou.

U hrabiego Walewskiego
17 lutego 1857 roku na balu ostatkowym wydanym przez hrabiego Walewskiego w salonach Ministerstwa Spraw Zagranicznych Virginia de Castiglione zjawiła się w kreacji nazwanej "Dama kier" i wzbudziła ogromną sensację. Suknię, wyjątkowo piękną, (jej rekonstrukcję można oglądać w paryskim Muzeum d'Orsay, które zorganizowało wystawę "Hrabiny Castiglione portret własny") zdobiły naszywane serca. Viel-Castel zanotował w dzienniku: "Hrabina wybrał kostium w połowie z czasów Ludwika XV, w połowie współczesny. Wspaniała fryzura odsłaniała jej czoło, pukle włosów spadały na obnażono ramiona. Niejedna kobieta pękała z zazdrości.. Głęboki dekolt odsłaniał piersi aż do sutek tym skuteczniej, że nie wdziała gorsetu". Świadkowie zauważyli brak krynoliny, co uznawano w owych czasach za nietakt, opadające na ramiona włosy za niestosowność, a karminowe serce naszyte na wysokości wzgórka łonowego za symbol obsceniczny: "Wydaje mi się, droga hrabino, że pani serce bije stanowczo za nisko" - szepnęła cesarzowa Eugenia.

Początek końca
To był początek końca. Pod koniec lutego, na balu u księżniczki Matyldy hrabina de Castiglione wystąpiła w kostiumie osiemnastowiecznej markizy ze znakami żałoby na sukni, bowiem Cesarz rozpoczął romans z panią Walewską, ale nie chciał zrezygnować z wdzięków Włoszki. Kiedy 6 kwietnia 1857 roku Napoleon III opuszczał pałac zwany "egipskim" wynajęty przez hrabiego de Castiglione przy Avenue Montaigne pod numerem 28, napadli na niego "carbonari". Pani Walewska i księżna Metternich, popierane przez cesarzową Eugenię, zrzuciły odpowiedzialność za zamach na życie Cesarza na jego kochankę. Virginię de Castiglione oddalono z Pałacu Tuleryjskiego.

Hrabia François Verasis dłużej nie wytrzymał. Ogłosił separację i pospiesznie powrócił do Florencji nie kryjąc paniki: w ciągu dwóch paryskich sezonów jego żona prawie całkowicie roztrwoniła fortunę. Ponadto jej niebezpieczne związki wystawiły nerwy hrabiego na zbyt ciężką próbę. Co prawda godził się na wiele ze względów patriotycznych, ale cierpienie wygrało w nim z tolerancją. Hrabia zachował się z klasą: umarł sobie w dziesięć lat później w dobrym zdrowiu (fizycznym) podczas turyńskich zaślubin księcia Amadeusza, diuka Aosty z księżniczką Marią del Pozzo della Cisterna.

Hrabina de Castiglione wyjechała do Londynu do Lorda i Lady Holland, zachwyciła Wattsa urodą i propozycją pozowania nago. Watts sporządził jej portret zdradzający silny związek uczuciowy między artystą i modelem. Hrabina wróciła do Włoch i na trzy lata zaszyła pod Turynem w willi Gloria, zadając się na zmianę i bez entuzjazmu z księciem Henri de La Tour d'Auvergne-Lauraguais i z księciem Josephem Poniatowskim. Syn Georges nie opuszczał jej ani na chwilę. W Glorii odwiedził Virginię de Castiglione hrabia Henry d'Idenville, sekretarz Legacji Turyńskiej przekonując, że śmiało może wracać do Paryża w roli wyzwolicielki Italii. Castiglione chciała pojawić się znowu w Pałacu Tuleryjskim bardziej z zemsty, niż ze względu na Włochy. Myślała o losie Medei, pamiętając o słynnej roli aktorki Ristori, którą zresztą podziwiała. Medea zamordowała własne dzieci z miłości namiętnej.

Castiglione lubiła się fotografować u Piersona z puginałem w dłoni. Dzięki wpływom i pieniądzom bankiera Bauera pojawiła się ponownie w Tuleriach 9 lutego 1863 roku na balu maskowym przebrana za Królową Etrurii. Jej strój zamierzał łączyć symbole historyczne, polityczne i erotyczne, ponieważ starożytną Etrurię, a dzisiejszą Toskanię, Napoleon I przekształcił w królestwo dla Louisa, diuka Parmy, a potem włączył do Cesarstwa zamieniwszy w Wielkie Księstwo Toskanii, więc Virginia de Castiglione poczuła się spadkobierczynią Rzymianek napełnionych napoleońską pneumą. Hrabinę spotkała klęska: naraziła się na śmieszność i nieporozumienia.

Naga w sukni
Do balów, rautów i przyjęć gromadzących arystokrację krwi i mamony ówczesna prasa paryska, nie tylko brukowa, oraz spragniona wiadomości z "wielkiego świata" coraz liczniejsza publiczność - czytelników gazet ciągle przybywało, kupcy się bogacili i szukali w pośpiechu wzorców do naśladowania - przywiązywały wielką, histeryczną wręcz wagę. Na wiadomości z Pałacu Tuleryjskiego lud czekał w napięciu, więc rola żurnalistów rosła: udane bale lansowały idole, skandale - wpływały na rozgłos, rozgłos zwiększał wpływy. Symboliki stroju Castiglione nikt w Tuleriach nie zrozumiał, w dodatku pomylono ją z Warwarą Rimsky-Korsakov, która wystąpiła w kostiumie Salammbô, czyli prawie nago - wpływ powieści Flauberta na życie wyższych sfer okazał się ogromny - na zupelnie innym balu.

Do żurnalistów dołączyły kobiety. Pani Baroche napisała, że hrabina pojawiła się w pałacu najskąpiej odziana, z gołymi nogami i z gołymi stopami, z pierścieniami na wszystkich palcach rąk i nóg, a towarzyszył jej, a raczej śmiesznie za nią dreptał uczerniony na Murzyna hrabia Raynald de Choiseul Praslin z parasolem z różowej tafty. Paulina de Metternich nie omieszkała spostrzec, że rozcięta tunika hrabiny obnażała jej nogę od pięty do talii. Hrabina Walewska i cesarzowa Eugenia, z wyniosłością charakteryzującą wielkie damy, piętnowały rozwiązłość obyczajów od czasów Dyrektoriatu. Castiglione na próżno wysyłała sprostowania do prasy i listy do znajomych. W Paryżu powiada się, że kobieta nigdy nie wybacza mężczyźnie, który jej nie chce, a Paryż nigdy nie wybacza kobietom, które wyszły z mody.

Moda jest zdradliwa
Hrabina de Castiglione wyszła z mody i ani świeża nadal uroda pomóc jej nie mogła, ani bogaci kochankowie. Czuła się coraz gorzej, rozdwojona w sobie. W cierpieniach próbowali jej ulżyć doktor Blanche, słynny w drugiej połowie XIX wieku lekarz, specjalista od obłędu w ogóle i schizofrenii w szczególności oraz Pierson. Bez fotografa, jego obiektywów i luster hrabina nie potrafiła wytrzymać: bez gabinetu i pracowni szaleństwo uderzyłoby ją jeszcze mocniej, chociaż i tak uderzyło silnie: pozowała i kazała pozować swemu synowi przebranemu za nią: Georges w damskich sukniach z utrefionymi lokami - nikt z chłopców z dobrych rodzin nie musiał nosić tak długich włosów jak on - Georges w nocnej koszuli leżący na poduszkach w pozach wyzywających niczym jego matka, Georges z różą za uchem, z lewą stroną głowy w puklach, z prawą rozczesaną. Tytuł fotografii: "Chodź!"

Macierzyństwo
Hrabina darzyła syna-jedynaka afektem, który wygasł, gdy czas zniszczył jej urodę. Od początku lat siedemdziesiątych miejsce Georgesa zajęły psy. W roku 1873 osiemnastoletni syn, bardziej odrzucony niż zbuntowany, uciekł do Włoch zabierając matczyną korespondencję. Za jej zwrot zażądał części majątku Oldonich. Georges zmarł nagle w cztery lata później, w Madrycie, na ospę.

Virginia Castiglione kazała Piersonowi fotografować swoje psy, które tuczyła łakociami aż przestały się ruszać i zdechły. Zmusiła Piersona, by zabrawszy aparaty z pracowni, stawił się u niej w obitym czarną krepą apartamencie przy Placu Vendôme pod numerem 26 bis. Na jednej z fotografii martwe pyszczki psów wyzierają spod bielizny, biżuterii, wachlarzy, parasolki, bibelotów, sztucznych kwiatów i oczywiście spod zdjęć hrabiny. Na innej klęczy ona w żałobie przed łóżkiem udając, że podaje lek sztywnemu już zwierzęciu. W testamencie napisała, by oba wypchane psy położyć jej w trumnie pod stopami. Jej życzeniu nie stało się zadość.

Ostatnia fotografia
Ostatnia fotografia wykonana przez Piersona przedstawia starą kobietę w przebraniu chłopki, bezzębną i wyłysiałą, z opadającymi w uśmiechu wargami. Spuchnięte dłonie złożyła na wydatnym brzuchu. Czubki palców wskazujących spoczywają na wzgórku łonowym. Uśmiech hrabiny Castiglione zdradza, że jej serce biło stanowczo za nisko. Zmarła 28 listopada 1899 roku. Po mszy u Magdaleny, spoczęła na Père-Lachaise.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU