Marek Brzeziński
Tekst z 07/01/2010 Ostatnia aktualizacja 18/01/2010 10:38 TU
Pod choinką święty Mikołaj zostawił wśród innych upominków dwie książeczki o Paryżu. Wzbogaciły one bibliotekę poświęconą stolicy Francji. Jedna z nich zajmuje się paryskimi pasażami, druga mitycznymi miejscami paryskiego krajobrazu związanymi ze sportem.
W przypadku paryskich pasaży nawet przez chwilę nie przyszła mi do głowy myśl, by podejmować wątek autora „Paryskich pasaży” i pójść śladem naszego znakomitego redakcyjnego Kolegi, profesora Krzysztofa Rutkowskiego. Po prostu nie śmiałbym wspinać się na metafizyczno-literackie szczyty, na których unosił się Profesor. O pasażach będzie tu mowa tylko i wyłącznie z punktu widzenia wspomnianej publikacji i świątecznych prezentów. Natomiast druga z wymienionych książek doskonale się wpasowała w sportowy klimat Paryża nakreślonych w innych pracach poświęconych tej tematyce.
Chyląc czoła przed profesorem Rutkowskim, zacznę od tej pierwszej książki o paryskich pasażach. To album bogato ilustrowany i okraszony mieszanką historii i anegdot, czyli bardzo strawnym koktajlem. W pobliżu eleganckiego śródmieścia stolicy, między ulicą Rivoli a Operą, znajduje się Pasaż Jakobinów znany ze swych drogich, ale popularnych restauracji i przede wszystkim ze wspaniałego, szklanego dachu.
Ta konstrukcja zyskała Pasażowi Jakobinów, albo jak kto woli świętego Honoriusza, miano „szklanej katedry”.
Autorzy tej ślicznie wydanej książeczki prowadzą nas śladami pasaży, zaglądając do Galerii Palais-Royal, znanej między innymi z chętnie odwiedzanej przez gwiazdy i inne osobistości z okładek ilustrowanych pism restauracji Le Grand Véfour i z Les Salons du Palais Royal Shiseido, jednej z najbardziej niesamowitych perfumerii stolicy. Perfumeria zachwyca wytwornym wystrojem wnętrz skąpanych we fioletowym świetle. Pasaż Kairski, Pasaż Choiseul. Kafejki, stylowe piekarnie, eleganckie sklepy, bukiniści. Czar starego Paryża odbijający się w szkle kryształowych zwierciadeł i marmurowej posadce. I mój ulubiony pasaż Handlowy Świętego Andrzeja. Wykładany brukiem, którym maszeruje się na tyłach najstarszej kawiarni Paryża – Le Procope. Bywali w niej Musset, Verlain, Anatol France, Danton i Robespierre, a także, w czasie pobytu nad Sekwaną, wynalazca piorunochronu i autor powiedzenia „Czas to pieniądz”, Benjamin Franklin oraz Napoleon, który przychodził tutaj na obiady. Nie mając czym zapłacić, zastawiał surdut, po czym chodził po okolicy zbierał pieniądze, wykupywał odzienie i następnego dnia powtarzał całą akcję.
Piękny album, czarowne miejsca. Także wspaniale wydana jest książka poświęcona mitycznym miejscom sportowego Paryża.
Odwiedzamy stare sale gimnastyczne i bokserskie, hale widowiskowe i treningowe, zaglądamy do szkoły szermierczej, gdzie znajduje się wspaniała kolekcja broni używanej przez sportowców uprawiających tę dyscyplinę, we Francji elitarną, ale i popularną. Poznajemy historię łyżwiarstwa i kajakarstwa, sportu automobilowego, rugby i futbolu. A także dzieł sztuki związanych ze sportem, które znajdują się w paryskich muzeach. Dopełnieniem tej książki są dwie inne pozycje, tym razem nie pochodzące spod choinki, ale zdjęte z półki. Jedna z nich to bogato ilustrowany album „Paryż Olimpijski”, a druga, to biały kruk –„Pierwszy przewodnik po paryskich restauracjach sportowych”. Jedne z nich prowadzone są przez byłych mistrzów. Inne są chętnie odwiedzane przez aktualnych sportowców, takie jak ciche bistro La Grille w Dzielnicy Łacińskiej, do którego chętnie zaglądał bożyszcze Manchesteru United, teraz robiący karierę aktora filmowego i teatralnego Eric Cantona, bramkarz Olmeta czy mistrz w skoku wzwyż Kubańczyk Sotomayor. Jeszcze inne są ulubionym miejscem spotkań sportowców uprawiających określoną dyscyplinę sportu, na przykład rugby.
Bo jak wiadomo, rugby ma trzy „połówki” - dwie na murawie, trzecią przy stoliku na wspólnej biesiadzie z udziałem niedawnych przeciwników z boiska.
Nie wystarcza już czasu, by na kartach Notatnika Paryskiego nakreślić te wszystkie historie, historyjki i anegdoty z olimpijskiego Paryża. Olimpijskiego to jedno, ale i kulinarnego. I tylko smutek w dołku ściska, że nie będzie już okazji, aby o tym Państwu opowiedzieć, z czego nie zdają sobie sprawy, nie mają o tym zielonego pojęcia, tryby tej biurokratycznej machiny, która nie zastanawiając się nad tym, co czyni, nad istotą rzeczy, nad posłaniem i słowem, zdecydowała się po niemal 80 latach wykreślić język polski z francuskiej anteny. „C’est la życie!”. E tam! Dopóki talerz na stole, widelec i piłka do rugby w dłoni może coś się jeszcze uda przemycić za tydzień. Takie małe „sportowo-kulinarne co nieco”. Cześć Puchatku.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU