Piotr Kamiński
Tekst z 11/01/2010 Ostatnia aktualizacja 11/01/2010 16:49 TU
Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Czasami też o miłość, ale to nie ten przypadek. W małej a bogatej w ropę naftową prowincji Cabinda z całą pewnością chodzi o pieniądze. Pisze o tym dzisiaj Le Monde.
Gdzie leży Cabinda? Lepiej się uzbroić w lupę, bo na globusie tych 800 kilometrów kwadratowych gołym okiem nie wypatrzysz. Leży nad Zatoką Gwinejską, wciśnięta między Kongo, Zair i Angolę, do której należy. Zwą ją "afrykański Kuwejt", pisze Le Monde, ale smutny to Kuwejt, bez wieżowców, bez infrastruktury, bez gości, za to ze zbrojnymi po zęby separatystami.
Mają tam prawo wstępu jedynie przedstawiciele firm naftowych, żyjących albo na platformach wydobywczych, albo w pilnie strzeżonych enklawach. Tu właśnie chińska firma wybudowała zamówiony przez Angolę jeden z czterech stadionów piłkarskich, w przewidywaniu Afrykańskiego Pucharu Narodów. Kosztował podobno miliard dolarów, w kraju, gdzie brakuje szkół, pisze dziennik.
Luanda chciała tu właśnie przeprowadzić rozgrywki, by uroczyście potwierdzić powrót tej prowincji "do macierzy" i zwycięstwo nad siłami Frontu Wyzwolenia Cabindy (FLEC). Separatyści byli innego zdania.
Piłkarze z Togo wpadli w kleszcze, między separatystami a armią angolską, a choć FLEC zapewnia, że to przypadek, trudno wątpić, że akcja była świadomie zaplanowana: chodziło nie o skutki wojskowe, lecz propagandowe, o rozgłos. Ataku dopuściła się jedna z frakcji FLECu, gdyż ten jest wewnętrznie skłócony, a każdy z odłamów próbuje ściągnąć uwagę na siebie. Większość przywódców mieszka we Francji - gdzie zapewne, czego Le Monde wprost nie pisze, ma ich wszystkich na oku francuski gigant naftowy Elf.
Cabinda, pisze dalej Le Monde, to aberracja geograficzno-historyczna, wynikła z kolonialnych podziałów i ich późniejszych konsekwencji. To w XIX wieku Brytyjczycy uzyskali dla Konga belgisjkiego od innych mocarstw europejskich dostęp do Atlantyku, kosztem portugalskiej Angoli. Separatyści działają tam od pół wieku, a na kilka miesięcy przed niepodległością Angoli, w roku 1975, enklawę zajęły siły Luandy.
Potem zaczynają się manewry globalne, gdzie wpływy sowieckie zderzają się z Zairem generała Mobutu wspieranego przez Zachód i wspierającego różne ruchy zbrojne. Już wtedy chodzi o - ropę naftową, która, zamiast błogosławieństwem, okazała się dla Cabindy przekleństwem. Jeszcze 10 lat temu 80% ropy angolskiej pochodziło stąd, offshore, dzisiaj to 60%, czyli blisko 2 milionów baryłek dziennie.
Angola jest drugim producentem w Afryce, ostatnio wyprzedziła Nigerię. Australijczycy znaleźli tam właśnie nowe złoża, na lądzie. To świetna wiadomość dla firm naftowych, ale wysoce niepokojąca dla miejscowej ludności. Liczy ona 40 000 ludzi, pod ścisłym nadzorem... 4000 żołnierzy angolskich, czytamy w Le Monde.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU