Prasa francuska

Amerykanie organizują pomoc na Haiti

 Agnieszka Kumor

Tekst z  20/01/2010 Ostatnia aktualizacja 20/01/2010 11:53 TU

„Armia amerykańska rozmieszcza swe oddziały”, tytułuje swą pierwszą stronę Le Figaro. „Haiti, po kataklizmie - szaber”, to z kolei Libération opisuje trudną sytuację panującą na wyspie. „Spodziewaliśmy się tego, ale prezydent nie życzy sobie wprowadzenia naszych wojsk”, twierdzi doradca haitańskiego premiera. Katolicki La Croix skupił się na ostatnich poszukiwaniach, cudach odnalezienia i straconej nadziei.

„Cicho! Ne mówcie nic, nie ruszajcie się! Dziękuję”, to Patrick Villardy, francuski ratownik wydaje polecenia w dzielnicy Nazon, w Port-au-Prince. Wszyscy wstrzymują oddech. Ktoś mówił, że w ruinach domu słychać jakieś „dźwięki”. Podobno zachowała się w piwnicach przestrzeń powierza, dwudziestoletnia dziewczyna mogła przeżyć tydzień po trzęsieniu ziemi. Villardy nie chce opuścić Haiti z najmniejszą wątpliwością w zakamarkach sumienia. Poszukiwania trwają „bez względu na statystyki”, twierdzą ratownicy. W końcu zbliżają się do miejsca, skąd dochodził dźwięk, ale tam czuć jedynie zapach śmierci. Tym razem nie będzie cudu…, pisze Gilles Biasette we wstrząsającym reportażu w La Croix. „Wstrząs sejsmiczny wykazał kompletny brak przygotowania budynków na tego rodzaju kataklizm”, mówi wysłannik katolickiej organizacji Secours catholique.

(Photo: Reuters)

Lotnisko w Port-au-Prince połączyło Haiti ze światem żywych, kontrolę nad nim przejęło wojsko amerykańskie, które próbuje koordynować nadchodzącą pomoc. Barack Obama wezwał w poniedziałek swego brazylijskiego odpowiednika, prezydenta Lulę, by oba kraje wraz z Kanadą koordynowały współpracę darczyńców. W artykule opublikowanym na łamach Nesweeka Obama mówi o amerykańskim przywództwie w akcji humanitarnej prowadzonej na Haiti. Cele są jasne. Amerykanie wzięli na siebie rozdawnictwo żywności i wody, pomoc medyczną, zapewnienie bezpieczeństwa i porządku ludności, której potrzeba wszystkiego, i która mogłaby się zwrócić masowo ku amerykańskim wybrzeżom.

We Francji, pisarz Régis Debray zaproponował wprowadzenie terminu „specjalnej jednostki humanitarnej” dla Haiti. Ocenia się, że miejscowe władze i tak pokrywały ostatnio jedynie 10% potrzeb szkolnictwa kraju i tylko jedną trzecią pomocy medycznej. Większość uczniów haitańskich i pacjentów w szpitalach korzystała z pomocy organizacji międzynarodowych. Sprawujące misję stabilizacyjną od roku 2004 oddziały Błękitnych Hełmów poniosły również straty w wyniku trzęsienia ziemi. Sekretarz generalny ONZ, Ban ki-Moon, uzyskał wczoraj od Rady Bezpieczeństwa wysłanie 3500 dodatkowych żołnierzy na wyspę. Wspólnota międzynarodowa przejęła się losem Haiti.

W tym samym czasie we Francji rośnie polemika wobec rzekomej „hegemonii amerykańskiej” w organizowaniu pomocy dla Haiti. Pałac Elizejski uciął ją, twierdząc, że „jest całkowicie usatysfakcjonowany” współpracą francusko-amerykańską, a prezydent Sarkozy powitał z zadowoleniem „istotną rolę Stanów Zjednoczonych, jaką odgrywają one w terenie”.

Jak pisze Le Figaro oddziały amerykańskie zajmują pozycje w Port-au-Prince, by ochraniać operacje humanitarne i powstrzymać szabrowników. Głód jest dziś zmorą ocalonych, pisze Tanguy Berthemet, wysłannik specjalny Le Figaro. Nie panuje jeszcze chaos ani kompletna anarchia, ale stwierdzono akty kradzieży i szaber, nie obyło się bez przypadków linczu na osobach uznanych za złodziei. Armia amerykańska, która obiecała wziąć na siebie część bezpieczeństwa rozpoczęła wprowadzanie w teren swoich 4000 marines.