Piotr Błoński
Tekst z 24/01/2010 Ostatnia aktualizacja 24/01/2010 16:24 TU
Nicolas de Staël jest malarzem, który miał rację we wszystkim, z wyjątkiem ostatniego gestu – kiedy popełnił samobójstwo rzucając się do morza z okna swej pracowni w Antibes, gdzie nie dokończył obrazu pt. Koncert – pokazanego zresztą na obecnej wystawie. Historia wymierzyła mu sprawiedliwość: jego malarstwo ceni się coraz wyżej, coraz większe znaczenie przypisuje się też jego postawie wobec prądów sztuki lat czterdziestych i początku pięćdziesiątych – widząc w niej mądrą syntezę dyskusji o sensie malarstwa miotanego pomiędzy abstrakcją i figuracją.
Historia wymierzyła mu sprawiedliwość także w sposób przewrotny: ten malarz który w ciągu kilkunastu lat swej twórczości potrafił co dwa trzy lata kwestionować cały poprzedni swój dorobek i odnawiać się, który dzielnie opierał się każdemu zaszufladkowaniu, został przez swych najgorętszych wielbicieli zaliczony do malarzy przeklętych, takich których dzieło percypuje się przez pryzmat tragicznej śmierci. I doprawdy trudno go z tej ostatniej szuflady wyciągnąć, a jest to szuflada w której na pewno jest mu bardzo niewygodnie. No bo aż się prosi jego samobójczą śmierć interpretować jako nieubłaganą konsekwencję i symbol klęski starań, ba, żądzy zawarcia w obrazie pełni emocji, ale emocji poddanych kontroli reguł zgodnie z radą Georgesa Braque’a, pełni pasji i koloru, ale i konstrukcji, wiernego odzwierciedlenia rzeczy postrzeganej ale i monumentalizmu natury, struktury rzeczy ale także jej syntezy.
Spośród obrazów De Staëla najczęściej zapamiętuje się te w których malarz dokonuje właśnie syntezy, sprowadzając np. pejzaż do paru gęstych, bo grubą warstwą nakładanych szpachlą plam intensywnego koloru: ale mimo zniszczeń ręką samego autora zachowało się ponad 1100 obrazów de Staela które w większości nie odpowiadają tak uproszczonemu opisowi. Owszem, zawsze mamy do czynienia z syntezą, która w jakimś sensie odbywa się drogą zamiany postrzeganej rzeczy w warstwy coraz bardziej autonomicznej farby. Ale to samo można powiedzieć o wielu innych malarzach. Nie jest to celem samym w sobie.
Jak powiada komisarz wystawy Jean Paul Ameline, De Staël pozostawał zasadniczo przekonany o potędze malarstwa. Spór między abstrakcją a figuracją jest dziś przebrzmiały: aktualna natomiast pozostaje kwestia zdolności malarstwa do przedstawienia świata, aktualna pozostaje kwestia koloru. Wiemy też, że malarstwo niekoniecznie jest obrazem, ani obraz malarstwem. No i dlatego dzieło De Staëla może być bazą fundamentalnej refleksji nad malarstwem. Potrafi on wywoływać na nowo nieustające pytania jakie stawia malarstwo: pytania o światło, o kolor, o materię – tłumaczy Ameline.
Jak to było z tą abstrakcją? Ameline przytacza zabawny bon-mot krytyka sprzed pół wieku: żona jest abstrakcyjna, ale kochanka figuratywna. De Staël nie ulegał paryskim, decydującym wtedy, prądom i modom. Warunkiem powstania obrazu jest postrzeganie realnego świata. A malarstwo De Staëla postrzegać może każdy, bo składają się nań tak proste rzeczy jak błękitne niebo, jabłko na stole, sylwetki na plaży: co z tego, że sprowadzone do plamy barwnej, jeśli kolor staje się iluminacją...
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU