Piotr Błoński
Tekst z 24/01/2010 Ostatnia aktualizacja 24/01/2010 17:34 TU
Podtytuł wystawy brzmi „historia dzieła”: próżnoby jednak szukać na niej jakichś ciągów chronologicznych. Poczynając od głównej sali, zwiedzający dostaje jak obuchem w oko wielkimi formatami, w bocznych dokumentami fotograficznymi, na piętrze mniejszym formatem. O tym że dziesięć lat twórczości Basquiata – po okresie tagowania na nowojorskich ulicach – obejmuje trzy wyraźnie różniące się okresy, przypomina katalog, bo na wystawie nic na to nie wskazuje.
Sam jestem dosyć zniechęcony tym pierwszym moim obszerniejszym spotkaniem z malarstwem Basquiata, przez wielu uważanego za jedną z najważniejszych figur w sztuce końca XX wieku. Owszem, Basquiat maluje, rysuje, pisze, nakleja, smaruje bezkompleksowo, bez żadnych hamulców, czasem zręcznie, częściej z jakąś bezgraniczną pogardą dla tego wszystkiego, co możnaby nazwać warsztatową stroną malarstwa, bo zupełnie wystarcza mu własny, w sumie nader ubogi zasób technik, czy raczej gestów – prymitywnych i brutalnych: te zderzenia drapieżnie, jakby niezdarnie kreślonych form, szpetnych plam kładzionych na płótnie jak lakier na kaloryferze, wypisywanych na tym słów i message’ów nie potrzebują u Basquiata bynajmniej wzajemnych dostosowań, tak jak na wielokilometrowej nowojorskiej ulicy nie prawią sobie wzajemnie komplementów neony, reklamy, znaki drogowe i fasady sklepów wyłaniające się momentami zza wielkomiejskiego dekadenckiego zgiełku.
Jest to więc raczej sztuka znaków, gestów, skojarzeń słów i obrazów, kreślonych w pośpiechu, w narkotycznej gorączce seventies, wyrzucanie z siebie tłoczących się pod ciśnieniem schematów buntu, rozpaczy, podziwu – choćby dla powracających wciąż w odniesieniach autora wybitnych postaci jazzu czy sportu, schematach protestu czy walki – bo Basquiat utożsamiał swe działania z walką przeciw niesprawiedliwości społecznej czy rasowej... Osobnym motywem jest udręczone ciało, czaszki, wnętrzności – motyw który biografowie tłumaczą obsesją wywołaną studiowaniem we wczesnym dzieciństwie, po wypadku, atlasu anatomicznego.
Nowojorski i potem światowy sukces Bastiata jest równocześnie tak ewidentnie umocowany w modzie i stylu tamtych lat że przez to podejrzany. Basquiat był zanadto politically correct: mulat-efeb, narkoman, chłopiec ulicy przemieniony w króla nowojorskich nocy, a do tego przyjaźń – i swoista rywalizacja z Andy Warholem, brylowanie w jego otoczeniu, mało tego, poczucie misji w walce o równość rasową i społeczną, kwestionowanie sztuki, obsesja śmierci – w recepcie na idola nie brakuje tu doprawdy niczego.
Ale to nie powinno przeszkadzać starannej analizie dzieła Basquiata – zastrzega wspomniany paryski krytyk Philippe Dagen. To, co pokazują raz po raz wielkie wystawy, to że Basquiat był artystą wyjątkowym – to wiemy od lat dwudziestu. Wartoby jednak przebadać, pisze, ostatni okres jego twórczości, dzieła w których coraz większą rolę odgrywają napisy. Forma litery czy słowa wzbudza figuratywny piktogram i odwrotnie, relacja między widzianym a czytanym staje się coraz bogatsza i coraz bardziej złożona, do tego stopnia, że należy te dzieła tyleż oglądać co czytać.Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU