Piotr Błoński
Tekst z 25/01/2010 Ostatnia aktualizacja 25/01/2010 12:28 TU
W paryskim życiu artystycznym Cocteau jest wszechobecny od lat pierwszej wojny światowej do końca lat pięćdziesiątych, czujnie rozpoznając wszystko co nowe, świeże, zaskakujące: we własnej twórczości, czy literackiej czy plastycznej cechuje go lekkość, zręczność, dowcip, pozorna łatwość – dlatego sprawia często wrażenie artysty salonowego, którego główną zasługą było pośredniczenie pomiędzy bogatymi protektorami sztuki a rozmaitymi awangardami i współtworzenie legend epoki dzięki przyjaźniom z Picassem, Coco Chanel, Jean Marais, Edith Piaf; artysty który sam był oblegany przez innych artystów – portretowali go Picasso, Kisling, Modigliani, Delaunay, Picabia, Man Ray, Andy Warhol i dziesiątki innych.
Inaczej mówiąc, Cocteau budził sympatię, a nawet entuzjazm, ale nie był traktowany całkiem poważnie. Sam Picasso tak komentował jedną z fotografii którą można zobaczyć na wystawie, wykonaną w latach II wojny: „to co zaraz zwraca na niej uwagę, to kant spodni Cocteau: Cocteau urodził się odprasowany”.
Autorzy wystawy w Centrum Pompidou świadomie podjęli wyzwanie: nie chodziło im o to, by sztucznie wyselekcjonować jakieś ciągi czy style, lecz o to, by pokazać wielość i jednoczesność zainteresowań Cocteau, jego przemożną potrzebę odnajdywania siebie samego w zderzeniu z nowymi tendencjami i pomysłami, spośród których potrafił dosyć niezawodnie wyłuskiwać te które przyniosły trwałe wartości, z którymi się mierzył, które chętnie naśladował, wypróbowywał, i, przekonany do nich, sam rozpowszechniał.
Ale muszę tu zaznaczyć, że po obejrzeniu wystawy mam większe poważanie dla talentów plastycznych Cocteau. Pewne rzeczy zapadają w pamięć, jak jego głowy z drutów, w których przenosi wartości graficzne w przestrzeń trójwymiarową, jak rysunki z lat dwudziestych w których właściwie przebija Picassa, a z wcześniejszych, ilustracje z czasów pierwszej wojny światowej i na jej temat, w których Cocteau jawi się jako prekursor czy współtwórca dadaizmu i surrealizmu.
Nieprzypadkiem Marcel Duchamp sam niegdyś zadbał o wystawienie jego rysunków w galerii Peggy Guggenheim. Kreska Jeana Cocteau, łatwo rozpoznawalna choćby dlatego że jej reprodukcje odnajduje się w tysiącach publikacji dotyczących paryskiego życia artystyczno-literackiego, okazuje się czymś więcej niż ilustracją salonowych nastrojów i towarzysko-intelektualnych zabaw. Ale i wystawa jako całość pokazuje coś więcej: ta niesłychana rozmaitość środków ekspresji, jakich dobywał Cocteau dla zaspokojenia swej potrzeby afirmacji samego siebie składa się na dzieło spójne.
Rzadko kiedy dobór i układ eksponatów jest tak pomysłowy i zrównoważony: 335 rysunków, trzysta fotografii i dwadzieścia parę obrazów oraz fragmenty filmów składają się na zrównoważoną, nigdy nie nużącą opowieść. Przyczynia się do tego też scenografia wystawy, która, trzeba to podkreślić, jest ze swej strony arcydziełem. Biegnące wzdłuż ścian falujące lady, gabloty ze szkła i metalu z umieszczonymi w wielu poziomach dokumentami – fotografiami, rysunkami, rękopisami – tak podświetlone, że ich cień tworzy abstrakcyjne, kubizujące obrazy, równowaga między większymi przestrzeniami a zakątkami, obecność muzyki i dźwięku, prawie bezbłędnie związanych z kolejnymi przestrzeniami, odpowiednie dawki dokumentów filmowych i fragmentów filmów Cocteau – jest to trzecia już w Centrum Pompidou scenografia Nathalie Crinière, i miejmy nadzieję że nie ostatnia.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU