Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

1999-09-28 Theo Van Gogh

 Piotr Błoński

Tekst z  25/01/2010 Ostatnia aktualizacja 25/01/2010 14:40 TU

Otwarta została właśnie w Muzeum Orsay wystawa dosyć niecodzienna: jak już z samego tytułu wynika, bohater tej wystawy nie zasłużył sobie na nią całkiem osobiście, lecz przez znajomości, a ściślej – przez nepotyzm. Tytuł wystawy brzmi: Theo Van Gogh, marszand, kolekcjoner, brat Wincentego.

Oczywiście każde dziecko wie jak ogromną rolę odegrał w życiu i twórczości Vincent Van Gogha jego młodszy brat – toteż pomysł hołdu w postaci wystawy jest najzupełniej uzasadniony. Inicjatywę taką przedsięwzięło muzeum Van Gogha w Amsterdamie – wystawa dostępna obecnie w Paryżu w Muzeum Orsay zainaugurowała w czerwcu tego roku nowe skrzydło amsterdamskiego muzeum, przeznaczone do wystaw czasowych.

Jest ona jednak czymś więcej niż hołdem: pozwala bowiem na poznanie jakby od wewnątrz pejzażu w którym wychowali się i działali Theo i Vincent, nie tylko warunków życia ale ich wizualnego otoczenia, nie tylko tych odniesień na których wyrosło malarstwo Vincenta, ale tych także, których bezpośrednich śladów w nim nie odczytujemy, a które w jego życiu musiały być obecne. To samo dotyczy Theo Van Gogha: jak działał, jak mógł działać zobligowany prawami rynku marszand któremu wszak nie brakowało entuzjazmu dla sztuki awangardowej.

Ten rodzinny kontekst – to nie tylko Theo: ich trzej stryjowie byli marszandami sztuki, i oni kierowali pierwszymi krokami Vincent – który prędko tę działalność porzucił z niesmakiem, i młodszego o cztery lata Theo, polecając ich potężnej firmie Goupil et Cie: firma ta miała ekspozytury nie tylko w głównych miastach zachodniej Europy, lecz także w Ameryce i Afryce południowej i Egipcie, w Petersburgu i w Hawanie.

Jednym z głównych kierunków działalności była działalność wydawnicza obejmująca wszelkie rodzaje ówczesnych awangardowych technik reprodukcji – od litografii po fotografię, i praktycznie wszelkie tematy. U Goupila zaopatrywały się na bieżąco ilustrowane magazyny, jak np. L’illustration. Tak więc bracia van Gogh mieli dostęp z pierwszej ręki do jednej z najbogatszych ówczesnych dokumentacji ikonograficznych – obejmującej także bieżącą produkcję malarską –– ale bynajmniej nie awangardową, jak wynika z poświęconej temu części wystawy.

W tej samej sali zebrano kilka obrazów, które Theo miał w rękach i które wymieniane były w jego korespondencji z bratem – obrazy Ary Scheffera czy Jacoba Marisa – a obok pierwsze obrazy Vincent – plebania w Nuynen i pejzaż, w których realizm walczy z techniką impresjonizmu, już Vincentowi znaną. Trzeci, niewielki obraz, zamyka ten dział: dwa lata późniejszy widok Paryża z okien mieszkania Theo na rue Lepic, to już „prawdziwy” by tak rzec Van Gogh,  świetlisty i przejrzysty, bez śladu asfaltu. Trzeba było to zaznaczyć, ale przecież w wystawie nie o to chodzi.

Hasłem następnej sali jest Theo jako marszand. No właśnie: czym on handlował? Bo zarabiał dosyć dobrze jako kierownik ekspozytury Goupila na Montmartrze – stopniowo, od 4-ech do 12 tu tysięcy franków rocznie, czyli, dla porównania, 10 razy więcej niż ówczesny robotnik. Utrzymywał jednak nie tylko brata, ale własną rodzinę, matkę i siostrę: to tłumaczy, dlaczego stosunkowo mało obrazów sam kupował dla siebie.

Ale czym handlował? Oprócz grafiki i reprodukcji, które były sztandarowym towarem Goupila, przeszło przez jego ręce, w ciągu dziesięciu lat – 1100 obrazów, prawie wyłącznie współczesnych. Najwięcej Corota – 68, Daubignego – 46, czterdzieści Adolfa Monticellego – którym obaj bracia się zachwycali: niektóre z tych obrazów odnaleziono na portezby obecnej wystawy – są więc prócz tamtych Isabey, Diaz de la Penia, Millet, a także akademicy jak Gerome, i dziwnie nie pasujący do niczego w tym zestawie Alma Tadema. Ale akademicy sprzedawali się coraz gorzej – pod koniec lat osiemdziesiątych nie tylko Theo, ale firma przejęta przez spółkę Boussod-Valadon unika takich nabytków.

Tak więc chleb codzienny marszanda Theo – to szeroko już uznana szkoła barbizońska. Ale – tu przechodzimy do następnej sali – Theo angażował się odważnie w sztukę nowszą, czyli malarstwo impresjonistów. Od 1887-ego roku, jak świadczy w liście do siostry Vincent, stale wystawiane są obrtazy impresjonistów. Theo sprzedał kilkadziesiąt obrazów Moneta i Degasa którzy już znajdowali uznanie publiczności. Nieco trudniej sprzedawały się obrazy Sisleya, Pissarra, Renoira, Guillaumina. Oczywiście zebranie wielu z tych obrazów we wspólnej sali po ponad stu latach zapewnia omawianej wystawie szczególny posmak. Dodajmy, że otwarcie Theo na malarstwo nowoczesne nie ograniczało się do impresjonizmu  - występują też takie nazwiska jak Eugene Carriere czy Rafaelli, zapowiadające symbolizm.

Relacji Theo do awangardy dotyczy następna sala. Malarstwo Gauguina, Emila Bernarda, Toulouse Lautreca Theo poznał i polubił dzięki bratu: Vincent studiował wraz z nimi w atelier Cormona. Natomiast, mimo zachwytów brata, Theo nigdy nie przekonał się do pointylistów – Signaca i Seurata. Co do Gauguina, Theo pomagał mu i starał się go wylansować, ale był coraz bardziej zniechęcony, w miarę postępów cloisonnizmu w obrazach tego  malarza: mimo to był oczarowany znanym dziś szeroko obrazem pt. La belle Helene, którego nb. nie udało mu się za życia sprzedać. Theo lansował też Odilona Redona i Schufneckera.

Ostatnia sala – to Theo van Gogh jako kolekcjoner. Nie jest to kolekcja bardzo konsekwentna – na to by odzwierciedlała jego gusta, Theo po prostu nie miał środków. Od początku zbierał grafikę i rysunki – m.in. akwaforty i litografie Maneta. Owszem, w latach paryskich zebrał kilkanaście obrazów impresjonistów – sprzedanych po jego śmierci przez wdowę, wraz ze sporą ilością obrazów Vincenta – co znacznie przyczyniło się do rozpowszechnienia jego malarstwa.

Z zakupionych przez Theo obrazów, czy ofiarowanych mu przez malarzy w kolekcji pozostały jednak takie, jak Poudre de riz czy Les yeux clos Toulouse Lautreca, kilka obrazów Gauguina, Corcosa, kilka - wspomnianego już Monticellego. Z obrazami zadedykowanymi Theo konkurują te które otrzymywał od przyjaciół Vincent – znowuż Gauguin, Toulouse-Lautrec, Emile Bernard, Laval.

Portret Theo van Gogha jaki wyłania się z tej wystawy jest nader zrównoważony: wydaje się że umiał on znaleźć w swej pracy marszanda pośrednią drogę między dobrą jakością uznanego już malarstwa a ówczesną awangardą, której jednak wcale nie wyznawał automatycznie. Tak go dziś odbieramy – ujmując mu niechcący zasług. Po jego śmierci właściciele ekspozytury, panowie Boussod i Valadon, pisali do następcy: z tego wszystkiego co zebrał ten nieszczęśnik Theo, wraz ze swym bratem wariatem, warto zachować parę Monetów, reszta to same śmieci.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU