Piotr Błoński
Tekst z 25/01/2010 Ostatnia aktualizacja 25/01/2010 16:17 TU
W Muzeum Petit Palais czynna jest do początku marca wystawa Paula Landowskiego, rzeźbiarza który na stylistykę tego genre’u miał wpływ przeogromny – sam był autorem kilkudziesięciu wielkich takich pomników.
Paul Landowski, syn polskiego emigranta z roku 1863-ciego – urodził się we Francji i tu wykształcił się, robiąc błyskawiczną karierę artystyczną: nagrodzony Prix de Rome w wieku 23 lat cieszył się do końca życia, w roku 1961, uznaniem i sławą oficjalnego twórcy.
Osią obecnej wystawy jest projekt Landowskiego z początku wieku, przetwarzany przez następnych kilkadziesiąt lat a nigdy nie zrealizowany, mianowicie Swiątynia człowieka. Miało to być swoiste skrzyżowanie świątyni, mauzoleum, via sacra – surowy hymn na cześć ofiary jaką ludzkość nieustannie składa z samej siebie. Projekt zakładał też ścisłe powiązanie rzeźby z architekturą i założeniem urbanistycznym – w ostatniej wersji świątynia człowieka miała znaleźć się u bram Paryża na osi miądzy Łukiem Tryumfalnym a Défense – dziś dzielnicą wieżowców.
Może to i lepiej, że projektu nie zrealizowano… Styl Landowskiego, to styl lat oficjalnych realizacji lat dwudziestych i trzydziestych – styl Trocadera i Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Paryżu – by poprzestać na przykładach francuskich. Są to realizacje które wiele miejsca pozostawiają rzeźbie – zarówno wolnostojącej jak i przede wszystkim specyficznym dla tego okresu płaskorzeźbom, wtłoczonym w kadr architektoniczny kłębowiskom uproszczonych form: w wypadku Landowskiego - secesyjno-neoromańskich.
Na wystawie ilustrują to gipsowe projekty wewnętrznych ścian świątyni. Ale to co w secesji jest wdzięczną dekoracją, tu trąci emfazą i pretensją. Podobnie pretensjonalny jest program ideowy owej świątyni człowieka – Landowski, ukształtowany przez pozytywizm, jest romantykiem racjonalizmu: Prometeusz, Orfeusz i Chrystus są dlań równorzędnymi symbolami, którymi tapetuje on ściany swej świątyni w której sercu ustawia parę w sentymentalnym uścisku – na wystawie występuje ona w postaci kilkucentymetrowego gipsowego szkicu, co zresztą w ogromnej pustej przestrzeni sali robi pewne wrażenie.
Po co ta wystawa, skoro taka nieznośna? Czy nie wystarczą ludzkiej pamięci tak sławne realizacje Landowskiego jak Św. Genowefa na moście na wyspę św. Ludwika, albo Chrystus z Rio de Janeiro? Oba te obiekty są nie tyle rzeźbami, co doskonale wkomponowanymi monumentalnymi pomnikami. Za to kompozycje rzeźbiarskie Landowskiego mają tę samą ułomność co cytowane na wstępie zastępy pomników: są one zdobnym materiałem budowlanym do postawienia na umówionym miejscu.
A jednak wystawa jest warta odwiedzin: jest to na pewno ślepa uliczka sztuki 20 wieku, ale jakże centralnie położona! Tragiczna próba pogodzenia akademickich tematów, postimpresjonistycznej a potem kubizującej techniki, umownego symbolizmu – próba skazana na niepowodzenie, ale uporczywie powtarzana przez długie dziesięciolecia, i nawiasem mówiąc, rozwijana później ochoczo zarówno w realizacjach Trzeciej Rzeszy, jak i w socrealiźmie. Zresztą jest to rodzaj sztuki która dziwnie łatwo przekonuje tzw. czynniki oficjalne do dnia dzisiajszego.
Na koniec jednak dodam w obronie Landowskiego, że pokazany zestaw rzeźb, gipsów i szkiców świadczy o pełnym pasji poszukiwaniu ideału sztuki nowoczesnej – właśnie zestaw, a nie pojedyncze dzieła: tak jak zestaw 50-ciu tysięcy pomników żołnierzy pierwszej wojny światowej jest czymś znacznie większym niż arytmetyczna suma tych monumentów, dorobek Landowskiego jako całość jest świadectwem podjęcia takiego wyzwania.Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU