Piotr Błoński
Tekst z 25/01/2010 Ostatnia aktualizacja 25/01/2010 16:21 TU
Na parterze – w świetlistej przestrzeni ograniczonej jedynie szklanymi taflami rozpiętymi na stalowym szkielecie – znajdujemy tym razem kompozycje przestrzenne Sary Ze. Na szkielecie wykonanym z aluminiowych drabin – jakby zakupionych przed chwilą w sklepie gospodarczym, artystka ponaklejała, doczepiła, przywiązała – chciałoby się powiedzieć resztę asortymentu tego sklepu – tu grzebień, tam piórko, tu sprężynkę, tam kabelek, obok tarki plastikowy kwiatek, obok barwnej tacki wstążka, wsządzie jakieś ustensylia. A wszystko to leciutkie, powietrzne, wprawiane zresztą w drżenie przez jakieś bardziej czy mniej wkomponowane maszynki: totalne zjednoczenie Merzbau, Caldera i pop-artu. Dosłowna ulotność codzienności.
Ale tak naprawdę do w tym miesiącu idzie się do fundacji Cartiera po to, by obejrzeć wystawione w podziemnych salach fotografie Herba Rittsa. Ta amerykańska sława zyskała sławę fotografując wielkie sławy: opstrykał on imponującą ilość gwiazdorów, przeważnie amerykańskich. Ale wystawa ta zaspokaja znacznie więcej niż ciekawość, Herb Ritts chwyta za oczy już pierwszymi z brzegu zdjęciami – nb. pierwszym jest fotografia Richarda Gere, o której legenda głosi że od niej zaczęło się powołanie jego kumpla Rittsa.
Wystawione portrety podzieliłem sobie na cztery rodzaje: najbardziej typowy, to maksymalne, do granic wyostrzone zbliżenie, aż do wyjścia z kadru, częstokroć uwypuklające jakąś deformację, nauralną, - np. Danny de Vito, lub sztucznie uzyskaną – np za pomocą lupy wyolbrzymiającej szczęki Jacka Nicholsona, czy bardziej dowcipnie, przez wydęcie w bułę prawego tylko policzka Dizzy Gillespiego.
Drugi rodzaj, to akty. Ciało Ritts fotografuje po rzeźbiarsku, wydobywając wolumen, napięte mięśnie, lub przeciwnie, zwały mięsa w spoczynku, tak skadrowane, że tracą ludzkie cechy, choć w tej serii jest też kilka aktów czysto by tak rzec estetycznych. Do tego rodzaju zaliczam też fotografię Demi Moore, czy raczej nurkujące ujęcie jej karku i ramion, złożonych w trzy bryły zupełnie uwolnione od skojarzenia z ludzką anatomią. Trzeci rodzaj, to klasyczne portrety z zastosowaniem podstawowych, ale doprowadzonych do doskonałości efektów prześwietlenia, niedoostrzenia itd – to portrety Meryl Streep czy Drew Barrymoore.
Osobną kategorią, równie klasycznych i równie doskonale wykonanych zdjęć – ale podkreślających z całą bezwzględnością ułomność modela - są portrety Elisabeth Taylor wycieńczonej po jakiejś kuracji i ostrzyżonej na centymetr, z blizną okalającą za uszami całą głowę, czy też Stephena Hawkinga wykręconego w swym fotelu inwalidzkim. Tu Ritts nic nie dodał, nic nie skomentował techniką, sam model zawiera cały dramatyzm, który u innych trzeba wydobywać: bo w każdym portrecie jest jakiś dramat ułomności i wyciszonego niepokoju nie oszczędzający nawet nieskazitelnie pięknych ciał, albo nadający im pełen napięcia monumentalizm.Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU