Agnieszka Kumor
Tekst z 27/01/2010 Ostatnia aktualizacja 27/01/2010 15:25 TU
Publiczność teatru w Bobigny miała przywilej oglądać Barysznikowa aż w trzech układach solowych. Przygotowany program występów zespołu White Oak Dance Project, którego Barysznikow jest współdyrektorem nie mógł się odbyć z powodu kontuzji jednej z tancerek. Ponieważ nie można jej było zastąpić, Barysznikow zadecydował, że wystąpi solo. Zorganizowano zatem wieczór muzyki i tańca, przeplatany fragmentami utworów Beethovena i Mendelssohna, ci którzy przyszli na Barysznikowa... mimo wszystko nie nudzili się.
Bez specjalnej dekoracji, za to w bardzo sugestywnym oświetleniu, na nagiej, czarnej podłodze sceny, w której odbijały się jego ruchy, Barysznikow tańczył trzy preludia Szostakowicza w choreografii współczesnego amerykańskiego twórcy, Marka Morrisa, drugiego współdyrektora White Oak Dance Project. Ubrany w spodnie, białą koszulę z krawatem i kamizelkę, bohater Barysznikowa przypominał młodego, rosyjskiego inteligenta z lat 20. unoszonego duchem futuryzmu.
Było w tym ludycznym układzie także coś z welurowej drapieżności młodych amerykańskich yuppies, z początku lat 80., którym świat i dolar obiecywał spełnienie marzeń. Drugi układ, autorstwa Jose Limon´a pochodził z roku 42. Choreografia zatytułowana Chaconne powstała w czasie II wojny światowej, w okresie, który nazwałabym "czasem zarażenia" tym wszystkim co wojna ze sobą niesie, ale mroczny charakter tej choreografii, perfekcja, prostota a jednocześnie wyśrubowana technika gestu, przypominały inną epidemię, tę której świadkami jesteśmy pod koniec wieku. I nie chodzi tu tylko o AIDS czy raka, chodzi chyba przede wszystkim o dogłębny głód miłości. Nagie ramiona Barysznikowa składały się ni to do modlitwy, ni to w formie kwiatu, ciało przechodziło ze sztywnego piruetu w „swingujący”, żartobliwy krok fordansera.
Trzecie solo, autorstwa Sary Rudner to rodzaj technicznej introspekcji organizmu ludzkiego. To także przykład najnowszych prądów w tańcu nowoczesnym. Barysznikow, za jedyne odzienie mający spodenki gimnastyczne, odbywał codzienny joggingu. Muzyką towarzyszącą był odgłos bicia jego własnego serca - taki zresztą był tytuł tego układu: Heartbeats. Tancerz włączył wzmacniacz sprawdzając działanie mikrofonu umieszczonego na klatce piersiowej. Później w głuchy odgłos serca włączało się Adagio z kwartetu smyczkowego Samuela Barbera.
Widzowi trudno było się zdecydować: czy podziwiać przenikliwość choreografki w jej wizji naszej epoki, czy wyczyny techniczne tancerza, któremu w ciągu kilku sekund udało się zwolnić rytm serca. Pewnie trzeba podziwiać oboje. Michaił Barysznikow w spektaklu zatytułowanym Choreografia naszych czasów dowiódł, że zarówno współczesny taniec, jak i on sam mają jeszcze trochę do powiedzenia.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU