Agnieszka Kumor
Tekst z 27/01/2010 Ostatnia aktualizacja 27/01/2010 15:35 TU
W podparyskim Théâtre du Soleil znów nowa produkcja: Arianne Mnouchkine wyreżyserowała sztukę swej stałej współpracowniczki Hélène Cixous Bębny na tamie, napisaną na wzór dawnych sztuk przeznaczonych dla marionetek, którą grają jednak aktorzy. Ten ciekawy zabieg znalazł rozwiązanie w dość oryginalnej estetyce spektaklu: aktorzy grający poszczególne postaci zostali delikatnie „odczłowieczeni” ich ruchy sugerują rzeczywiście ruch marionetek wyposażonych w głos, za każdym aktorem stoi drugi, ubrany na czarno, z zakrytą twarzą, aktorskie alter ego postaci prowadzące każdy jej ruch.
Akcja tej fascynującej opowieści przenosi nas tysiąc lat wstecz, w kraj przypominający dawną Japonię, na cieszące się dobrobytem ziemie niejakiego pana Khanga. Niestety, dowiadujemy się, że terenom tym zagrażają powodzie. Nie byłoby to nic nadzwyczajnego dla mieszkańców przyzwyczajonych do okresowych powodzi, które użyźniają pola, ale tym razem powódź ma być na bezprecedensową skalę i przyniesie z pewnością wiele ofiar. Jak ocalić ludzi?, pyta władca. Przerywając jedną z tam, podpowiadają skorumpowani budowniczowie. Pozostaje trudna decyzja kogo poświęcić, a kogo ratować. Tu narracja trochę się plącze; jak w starych filmach o japońskich samurajach w sztuce Cixous pełno jest spiskowców, obrażonych kuzynów, zbuntowanych pretendentów do tronu, niecnych typów i zdolnych do poświęceń bohaterów. Jest i wątek miłosny - pięknej dziewczyny czuwającej z oddziałem strażników na tamie i jej narzeczonego, obrońcy ojczyzny. Jest wahający się władca i krotochwilna, uliczna sprzedawczyni zupy ze swym pomocnikiem. Aktorom towarzyszy różnorodna źródłowo muzyka Jean-Jacques'a Lemetre'a, grana na żywo ku uciesze widzów. Spektakl zyskuje wewnętrzny oddech dzięki delikatnym, jedwabnym kurtynom zawieszonym pod sufitem, które opadają z wdziękiem przy zmianach obrazu. Dekoracja wzorowana jest na teatrze japońskim i chińskim: prostokątna, drewniana przestrzeń w środku, dwa ukośne wyjścia po bokach, rodzaj pomostów. Kiedy środek sceny zostaje obniżony pod koniec spektaklu (do dzieła przystępują ubrani na czarno pomocnicy aktorów-marionetek; odpychający długimi drągami podłogę jak tamę), widzowie ze zdziwieniem odkrywają, że powstały w ten sposób basen napełnia się wodą. Kilku aktorów wskakuje do wody i kontynuuje „upychanie” podłogi, do środka spada deszcz prawdziwych marionetek, wszystkie toną w bezmiernych na ich skalę czeluściach basenu. Aktorzy wyławiają lalki jedną po drugiej i ustawiają przed widzami - rozpoznajemy w nich poszczególne postaci sztuki.
W tym ostatnim spektaklu, bardziej niż w poprzednim Mieście krzywoprzysięgłym, który mówił o skandalu zakażonej krwi, czy I nagle noce czuwania, którego tematem była manifestacja Tybetańczyków, Arianne Mnouchkine odzyskuje wewnętrzną siłę jaka charakteryzuje jej talent, posługując się nasyconą ceremoniałem formą teatralną, wzorowaną na teatrze Dalekiego Wschodu, commedii dell' arte i Indii, buduje dystans między sceną a widownią, dystans pozwalający na krytyczne spojrzenie. Jesteśmy w samym sercu teatru Brechta, bez jego doktrynalnej surowości. Mnouchkine, niezmordowana w obywatelskiej misji jaką stawia swemu teatrowi, porywa widza w migoczący muzyką i kolorami świat, w którym dobro nazwane zostaje dobrem a zło złem.
Był to od dawna oczekiwany (przynajmniej przeze mnie) od czasu teatrologii Atrydów sprzed sześciu lat znakomity spektakl Arianne Mnouchkine Bębny na tamie, autorstwa Hélène Cixous, w Théâtre du Soleil.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU