Agnieszka Kumor
Tekst z 27/01/2010 Ostatnia aktualizacja 27/01/2010 15:43 TU
Footsbarn Travelling Theatre, wywodząca się z angielskiej Kornwalii, międzynarodowa trupa aktorska dziś z siedzibą na małej farmie w centrum Francji, przywiozła do Paryża dwa z przygotowanych w tym sezonie nowych spektakli. Repertuar, bo tak nazwali ten cykl zawiera stosownie do swej nazwy sztuki dwóch autorów, będących podstawą światowego dramatu, a jest to Szekspir i jego enigmatyczna Opowieść zimowa, oraz Don Juan Moliera, trzecie przedstawienie jest swoistą wizytówką zespołu: Drzewo w Palabres to wieczór opowieści wybranych spośród legend całego świata. Na ten ostatni spektakl tym razem poczekamy, może zawita do Paryża latem.
Realizacja Don Juana nosi widome ślady poprzedniej kreacji Footsbarnu – Nie tykajcie Moliera, stąd nieoczekiwane może dla niektórych dość ostre rysy komediowe spektaklu. Nieoczekiwane? Niezupełnie, wszak sztuka nosi adnotację: „komedia w pięciu aktach”, i ciągnące się w nieskończoność podtytuły: Dom Juan, czyli uczta Piotra, czyli Libertyn ukarany, czyli Zemsta komandora, czyli Gość z tamtego świata. Puszkin bliższy był w swej wersji znaczeniu jednego z nich, wszak Piotr znaczy Skała, nazwał wszak swój poemat sceniczny Kamienny gość.
Zbiorowa jak zwykle przy realizacjach Footsbarnu reżyseria spektaklu idzie w stronę ostrej komedii, są to oryginale interludia bandy zbójców w lesie, o której jedynie wspomina się w tekście jako o przeciwnikach Don Louisa, czy gorliwe przygotowanie uczty przez służbę Don Juana. Również sceny pasterskie - zaloty Piotrusia o wyolbrzymionych stopach i w skórzanej pilotce (z trudem pozbywającego się zza pazuchy ryb i skorupiaków, pozostałych tam po ratowaniu rozbitków, do wielce ponętnej Karolki, czy uwodzenie dziewcząt przez balansującego między nimi, strojącego je w suknie ślubne Don Juana. Sam Don Juan, w swym krwistym surducie jest uosobieniem hedonizmu, zaprawionego z lekka znużeniem życiem. Sganarel może jedynie narzekać na swą nędzną służbę u boku takiego pana.
Prowadzenie głównego wątku, ich filozoficznych dysput przypominało jednak po trosze oryginalne wykonania kameralnych oper Mozarta - przyzwyczailiśmy się, że realizowane są w wielkich przestrzeniach najsłynniejszych scen operowych całego świata, a tymczasem, gdyby odgrzebać je w kształcie, w jakim oryginalnie zostały wykonane, ukazałyby się naszym oczom na małej scence, z kilkoma umalowanymi śpiewakami, wśród wspaniałych, lecz papierowych dekoracji, z orkiestrą w niedużym składzie muzycznym.
Miałam wrażenie jak gdyby Don Juan Footsbarnu grany był na instrumentach dawnych, od których już nieco odwykliśmy. I jak każde tego rodzaju przedsięwzięcie był bardziej doświadczeniem niż propozycją nowej interpretacji. Ci, co po raz pierwszy obcowali z Footsbarnem, nie do końca mogli poznać jego rzeczywisty styl. Zgłodniała feerii i oryginalnego czaru, jaki teatr ten umie przekazać widzom w swych spektaklach, czekam zatem na szekspirowską Zimową opowieść.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU