Agnieszka Kumor
Tekst z 29/01/2010 Ostatnia aktualizacja 29/01/2010 15:17 TU
Podczas czerwcowych występów Piny Bausch w Paryżu obejrzałam ostatnią z jej sztuk, zatytułowaną Tanzabend II. Tradycją już się stało, że od kilku lat można oglądać w czerwcu kolejną, nową premierę tej, moim zdaniem największej z żyjących współcześnie choreografów. Ci, którzy kochają Béjarta niech wybaczą mi ten zamach w stosunku do ich mistrza. Do mnie osobiście mocniej przemawia teatr Piny Bausch.
Właśnie teatr, a nie tylko taniec. Bowiem spektakl Tanzabend II, podobnie jak poprzedni Palermo, Palermo, jest konglomeratem surrealistycznych sytuacji, zdań, słów, muzyki, tańca, obrazów, zapachów, kolorów. W ostatniej sztuce, przygotowanej zresztą w Madrycie, gdzie Pina Bausch pracowała ze stałym od lat międzynarodowym zespołem tancerzy, scena okryta jest śniegiem. Popaduje on sobie z lekka to tu to tam, tworząc przestrzeń wypełnioną spokojem. I choć nie brak, podobnie jak w poprzednich spektaklach, wszechobecnego bólu istnienia, zamarłego na ustach wołania o pomoc, bezsilności ludzkiej wobec życia i losu, jest tym razem jakieś uspokojenie, uładzenie. Szczególnie między ludźmi.
Nieporozumienie i walka pomiędzy mężczyzną a kobietą osiągające w spektaklu Palermo, Palermo stopień zobojętnienia na siebie nawzajem, codziennego małego okrucieństwa zadawanego jeden drugiemu, tu w Tanzabend II przyjmowane jest przez bohaterów z pewnym nawet humorem. I o dziwo, nareszcie znajdują oni gesty, jakbyśmy powiedzieli, „na zgodę”. Najpiękniejszym tego przykładem będzie taniec całego zespołu, gdy mężczyźni i kobiety łagodnie, acz z uporem starają się przecisnąć do przodu, by w końcu znaleźć się w układzie tańczonym wspólnie.
Trudno opowiedzieć akcję sztuki. Jest raczej kolażem sytuacji. I znakomicie brzmiących kontrapunktów. Obrazy są częstokroć bardzo gwałtowne – jak choćby rozłożone na scenie ciała tancerzy, którzy kończą powolny taniec, jakby pochód i zamierają w ostatnim geście. Ktoś owija się w folię. Śmierć. Przewijają się nad nimi kolorowe slide’y – śmierć na zalanej słońcem plaży, śmierć w falującym zbożu, śmierć na szosie – jakby replika plakatu organizacji Brigitte Bardot „SOS zwierzętom”, śmierć w kwiatach.
Obrazy i sytuacje kreowane przez Pinę Bausch nie mają nic z pustej estetyki. Przeciwnie – tętnią życiem, dialogiem odbywanym tu i teraz z widzem, słowa i gesty aktorów zawsze mają za kontrapunkt obecność i uwagę siedzących po drugiej stronie rampy świadków. Dodam, że artyzm i siła wyrazu aktorów-tancerzy Piny Bausch jest doprawdy nie do zapomnienia. To na nich opiera ona swój teatr. Jest w Tanzabend II wspaniały element: na poły żywy (przez wyrazistość ruchu), na poły pluszowy, biały niedźwiedź polarny; chodzi sobie co jakiś czas, obserwując akcję, a potem znika majestatycznie w kulisach.
Nie pytam – po co, dlaczego, co może to czy tamto znaczyć? Chłonę przemawiające do mego serca i mojej psychiki obrazy; raz jestem dzieckiem, raz dorosłą osobą, a wszystko to dzięki niezrównanej sztuce Piny Bausch i jej zespołu.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU