Agnieszka Kumor
Tekst z 29/01/2010 Ostatnia aktualizacja 29/01/2010 16:42 TU
Jak obiecaliśmy, dziś o najnowszej sztuce Petera Handkego – Godzina, w której nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem, w reżyserii Luca Bondy’ego. Produkcja berlińskiej Schaubühne prezentowana jest obecnie w Théâtre du Châtelet, przedstawienia potrwają jeszcze do 17 grudnia. Pierwsze odkrycie sztuki: tekst Handkego pozbawiony jest dialogów.
„Być może, mówiąc o niej, twierdzi Luc Bondy, powinniśmy zapomnieć, że chodzi o sztukę niemą. Protagoniści nie wiedzą absolutnie nic o sobie nawzajem. Przychodzą na plac i odchodzą, nie wypowiadając ani jednego słowa, dopiero na koniec osiągają stan czegoś, co można nazwać czekaniem na słowo”.
Gitta Honegger, której artykuł na temat Godziny… znajdujemy wraz z tekstem sztuki we wrześniowym „Dialogu” pisze o „théatronie, miejscu patrzenia/widzenia, do jakiego zaprasza widza tekst Handkego, prowokuje on publiczność do uczestnictwa w imaginacyjnym akcie widzenia”. Większość postaci autor wprowadza słowami: „ktoś jako…”, zaznaczając tym samym ich teatralność. Scena przedstawia miejski plac. Scenograf, Gilles Aillaud, umieścił po lewej stronie biały prostopadłościan z drzwiami, pełni on rolę budynku; w głębi, po lewej – biały mur z roślinnością u góry, po prawej – przykryty plandeką samochód, z którego wyjdzie wiele typowych i nietypowych postaci. Jak choćby Mojżesz, przewożący w bagażniku Księgę Prawa. Pośrodku, statua przypominająca egipskiego psa na szklanym postumencie, niepostrzeżenie przemieszczająca się. W ukośnej linii stoją trzy słupy telegraficzne, na środkowym zawieszony został sznurkowy kosz do gry w koszykówkę. Sekwencje spektaklu rozdziela podmuch wiatru: biała, lekka materia w charakterze kurtyny przesuwa się z szybkością błyskawicy od jednej kulisy do drugiej, zagarniając po drodze protagonistów.
Kim oni są?
„Jakiś człowiek na krótko przedstawiający kelnera, jakaś osoba z tacą zastawioną kieliszkami szampana szwendająca się po uliczkach, Mongołka z sokołem na ręku, ktoś kto dopiero przeszedł teraz wraca, jako człowiek przedstawiający Papagena, jakiś inny człowiek, niosący pomniejszony model placu, któryś z nich zszedł na bok i podczas gdy pozostali dalej wykonują okrążenia, on posuwa się niezdarnie skrajem, skrajami, wlokąc nogę za nogą, a w innymi miejscu z szyku wypadł następny, stoi z laską rozglądając się za jakimś murkiem, za jakimś gzymsem, który by dał oparcie głowie, rękom, nogom, potem drży znienacka na całym ciele…”
Handke napisał swoją sztukę, spędziwszy pewne popołudnie na placu w miasteczku pod Triestem. Przyglądał się wszystkiemu co się tam działo, każdemu przechodniowi. Powstał tekst, który można rozpatrywać na wielu poziomach. Publiczność obserwuje tej wyjątkowej lekkości spektakl, reagując raz śmiechem, to znowu milczeniem. W innym momencie nie bardzo rozumiejąc, to znowu - burzą oklasków. Reżyseria Bondiego nie udowadnia żadnej tezy, w czysto teatralny sposób pokazuje życie, próbuje to zrobić jak najpełniej. Widzimy na scenie obraz samych siebie, albo też obracamy się ku sąsiadowi, olśnieni oryginalnością spojrzenia twórców.
Handke, Bondy i aktorzy Schaubühne patrzą i pozwalają patrzeć. Autor nie żąda od reżysera realizacji niemożliwego, nie wszystkie jego wskazówki można przedstawić na scenie. Oczekuje on raczej, że widz znajdzie w spektaklu to co niemożliwe, co nienazywalne.
Oryginalny, pełen nowych perspektyw teatr.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU