Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

2006-06-30 Polska zapaść czyli Jurajski Park

 Stefan Rieger

Tekst z  22/02/2010 Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:03 TU

Narobię sobie dzisiaj wrogów, Drodzy Państwo. Już jutro będę wszak tam, gdzie żaden wróg mnie nie dosięgnie, pośród żab, kaczek i piżmaków, przed odlotem w nieznane przetnę zatem wrzód i wywalę kawę na ławę, by ulżyć obolałemu sumieniu.  

Wylewamy tu zazwyczaj kubły pomyj na naszą zwariowaną, wersalsko-jakobińską Francję: powtarzamy w kółko, że mamy już dość tego kraju w ideologicznej ciąży urojonej, szamocącego się ze swoją niemożnością, pogrążonego w swoich archaizmach, duszącego się oparach politycznej poprawności... A jednak dzisiaj całkiem mi się odechciało wyżywać się na mej drugiej ojczyźnie. Wszystko jest bowiem względne: Francja, owszem, jest chora, ale trochę tak jak w XIX wieku wielki artysta musiał być chory na gruźlicę czy temu podobną arystokratyczną przypadłość. I wszystkim życzyłbym takiej choroby, a zwłaszcza Polsce, która wedle tych kryteriów – byłaby dzisiaj w stanie zaawansowanej agonii.

Ja nie mówię, że to, co widać na zewnątrz, jest wiernym odbiciem kraju rzeczywistego (gdyby tak było, trzeba by od razu palnąć sobie w łeb), lecz jakimś odbiciem jednak jest, skoro ten naród wyłonił z siebie dobrowolnie takie, za przeproszeniem, elity. Niektórzy już mówią o „nawrocie PRL-u”, z odwróconym ideologicznym znakiem, ale wówczas przynajmniej elity mogły się zasłaniać bardzo ograniczoną suwerennością kraju, dziś natomiast, w wolnej Polsce, takiego alibi już nie mają. I podczas gdy Francja tkwi być może w wielce ucywilizowanej stagnacji, Polska od miesięcy albo i lat jedzie pełną parą na wstecznym biegu: pod pewnymi względami, choć ekonomia ponoć kwitnie, minęła już Średniowiecze i pytanie, gdzie się zatrzyma.

W dowolnej chwili włączam telewizor i natychmiast włos się jeży: Jurajski Park... Lustracja, celebracja, beatyfikacja - celebracja, beatyfikacja, lustracja – i jeszcze raz od nowa – zidiociali dziennikarze bombardujący tymi idiotyzmami społeczeństwo, które pozbawia się wszelkich intelektualnych narzędzi, pozwalających cokolwiek zrozumieć ze złożonej rzeczywistości; które odcina się też całkiem od świata, kręcąc się jeno – w dziennikach telewizyjnych – wokół własnego, ubabranego w szambie ogona.. I jeszcze te gęby, te mordy jakie mogą się przyśnić w sennym koszmarze.  

Kisiel nazywał lata gomułkowskie „epoką ciemienia łupanego”. Niebawem wszak nie będzie już nawet czego „łupać”: „ciemię” zastępują dziś „pośladki”, ujmując rzecz oględnie. I jeszcze ten język, ten przeraźliwy niegramatyczny volapuk w ustach posłów, ministrów, premiera, nawet prezydenta, ba – najczęściej także, z nielicznymi wyjątkami, w ustach ich rzekomo światłych oponentów, „inteligentów”, psychologów, łże-profesorów... Przy polskim premierze albo pośle, wyłączając garstkę oświeconych niedobitków, najciemniejszy z francuskich deputowanych wydaje się Chateaubriandem albo Clémenceau. Ba, na mej zabitej dechami prowincji, każdy chłop z sąsiedztwa jest przy nich profesorem zwyczajnym, wysławia się płynnie i gładko, myśli żwawo, we wszystkim jest zorientowany.

I jeszcze to bezdenne pustosłowie, te czcze frazesy, ten „patriotyzm” (ponury idiotyzm, gdyż z kim to Polska dzisiaj walczy, ze swą europejską rodziną?), te pseudo-"wartości”, nie przekładające się nijak na codzienną praktykę. Gombrowiczowi się zdawało, że w swym „Trans-Atlantyku” opisał malowniczo polskie, sarmackie dno, lecz – jak wiemy od Leca – „wystarczy znaleźć się na dnie, by usłyszeć pukanie od dołu” i dzisiaj, jak mniemam, Gombrowicz by już chyba zaniemówił.

Pisze do mnie przyjaciel z Polski, kreśląc szkic sytuacyjny po wyborczej Berezynie: „Tak, jak w Iranie, tradycyjny, fundamentalistyczny, prostacki prezydent pokonał w wyborach poprawnego religijnie, ale światlejszego – odwołując się do ciemnych mas i do ich wiedzy o skorumpowaniu obozu przeciwnika. Tak, jak w Iranie, politycy prymitywniejsi od konkurentów, opierający się na masach ciemnych prostaczków, usiłują zdominować i zdyscyplinować światlejszą część narodu”...

Niepoprawni optymiści chcą wierzyć, że to się musi zmacerować, że ekstrema u władzy sama się wypali, że Kaczyński wziął ją do rządu, by ją spacyfikować i wykończyć, tak jak kiedyś Mitterrand wykończył tym sposobem komunistów. Ale Kaczyński nie jest Mitterrandem, zresztą i klientów ma bardziej niebezpiecznych i grubiej ciosanych. A poza tym nie jest bez znaczenia, że przez niewiadomy jeszcze czas Polska nadal będzie grzęznąć w cywilizacyjnej zapaści, w swym sarmacko-bogobojnym zaścianku, z którego młodzi, trzeźwi i zdolniejsi uciekać będą gdzie pieprz rośnie, ku bardziej normalnemu światu.

Tyle chciałem dziś wygarnąć, w tonacji minorowej, choć możnaby jeszcze długo. Teraz czekam pokornie na zaliczenie do „określonych kół” i „antypolskich ośrodków” na Zachodzie, gdyż jak wiadomo – „wraca nowe”.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU