Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

2006-11-03 Obłęd samotności, fantazmat autokreacji

 Stefan Rieger

Tekst z  22/02/2010 Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 20:39 TU

Diabeł, każde dziecko wie, tkwi w szczególe. Od takiego też, z pozoru błahego detalu, wychodzi Olivier Rey, by w pełnym erudycji i humoru eseju o „Obłędzie samotności” skreślić portret współczesnego homo-może-sapiens-lecz-ani-trochę-memorans, któremu się zdaje, że przeszłości nic nie zawdzięcza, gdyż sam siebie ulepił, własnymi rękami.

Olivier Rey - z zawodu matematyk, z pasji filozof – wypatrzył detal typu piguła sensu, który wynieść można do rangi ogólniejszej metafory. Czy zauważyli państwo (choć nie pamiętam już, czy w Peerelu było podobnie?), że gdzieś tak do końca lat 60. wózki dziecięce tak były zrobione, że dzieci usytuowane były frontem do osoby, pchającej wózek? Otóż potem nagle, ni z tego ni z owego, nasze pociechy odwrócono do nas plecami, a frontem naprzód, hen w nieznane.  

„Ponoć nad wszystko przedkładamy szczęście naszych dzieci. Ale dzieci w tam pomyślanych wózkach, pisze Olivier Rey, przestały się uśmiechać. Do kogo zresztą miałyby się uśmiechać? Do świata? Z ich punktu widzenia, nie ma w nim nic do śmiechu. Nisko zawieszone przy ziemi, nijak nie utulone wzrokiem, służą jeno, jak dziób lodołamacza, do rozgarniania tłumu”. Czy komuś to wadziło, że dzieci – jak to drzewiej bywało – miały w swym polu widzenia poprzedzające je pokolenie? Zapewne komuś wadziło, lecz próżno szukać winnego – zwalmy całą winę na Ducha Czasu, który oszalał, odkąd stracił ostatnie punkty odniesienia czy zaczepienia.

Odbijając się z gracją od metaforycznej adegdoty, Olivier Rey zabiera nas w podróż w czasie, odwiedzając biblijne przypowieści, greckie mity i rojenia filozofów, by ukazać u kresu tej wędrówki żałosną goliznę naszej współczesności, która uwierzyła ślepo w cnotę autonomii, czyli mit „auto-kreacji”.

Przez tysiąclecia świat stał pod znakiem heteronomii – jednostka, innymi słowy, była pod władzą czynników zewnętrznych: religii, autorytetu, tradycji... I oto nagle, na przełomie lat 60. i 70., przelecieliśmy w drugą skrajność. Zabijając ojca i przecinając wszelkie cumy, łączące nas z tradycją (co nawet trudno potępiać – w końcu co miał zrobić w Niemczech syn nazisty, we Francji syn vichysty czy w Polsce syn komunisty?) – wylaliśmy mimowoli dziecko z kąpielą (wciąż te dzieci...), wmawiając temuż dziecku, że odtąd wszystko w jego rękach i samo będzie kowalem swego losu. Oczywiście odpowiedzi na pytania zasadnicze – w świecie, gdzie panta rei, wszystko nieustannie się zmienia – samorodek dumny ze swej autonomii, porwany przez spieniony nurt nowoczesności – nigdy zapewne nie znajdzie (wyłączając garść śmiałków, poszukiwaczy skrajnych przygód).

Nieliczni tylko wszak dostrzegają przepaść między skrajną nowoczesnością środków i archaizmem celów. Można być stuprocentowym kretynem lub szkodnikiem o mocy miliona kilobajtów lub kilowatów, i nawet nie tylko można, ale trzeba – skoro zwiększa to obroty. Postulat bezwzględnej autonomii jednostki-samorodka, uwolnionej od balastu przeszłości i ustanawiającej sobie a muzom wyssane z palca zakazy i nakazy, a raczej: hedonistyczne zezwolenia – wchodzi w podejrzany rezonans z dynamiką współczesnego kapitalizmu, wyzbytego wszelkich skrupułów.

Upadek kodów etycznych, tworzących kręgosłup edukacji, daje rynkowi wolną rękę: pozwala mu wcisnąć się wszędzie i dowolnie manipulować jednostką, wolnym elektronem wydanym na pastwę pola magnetycznego czyli Ducha Czasu. Który to Duch, co gorsza, podpowiada wciąż owej nieszczęsnej jednostce, że jeśli tylko się postara (odmłodzi, dożywi, uzdrowi, odchudzi...) – niechybnie wybije się na quasi-nieśmiertelność.

Dawni możnowładcy wciskali reszcie kit w imię niepodważalnych aksjomatów i tradycji: tak trzymać, kto się ruszy dostanie za uszy, ruki po szwam... Dzisiejszym możnowładcom przyświeca inne całkiem credo: każdy, kto nie zgadza się na zmianę, odrzuca postęp – ergo jest jaskiniowcem.

Osobiście nie widzę w tym żadnej obelgi. To dla mnie wręcz mimowolny komplement, wynikający z arogancji i niewiedzy. Jaskiniowiec był małpoludem, żyjącym w świecie racjonalnych imponderabiliów (typu banan, zagrożenie, pociąg seksualny, pożar buszu...), który nagle w swej jaskini, skonceptualizowanej rychło przez Platona, znalazł wirtualny puklerz pozwalający mu odgrodzić się od rzeczywistości. A co do dzieci, wystawionych frontem w nieznane, obce i wrogie – mam też własną teorię, nie tyle sprzeczną, co uzupełniającą wizję autora.

Dzieci w wózkach odwrócono, gdyż pokolenie powojennego baby-boom’u boi się im spojrzeć w oczy. Przynajmniej tu, we Francji – gdzie od dziesięcioleci rządzi i wszystko zgarnia pod siebie klasa podstarzałych rentierów, często byłych dzieci-kwiatów, odcinających kupony od niegdysiejszej prosperity, czepiających się kurczowo swojej grzędy, broniących swych przywilejów – kosztem pokoleń wstępujących. Wreszcie to dostrzeżono – księgarnie pełne są okrutnych pamfletów na baby-boomersów, żyjących od lat ponad stan i zostawiających potomnym jeno długi i potencjalne katastrofy. Zacytuję dwa tylko tytuły: „Jak Francja doprowadza swoje dzieci do ruiny” i „Nasze dzieci nas znienawidzą”. Jeśli nie dzieci, to na pewno wnuki...

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU