Stefan Rieger
Tekst z 22/02/2010 Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:49 TU
W niedzielę rano, 30 kwietnia 2006, obudziliśmy się we Francji trochę bardziej jeszcze osamotnieni i bezradni w obliczu osaczającej nas zewsząd „politycznej poprawności”. Opuścił nas najbardziej bezlitosny z jej pogromców. Owszem, Jean-François Revel – który odszedł w 82 roku życia – ostatnimi laty mało się już udzielał, lecz przynajmniej wiedzieliśmy, że tam gdzieś jest, na wyspie świętego Ludwika, i nieustannie czuwa. (2006-05-05)
Wyglądał trochę, zwłaszcza pod koniec życia, jak stary indiański wódz albo sędziwy mnich buddyjski – aczkolwiek mnichem tybetańskim i prawą ręką Dalaj Lamy został akurat jeden z jego synów, Mathieu Ricard. Drugi syn przeszedł na judaizm, córka zaś na prawosławie – musiały się zatem toczyć wielce ożywione dyskusje w rodzinie owego bezwzględnego ateusza i wolterianina, jakim był zawsze Revel. Zaowocowało to zresztą pasjonującą książką w formie dialogu – „Mnich i filozof” – który stała się bestsellerem i trafiła też do Polski. Jean-François Revel, umysł niesłychanie wszechstronny, był po trochu wszystkim: filozofem, pisarzem i dziennikarzem, członkiem Akademi Francuskiej, specem od malarstwa i literatury (wydał esej o Prouście i antologię poezji), smakoszem i bon vivant (o urokach gastronomii też się rozpisywał)... Lecz nade wszystko – gdybym miał go w dwóch słowach podsumować - rzekłbym, że był wolnomyślicielem i niezrównanym, ciętym polemistą.
Wieczny heretyk i outsider, postać nietypowa we francuskim światku intelektualnym, zapatrzonym we własny pępek – Revel miał barokowy dość życiorys. Jako młodzieniec zerwał z ojcem-petainistą, włączając się do Ruchu Oporu. Potem skończył prestiżową Ecole Normale, ale zbyt wcześnie założył rodzinę i musiał ją wyżywić. Ruszył w świat : był nauczycielem w Algierii, następnie profesorem w Meksyku (gdzie zaprzyjaźnił się z Bunuelem i Octavio Pazem), wreszcie w Instytucie Francuskim we Florencji (gdzie doznał „iluminacji artystycznej”). Opanował kilka języków, liznął wielu kultur, poznał ułomności różnych ustrojów politycznych. Po powrocie do Francji, przedzierzgnął się z profesora w dziennikarza, lecz wciąż zależało mu na jednym : nie dać się zaszufladkować, wznieść się ponad francuski prowincjonalizm i szowinizm, uprawiać różne ogródki. Łapał się też za wszystko. W latach siedemdziesiątych kierował z werwą tygodnikiem L’EXPRESS, aż do dnia, gdy nowy właściciel, brytyjski magnat Jimmy Goldsmith wyrzucił jego zastępcę, Oliviera Todda. Było to po zwycięstwie Mitterranda w 1981 roku. Todd, sympatyzujący z lewicą, zamieścił portret Giscarda nie odpowiadający kanonom greckiej urody. W minutę po decyzji Goldsmitha, Revel złożył dymisję. Chociaż, z dwojga złego, wolał już Giscarda. Ale zasady są zasadami...
Kiedyś nawet był „mitterrandystą”, ale gdy socjaliści skumali się komunistami, miarka się przebrała. Revel był odtąd dla dobrze myślącej lewicy renegatem i reakcjonistą. To fakt, że sobie zasłużył: jako jeden z pierwszych, począwszy od lat 50., bezlitośnie zwalczał komunizm i w ogóle wszelkie formy umysłowego zaczadzenia. W kolejnych książkach – „Ani Marks, ani Jezus”, „Nowa cenzura”, „Pokusa totalitarna”, „Jak kończą demokracje”, „Bezużyteczna wiedza” – niezmordowanie tępił wszelkie formy kłamstwa i przesądów, przeciwstawiając im gołą prawdę faktów; demaskował bezlitośnie bzdurę i perfidię komunizmu, nieustannie przestrzegając demokrację – ustrój jakże kruchy – przed grożącym jej, śmiertelnym zagrożeniem. Pod tym względem był we Francji, w przeciągu minionego półwiecza, umysłem najbardziej bezkompromisowym. Gdy upadł komunizm, stracił poniekąd ulubionego przeciwnika, nawet jeśli w ostatnim swym eseju, z 2002 roku, znalazł sobie jego ersatz w „Antyamerykańskiej obsesji”.
Ostatnio nie zawsze z nim do końca się zgadzałem. Niuans nie był najmocniejszą Revela: nad „inteligenckie wydziwianie” przedkładał zawsze „zdroworozsądkową maczugę”, w czym był niezastąpiony w poprzednich dziesięcioleciach, ale co zatrącało pewnym manicheizmem w czasach, gdy świat się mocno skomplikował. Lecz definicja zaczadzenia umysłu lub przesądu, jaką znajdujemy w jego pamiętnikach, wydanych pod ładnym tytułem „Złodziej w pustym domu”, pozostanie wiecznie aktualna:
„Właściwością przesądu jest to, że nie uświadamiamy sobie tego, iż jest przesądem. Przesąd wznosi dźwiękoszczelną ściankę między przekonaniami a wiedzą. Czy w mózgu mamy trzy gramy czy też trzy tony inteligencji – to jest bez znaczenia : naszą zdolność do myślenia przesąd trzyma z równym powodzeniem na dystans”. Burzmy zatem ścianki, dzisiaj już, niestety, bez pomocy Revela.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU