Stefan Rieger
Tekst z 22/02/2010 Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 18:32 TU
To filozof paradoksalny i apokaliptyczny. Myśli na przekór, pod prąd, żonglując sofizmatem i prowokacyjną metaforą. Najłatwiej byłoby uznać to za delirium i niektórzy – gdy Jean Baudrillard nazbyt drastycznie burzy consens, na przykład orzekając, iż „wojny w Zatoce Perskiej nie było”, albo wyciągając przewrotne wnioski z 11 września – korzystają z tego, by odesłać go do czubków. Otóż to człek łagodny i zrównoważony, przy tym jeden z ostatnich już, francuskich myślicieli o solidnej międzynarodowej reputacji – a mylące jest to, że po prostu myśli on na wyrost. Tego, co pisze z reguły nie należy brać dosłownie: to nie odmalowanie świata, lecz ekstrapolacja. (2005-10-14)
Jean Baudrillard – który publikuje w tym roku piąty tom swych dzienników Cool Memories i któremu poświęcony jest ostatni opasły zeszyt Cahiers de l’Herne – od lat bacznie obserwuje spieniony nurt postmodernizmu i płynąc z nim myślami w przyszłość, wyciąga z dostrzeżonych tendencji skrajne konsekwencje. A w czasach tak obłąkanego przyspieszenia antycypacja jest nieznaczna, przyszłość bowiem wpisana jest już w teraźniejszość. Doszliśmy już, powiada Baudrillard, do ostatniego stadium owego „społeczeństwa spektaklu”, którego prorokiem był Guy Debord. Wkroczyliśmy w świat wirtualny i doszczętnie zmediatyzowany, w którym zahipnotyzowana ludzkość traci wszelki zmysł krytyczny.
W wydanej 1995 roku książce Baudrillard nazwał to „zbrodnią doskonałą”. Nie jesteśmy już bowiem nawet w „społeczeństwie widowiska”, które zakłada inscenizację, alienację widza i w odpowiedzi – możliwość krytycznego dystansu. Nie ma odtąd przed nami sceny, lecz sieć, ba – sami jesteśmy siecią. Medialna hegemonia ogarnęła całą rzeczywistość, tak że trudno już nawet mówić o „dominacji poprzez spektakl” – to wszechogarniająca homogenizacja, tracąca wręcz znamiona imperializmu. Jesteśmy odtąd wtopieni w „światowy ekran”, przepływają przez nas obrazy i znaki, nasz umysł rozpuszcza się w nadmiarze informacji, rozpuszcza się w nim zgoła sama teraźniejszość. Zanurzeni w czasie realnym, który już nie jest czasem, nie jesteśmy już nawet sobie współcześni.
Baudrillard składa hołd McLuhanowi, który odmalowując już kilkadziesiąt lat temu globalną wioskę przepowiedział zatracenie wszelkich punktów odniesienia i unicestwienie rzeczywistości: medium is a message, mówił Kanadyjczyk na grubo przed tym, zanim nastała cyfrowa hiper-rzeczywistość, w której odróżnienie przesłania od medium jest już praktycznie niemożliwe, zdystansowanie się od kontekstu jest iluzją, gdyż wpisani jesteśmy w kontekst. Gdy dojdziemy do kresu naszych możliwości, gdy każdy komunikować będzie z każdym, przeniesiemy się w swego rodzaju wymiar niewyczerpanej i zbrodniczej przejrzystości, totalnego nasycenia sztucznością, pozorami, informacją, obrazami... Człowiek, podłączony do sieci, powierza jej swój mózg – nie różniący się odtąd zbytnio od komputera – rozstając się jednocześnie ze swym ciałem. Wszystko, co jest cielesnym wyróżnikiem – seks, rozkosz, uczucie, cisza, śmierć – podlega neutralizacji, sprowadzeniu do formuły zero-jedynkowej. Tego rodzaju dezinkarnacja to zapewne prosta droga do stadium jarzyny.
Najgorsze jest wszak to, powiada Baudrillard, że odebrano nam nawet prawo do kontestacji. Kiedy bank BNP prowadzi cyniczną kampanię reklamową pod hasłem „ Twoje pieniądze mnie interesują”, albo gdy szef prywatnej Jedynki, Patrick Le Lay, stwierdza otwarcie, że misją jego telewizji jest „zmiękczenie mózgów tak, aby lepiej wchłaniały reklamy Coca-Coli – następuje oto brutalne zerwanie kontraktu społecznego, w którym odpowiedzią na korupcję jest kontestacja zła. Jeśli bowiem skorumpowani rezygnują nawet z rytualnej hipokryzji, czyli „zło jest odtąd brzuchomówcze” – nie mamy już nawet kogo zadenuncjować. Wszechogarniający cynizm podcina nogi krytyce.
Baudrillarda łatwo zaliczyć do „nihilistów”, ale on sam temu przeczy. Zapewnia, że nie podważa wszystkich wartości. Jest nihilistą w tym tylko znaczeniu, że odwraca sens metafizycznych pytań. Zamiast pytać: „czemu jest coś, zamiast niczego?”, pyta „czemu nie ma nic, zamiast czegoś?”. Co przełożyć można na pytanie, w sensie politycznym, „dlaczego jest coraz lepiej, a jednocześnie coraz gorzej?”.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU