Stefan Rieger
Tekst z 22/02/2010 Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 18:42 TU
Przepraszam, czy wolno już skrytykować kapitalizm? Oczywiście pytam pro forma, gdyż od dawna się nie krępuję i od czasu do czasu kąsam w łydkę owego molocha, który rozsiadł się dziś pysznie na całej planecie, niczym na pozór nie zagrożony – poza samym sobą. Nie wykluczone bowiem, że siedzi na bombie z opóźnionym zapłonem – jakim jest chociażby amerykański, gigantyczny deficyt budżetowy, by już nie wspomnieć o bańce mydlanej giełdowych spekulacji. Takich bomb z opóźnionym zapłonem jest zresztą znacznie więcej: skażenie środowiska, efekt cieplarniany, rosnące nierówności...
To są poważne, realne zagrożenia, nie będę się dziś zatem wdawał w pożyteczne skądinąd dywagacje na temat "sensu" czy "szczęścia", jakie produkuje lub niszczy ów system (to znaczy nie będę patrzył nań z zewnątrz, okiem marzyciela, utopisty czy alterglobalisty): spójrzmy na kapitalizm od wewnątrz, gdyż od ładnych paru lat – po dekadzie triumfującego, aroganckiego biznesu, którego polityczną witryną było Forum w Davos – kontestacja wzbiera w łonie samego systemu.
Salwę zainaugurował skruszony miliarder, Georgy Soros – w jego ślad poszło wielu innych, jak laureat Nobla z ekonomii i były doradca Clintona Joseph Stiglitz, który trąbi na alarm, dowodząc iż puszczony na żywioł kapitalizm stracił głowę i bieży ku katastrofie. Tygodnik L'EXPRESS omawia kilka nowych książek, stanowiących przedłużenie tej refleksji.
Najbardziej zaskakujący jest zapewne esej o "Przyszłości kapitalizmu", spłodzony przez byłego doradcę MEDEFU, związku francuskich przedsiębiorców – ekonomistę Jean-Luca Gréau. Atakuje on frontalnie dwie "święte krowy" kapitalizmu made in USA (czyli dziś de facto globalnego): aksjomat nieograniczonej wolnej wymiany oraz model ekonomii, w którym prawo dyktują finanse.
Gréau dowodzi po pierwsze, że globalizacja "miażdży płace", gdyż uogólniona, wolna wymiana ma efekt deflacyjny. Nowy międzynarodowy podział pracy, w którym rozwijające się żywiołowo tygrysy, jak Chiny czy Indie, zadowolić by się miały produkowaniem dóbr o małej wartości dodanej, autor uważa za niesmaczny żart. Gréau wskazuje na kruchość systemu, opartego na astronomicznym zadłużeniu Stanów Zjednoczonych i który trzyma się jedynie dzięki temu, że wierzyciele – a w pierwszym rzędzie Chiny – czują respekt przed tak potężnym dłużnikiem, lub mają doraźny interes w utrzymywaniu tej ekonomiczno-finansowej fikcji.
Jean-Luc Greau proponuje zatem szereg korekt – zalecając np neoprotekcjonizm, czyli stworzenie kontynentalnych stref chronionych, obejmujących Europę, Amerykę Łacińską czy Afrykę. Jego diagnoza jest bezlitosna: "Program free trade, czyli niczym nieskrępowanej, wolnej wymiany, to wymysł rządzących elit z krajów najbogatszych – zbiorowa decyzja podjęta pod naciskiem rynków finansowych".
Greau – podobnie jak Stiglitz i wielu innych – wcale nie "kala własnego gniazda": broni wolnej przedsiębiorczości, głównej sprężyny kapitalistycznej succes story. System fetyszyzujący dziś akcjonariusza i jego zyski odwrócił się plecami od tego, co zadecydowało o jego sukcesie: inicjatywa, wolność, waloryzowanie produkcjii. Giełda jest witryną tej anihilacji sensu: przestała finansować przedsiębiorstwa, czyli stymulować innowacje i premiować wyobraźnię – zadowala się głaskaniem z włosem posiadaczy akcji i dopieszczaniem emerytów, głównie amerykańskich, którzy w funduszach inwestycyjnych, zawiadujących w dużej mierze światową gospodarką, uplasowali swe nadzieje na złotą i stale procentującą starość.
Dzisiejszy kapitalizm – spekulacyjny, giełdowy, odcinający kupony od rewoltującego status quo – jest zatem sam w sobie bombą z opóźnionym zapłonem! Jedyne dlań zbawienie, to rehabilitacja przedsiębiorstwa i zmusztrowanie zawiadujących nim dziś akcjonariuszy, którzy muszą zrozumieć, że ich długofalowy interes nie polega na akumulacji tymczasowych zysków, lecz na inwestowaniu w to, co przedsiębiorstwu pozwoli przetrwać I ruszyć na podbój przyszłości.
Bądźmy spokojni, niewielu zrozumie: mamy przed sobą fajerwerki, wobec których azjatyckie tsunami wspominać będziem zapewne jako niewinny wybryk natury, niegodnej zmierzyć się w szaleństwie z homo, który niegdyś był podobno sapiens, a dzisiaj jest economicus. Co nie oznacza, mówiąc oględnie, postępu.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU