Stefan Rieger
Tekst z 22/02/2010 Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 19:35 TU
RFI ma równo trzydzieści lat... Właściwie ta rocznica jest myląca. Audycje dla zagranicy nadawane są z Paryża już od roku 1931, kiedy to powstał Poste Colonial, aby tuż przed wojną przekształcić się w Paris Mondial, nadający w trzydziestu językach. Po wojnie wszystko trzeba było zaczynać od nowa: wkrótce wznowiono audycje w 20 językach nadawane do pół setki krajów. Dalsza historia to dzieje totalnej niekonsekwencji: kolejne rządy to zwijają, to niemrawo rozwijają interes. Obcojęzyczne redakcje raz są zamykane, raz wskrzeszane.
W roku 1974, prezydent Giscard d'Estaing pozostał wierny tradycji, ale poszedł dalej: w imię "modernizacji mediów" rozbito ORTF, czyli Urząd Radia i Telewizji, na siedem odrębnych instytucji, likwidując przy okazji niemal wszystkie audycje dla zagranicy, czyli 14 z 17 istniejących wówczas języków. Paryskie radio spadło na z grubsza trzydzieste w świecie miejsce, w rankingu międzynarodowych rozgłośni.
Był to oczywisty, "polityczny idiotyzm" – wspomina Nicolas Levkov, przez lata szef obcojęzycznych redakcji i zarazem związkowiec. Z dnia na dzień wyrzucono na bruk stu z ponad stu pięćdziesięciu dziennikarzy. "To więcej niż idiotyzm, to zbrodnia" – przebija ówczesny szef redakcji greckiej, Richard Someritis. Nie była to bowiem tylko "ludzka katastrofa" (jak mówi): był to również ciężki, polityczny błąd. Giscard uwierzył w "odprężenie": polował na żubry z Gierkiem i całował się Breżniewem. Za jego kadencji powstała jedynie Chaîne Sud, czyli audycje dla Afryki, oraz w dwa lata później Chaîne Est – czyli audycje nadawane ku Europie Wschodniej, lecz wyłącznie po francusku.
Nikt wówczas nie rozumiał tego – mówi Someritis – że dużo ważniejszy jest wektor frankofilii, niż wektor frankofonii: skoro coraz mniej ludzi zna francuski, Francja może wywierać wpływ jedynie wtedy, gdy zwraca się do ludzi w ich narzeczu. Do dzisiaj zresztą nikt tego naprawdę nie zrozumiał. Przelotnie, sprawę odblokowało zwycięstwo socjalisty Mitterranda w 1981 roku. Lewicy przypadł w udziale zaszczyt rozwalenia państwowego monopolu mediów. Jak grzyby po deszczu powstają "wolne radiostacje" na paśmie UKF, a nowy szef RFI, Hervé Bourges, dostaje od Mitterranda wolną rękę na stworzenie zagranicznego serwisu uwolnionego o politycznych serwitutów, czyli podległego jedynie kryteriom dziennikarskiej deontologii. Z "wolnej ręki" przyszło zresztą skorzystać już parę miesięcy później, gdy w trzy dni po ogłoszeniu stanu wojennego – wskrzeszono niemal ex nihilo naszą, polską sekcję RFI...
Był to precedens: trzeba było kolejnych, nieprzewidzianych, geopolitycznych wstrząsów, by nakłonić władze do wskrzeszenia lub stworzenia nowych redakcji: w latach 80., w ślad za sekcją polską, powstają kolejno redakcje rosyjska, rumuńska, serbo-chorwacka, a potem i albańska. RFI – przez dziesięciolecia zadedykowane niemal wyłącznie Afryce – rozwija się też odtąd w kierunku Azji i Ameryki Południowej. Odzyskuje stopniowo swój prestiż międzynarodowy, awansując z trzydziestego na ósme w świecie miejsce.
Prawica, gdy w roku 1986 wraca do władzy, próbuje znów media wziąć za twarz, lecz jednocześnie udaje liberalizm, pozwalając RFI – dotąd filii państwowego radia, czyli Radio France – w pełni się wyemancypować. Od 1986 roku nasza rozgłośnia jest instytucją niezależną, choć finansowaną głównie przez MSZ. W roku 1991 trafia na pasmo UKF w Paryżu, co jest prestiżowo ważne, gdyż dotąd – żaden Francuz o istnieniu RFI nie wiedział.
Rok później, audycje w językach obcych – nadawane dotąd jedynie na falach krótkich – wpuszczone są na fale średnie, w regionie paryskim: francuskie Państwo przypomina sobie nagle o setkach tysięcy imigrantów, nie mających dotąd swoich mediów. W międzyczasie RFI – trzymające się dotąd fal krótkich – przestawia się na UKF, tworząc swe lokalne rozgłośnie w rozlicznych krajach, głównie w Afryce, lub zawierając umowy z setkami partnerów, na przykład w Polsce. W roku 1996, nowy prezes RFI, Jean-Paul Cluzel nadaje rozgłośni profil "Tout-actu", czyli informacyjnego radia-non-stop, w stylu CNN.
Od kiedy jednak upadł komunizm i na dodatek zmienił się technologiczny paradygmat, władze w Paryżu nie mają zielonego pojęcia, co z tym fantem zrobić: dalej nadawać, czy nie?; w którą stronę, w jakim celu? – nikt nic nie wie i niczego, co gorsza, nie chce. Opukują nas i osłuchują, lecz obawiamy się poważnie, że w rezultacie – skoro nie chodzi bynajmniej o sens, lecz o doraźne oszczędności – popełniony zostanie kolejny idiotyzm, zgodnie z półwieczną conajmniej tradycją, w którą z najbardziej zniewalającym wdziękiem wpisał się był prezydent Giscard, w 1974 roku, zamykając wszystko, co mu wadziło lub czego nie rozumiał. Jesteśmy dziś być może, odpukać, w przededniu podobnego głupstwa...
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU