Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

2003-07-04 George Orwell przeszkadza po pół wieku

 Stefan Rieger

Tekst z  22/02/2010 Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 19:56 TU

Gdy chce się utopić psa, mówi się, że jest wściekły… We Francji, gdzie George Orwell nigdy nie był mile widziany, część prasy uczciła stulecie jego urodzin przedrukowaniem z brytyjskiego dziennika THE GUARDIAN rzekomych rewelacji mających ukazać owego rycerza bez skazy i zmazy w wielce niekorzystnym świetle, jako antykomunistycznego donosiciela. W 1949 roku Orwell miał przekazać mianowicie swej przyjaciółce z Foreign Office listę 38 faktycznych lub domniemanych sympatyków komunizmu, na której figurowały m.in. nazwiska Charlie Chaplina czy Michaela Redgrave. Prasa paryska nie raczyła wszak sprecyzować tego, że w istocie chodzi o mocno nieświeże, odgrzewane danie.

Chodzi bowiem o polemikę, jaką rozpętał tenże GUARDIAN już w 1996 roku, opierając się na świadectwach notorycznych stalinowców, marzących o podłożeniu świni pisarzowi, który tak zalazł im za skórę. W rzeczywistości za pretekst posłużył list, jaki Orwell wysłał w 1949 roku do Sonii Kirwan, szwagierki Artura Koestlera, a w którym przedstawił jej listę intelektualistów i pisarzy skłonnych przyłączyć się do antystalinowskiej kampanii – wyrażając jednocześnie gotowość sporządzenia listy tych, którzy są "kryptokomunistami, towarzyszami drogi lub sympatykami – i na których, w tego rodzaju kampanii propagandowej, nie ma co liczyć". W sumie zatem nic nadzwyczajnego.

Orwell-socjalista już od lat 30. głosił wszem i wobec, że śmiertelnym grzechem lewicowców jest to, iż "chcą być antyfaszystami nie będąc przy tym antystalinowcami". Nic też dziwnego, że między nim a lewicą trwała wciąż wojna na śmierć i życie, a jego wrogowie nie przebierali w środkach, aby go skompromitować.

Orwell zawsze był outsiderem. Do dzisiaj przeszkadza. Jeden z największych myślicieli politycznych XX wieku dla wielu pozostaje trudny do przełknięcia. Tym bardziej, że jest niezmiennie aktualny – jako krytyk kapitalizmu i komunizmu, pogromca ideologii, wróg manicheizmu, nie ufający Postępowi i Nowoczesności. Jego samego zapewne by to nie zdziwiło, że pozostaje niezrozumiany. To raczej sukces by go zaniepokoił – powiada Simon Leys, autor przenikliwego eseju o Orwellu i jeden z najmądrzejszych jego czytelników. Wybrał świadomie nędzną i dyskretną egzystencję. Brytyjski krytyk John Carey nazwał go trafnie "misfit by conviction", nieprzystosowanym z przekonania.

Eric Blair (alias George Orwell) sam to zresztą wyznał: od samego początku "porażka wydawała mi się jedyną cnotą – wszystko, co polega na dodawaniu sobie splendoru, wszelki materialny, nawet skromny sukces wydawał mi się duchowo szpetny jako coś, co służy do pognębienia innych". Orwell uważał, że "ludzie są przyzwoici w tej mierze, w jakiej pozbawieni są władzy".

Naznaczyło go głęboko traumatyczne doświadczenie, jakim była w latach młodzieńczych pięcioletnia kariera w policji kolonialnej w Birmie: "Za każdym razem, gdy odwiedzałem więzienie, nie mogłem oprzeć się uczuciu, że moje miejsce jest po drugiej stronie krat". Richard Rees, jeden z nielicznych jego przyjaciół, poświęcił mu piękną książkę zatytułowaną "George Orwell, zbieg z obozu zwycięstwa". Jest w tym jasna aluzja do słynnego zdania Simone Weil: "Trzeba być zawsze gotowym do przejścia na drugą stronę, jak sprawiedliwość, uciekinierka z obozy zwycięzców". Albo prawda…

Simon Leys powiada, że Orwell nie był w najmniejszym stopniu przygotowany na sukces "Roku 1984". Nastąpiło to tuż przed jego śmiercią. Jeszcze parę lat wcześniej, "Folwark zwierzęcy" nie znajdował wydawcy przez półtora roku. "Hołd dla Katalonii" – jego zapewne najczystsza, najbardziej poruszająca książka – wyszła w 1938 roku w nakładzie tysiąca pięciuset egzemplarzy, z czego po trzynastu latach nie sprzedano połowy. Gdyby pożył dłużej, triumf zapewne by go nie odmienił. Ujrzawszy nagle większe pieniądze, pozwolił sobie na jeden luksus: kupił sobie dobrą wędkę, której nie zdążył nawet wypróbować.

To, że we Francji Orwell się "nie przyjął", to oczywiście rezultat ideologicznej cenzury – terroru Sartre'a et consortes. Ale zdaniem Simona Leysa są też inne przyczyny. Orwell odnosił się zawsze z wyniosłą obojętnością do owego "targowiska próżności", jakim jest scena literacka. W XX wieku Leys widzi jednego tylko pisarza, który tak mało byłby "literacki", jak on: Georges'a Bernanosa, podobnie wyklętego przez środowisko, który po osiedleniu się w Brazylii kupił sobie 200 krów, "aby móc się odtąd mianować krowiarzem, a nie literatem".

Orwell nie był wysokiego mniemania o swych kolegach po piórze: "Pisarze to ludzie próżni, egocentryczni i leniwi, a do pisania popycha ich ten sam demon, który niemowlęciu każe wrzeszczeć: chęć zwrócenia na siebie uwagi".

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU