Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Alain Finkielkraut, latarnik i Westalka

 Stefan Rieger

Tekst z  22/02/2010 Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 21:39 TU

Ktoś musi nie spać, aby spać mógł ktoś... Alain Finkielkraut jest tym, który stale czuwa, choćby reszta świata pogrążona była w bezmyślnym letargu. Niektórzy chcą w nim widzieć tylko filozoficzną « płaczkę », starą zrzędę, wiecznego hipochondryka, uczulonego na nowoczesność, bolejącego nad nikczemnością swej epoki. Ale ów filozof medialny (w dobrym a nie złym tego słowa znaczeniu) jest malkontentem konstruktywnym i wiecznie zaangażowanym, nie boi się myśleć pod prąd, heroicznie stawia opór ideowej tandecie i idolom postmodernizmu. Finkielkraut wieszczy apokalipsę, ale po to, by jej zapobiec. Innymi słowy : « pesymizm myśli - optymizm woli »...  (1999-02-09)

W swej ostatniej książce, zatytułowanej « Niewdzięczność. Rozmowa o naszych czasach », cytuje credo Camusa, pod którym może się podpisać : « Każdemu pokoleniu wydaje się, że jego powołaniem jest przebudowa świata. Moje zadanie jest być może większe : zapobiec temu, aby świat się nie rozpadł ». Można nazwać to konserwatyzmem, ale w znaczeniu wybitnie demokratycznym, jakie nadawała temu pojęciu Hannah Arendt ; zachowawczość nie jest przy tym ani trochę synonimem nostalgicznego bezruchu. Nie idzie o nostalgię, lecz o utrzymanie ciągłości. Otóż wszystko w dzisiejszym (jak mówi Finkielkraut) « ultra-demokratycznym świecie » sprzysięgło się, aby tę ciągłość zerwać. T

Tytułowa niewdzięczność to postawa współczesnego człowieka, który nie chce w sobie widzieć spadkobiercy przeszłości, odmawia spłacenia długu swym wielkim poprzednikom : wyrwany korzeniami z historii i kultury, zanurzony w teraźniejszości, przeświadczony o tym, że « nowe » znaczy « lepsze », brnie na oślep do przodu, nie oglądając się za siebie. Krwawa ohyda tego stulecia dostarcza mu świetnego pretekstu, aby z obrzydzeniem otrząsnąć się z przeszłości. Cóż jest do ocalenia w tej « masie upadłościowej », skoro nic, w całym dziedzictwie kultury i demokratycznej tradycji, nie było w stanie nas zaszczepić przeciwko barbarzyństwu ?

Zabrano się zatem do radosnej likwidacji : likwiduje się naród, bo Hitler ; likwiduje się język klasyczny, bo krępuje spontaniczność wyrazu ; likwiduje się kulturę, bo jest synonimem elitaryzmu ; likwiduje się edukację ciągłości, by nie dyskryminować ubogich duchem i cudzoziemców ; likwiduje się całe pokolenia przodków, gdyż trupie wyziewy nie nadają się do szybkiego odzysku i przerobu. Ale to postmodernistyczne autodafe to ponury dowcip.

Alain Finkielkraut pokazuje bowiem, że z owych dosłownych i symbolicznych eksterminacji, które naznaczyły nasze stulecie nie wyciągnięto właściwie żadnej nauki. Swój poprzedni esej - « Zagubiona ludzkość » - chciał zresztą zatytułować : « O bezużyteczności XX wieku ». To, co bowiem potępia w dzisiejszej « rewolucji kulturalnej » - którą należało by raczej nazwać « eutanazją », jak celnie zauważa Elisabeth de Fontenay w recenzji z « Niewdzięczności » - to fakt, że nie uzasadnia się jej już nawet jakąś troską o sprawiedliwość społeczną, lecz puszcza się ją na żywioł, usiłując nam wmówić, że frenetyczny wyścig technologiczny jest sam w sobie nośnikiem moralnego i politycznego postępu. « Surfowanie po Internecie nie czyni z nas obywateli świata », zżyma się Finkielkraut.

Ów syn polskich Żydów, przywiązany do Izraela, lecz potępiający jego politykę, zasmucony widokiem społeczeństwa, rozpadającego się coraz wyraźniej na dwa obozy : « zamerykanizowanych laików i tańczących ślepców » (McWorld contra Dżihad, pisał Samuel Barber) - ów Żyd zatem, który wcale nie chce być Wiecznym Tułaczem, w bezmyślnym kosmopolityzmie i nomadyzmie widzi bodaj największe współczesne plagi. Sprzeciwia się urawniłowce, « politycznej poprawności », wielokulturowości czyli multi-kulti, niszczycielskim zapędom « dekonstruktywistów ». Uważa, że winni jesteśmy wdzięczność tym, którzy nas stworzyli ; że zrywając z tradycją odcinamy się od naszych najlepszych przyjaciół : wielkich twórców, klasycznych autorów, artystów, filozofów...- wyścielając łoże pseudodemokratycznej ignorancji i arogancji.

Finkielkraut jest zarazem romantykiem i człowiekiem Oświecenia. Jest na tyle szlachetnie naiwny, aby ciągle wierzyć, że nikogo nie wolno spisywać na straty, że każdego można odratować, jeśli szkoła - ów « teatr pamięci », miejsce, w którym « przekazuje się pałeczkę » w odwiecznej sztafecie pokoleń - nie zrezygnuje ze spełniania swojej misji. Niestety, chyba już zrezygnowała, ale Finkielkraut - współczesny Don Kiszot - nie przestaje walczyć z wiatrakami. Wiecznie czuwa, peroruje, unosi się gniewem. Gdyby nie istniał - zgadzam się z Elisabeth de Fontenay - to należałoby go wymyślić.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU